FRANKIE GOMEZ NIE DAŁ SZANS HERRERZE
Frankie Gomez (21-0, 13 KO) będąc jeszcze nastolatkiem podpisywał kontrakt zawodowy jako jeden z najciekawszych prospektów od lat. Długo jednak czekaliśmy na wielkie sukcesy, za to słyszeliśmy o różnych problemach pozaringowych. Dziś w nocy "Pitbull" w końcu pokazał swój arsenał i prawdziwy potencjał.
Podczas gali "Khanelo" w Las Vegas naprzeciw niego stanął ceniony i niewygodny Mauricio Herrera (22-6, 7 KO). 24-latek z Kalifornii pokazał się na jego tle wybornie.
Gomez przede wszystkim zmusił lubiącego boksować z defensywy rywala do ataku, samemu karcąc go kontrami. O ile w pierwszej rundzie były to jeszcze pojedyncze akcje bezpośrednim prawym bądź lewym sierpowym, o tyle od drugiej na tułowiu oraz głowie Herrery lądowały dłuższe kombinacje bite z obu rąk. "El Maestro" wychodząc do trzeciej odsłony miał już mocno popodbijane jedno i drugie oko.
Gomez zmieniał pozycję na mańkuta, bił w różnych płaszczyznach, coraz częściej trafiał prawym podbródkowym, a gdy w czwartym starciu sam przeszedł do ofensywy, w ataku radził sobie równie dobrze, a może nawet jeszcze lepiej, niż bijąc z kontry. Czwarta runda to była deklasacja, mimo wszystko jednak Herrera dzielnie atakował w kolejnych minutach, nie zważając na precyzyjne bomby przeciwnika. I w sumie po ostatnim gongu trudno było się zdecydować, czy należałoby oklaskiwać fantastyczne umiejętności Gomeza, czy też wielkie serducho Herrery... Werdykt był formalnością. Cała trójka sędziów widziała wygraną "Pitbulla" w rozmiarze 100:90!
Bardzo dobry bokser z tego Gomeza. Pierwszy taki poważny rywal, w dodatku Herrera, a ten sobie tak z nim poczyna. Z Herrerą mało kto wygrywa w takim stylu.