BRADLEY: PACQUIAO BYŁ SILNY PRZEZ CAŁĄ WALKĘ
Timothy Bradley (33-2-1, 13 KO) z pokorą przyjął porażkę w walce z Mannym Pacquiao (58-6-2, 38 KO), która nad ranem odbyła się w MGM Grand w Las Vegas. Amerykanin dwukrotnie był liczony i po dwunastu rundach przegrał jednogłośną decyzją sędziów.
- Manny był silny przez całą walkę, był też bardzo cierpliwy. Nie byłem dostatecznie profesjonalny, aby również być cierpliwym, nadziewałem się na jego ciosy. Był bardzo szybki. Trudno było się przeciwko niemu bronić - komplementował 32-latek zwycięzcę.
Wraz z Bradleyem gorycz porażki musiał przełknąć jego trener Teddy Atlas.
- Pierwszy nokdaun to nie był prawdziwy nokdaun. Pacquiao wykonał jednak dobrą robotę, należy mu się uznanie. Ja nie zrobiłem dość wiele dla Bradleya - stwierdził.
Później dodał na konferencji prasowej, że Bradley "to najlepszy człowiek", z jakim miał okazję pracować na obozie treningowym. Sam pięściarz oświadczył z kolei, że zamierza teraz odpocząć od boksu, a potem podejmie decyzję, czy będzie dalej współpracować z 59-letnim szkoleniowcem.
Na niego spadły gromy po skandalicznym werdykcie z pierwszej walki z Pacquiao, kiedy to nie przyznawał się, że wynik był chyba trochę nieuczciwy. Kibice odwrócili się od niego.
Teraz Tim albo zmądrzał, albo dokładnie pamięta, jak momentalnie stracił na popularności.
Świetna wczorajsza postawa. Był tylko o "milimetr" gorszy od Pacquiao, a można powiedzieć, że przegrał trochę pechem. W każdym bądź razie być prawie jak Pacquiao to chyba fantastyczna sprawa.
Bardzo dobry pięściarz. Jeden z najlepszych obecnie.