STĘPIEŃ BIŁ, BIŁ, BIŁ, AŻ W KOŃCU PRZEŁAMAŁ KONDORA
Efektownie pokazał się Paweł Stępień (4-0, 4 KO) przed swoimi krajanami w Szczecinie. Ale sprowadzony niemal w ostatniej chwili Wasyl Kondor (18-17-1, 5 KO) okazał się niezwykle charakternym i twardym zawodnikiem.
Polak zaczął mocnymi lewymi hakami w okolice wątroby. W pewnym momencie trafił prawym krzyżowym, natychmiast poprawił taką samą akcją i rywal "zatańczył". Sprytnie jednak sklinczował i przetrwał kryzys. Na początku drugiego starcia rywal znów był podłączony do prądu. Minutę później "pływał" w narożniku po kolejnych bombach Stępnia, ale o dziwo odradzał się bardzo szybko. W trzeciej odsłonie Paweł zaczął potężnym lewym hakiem w okolice wątroby, poprawił bezpośrednim prawym, kilkanaście sekund później znów huknął lewym pod prawy łokieć, ale choć Kondor krzywił się z bólu, dzielnie boksował dalej.
W połowie czwartej rundy Stępień wystrzelił akcją lewy-prawy. Ukrainiec cierpiał, ale nie kapitulował. Niemal równo z gongiem na przerwę zainkasował jeszcze krótki prawy sierp i na miękkich nogach wracał do narożnika. Piąte starcie to dalsza jednostronna demolka i niesamowite serducho Kondora.
Na minutę przed końcem Paweł strzelił długim prawym na szczękę, poprawił prawym sierpem, zamroczonego przeciwnika dobił akcją lewy-prawy i twardy jak skała Ukrainiec w końcu skapitulował. Co prawda powstał na osiem, lecz z jego narożnika poleciał ręcznik na znak poddania.
- Kilka razy trafiłem, myślałem, że to już koniec, przez co wkradło się trochę chaosu do mojego boksu. Ale dobra nauka i na pewno przyda się takie doświadczenia w przyszłości - powiedział po wszystkim Stępień.