ROBERT HELENIUS O WALCE Z DUHAUPASEM I KONFLIKCIE Z PROMOTORAMI
- Traktuję ten pojedynek jak każdy inny. Wyjdę do ringu po wygraną i nic innego nie będzie się liczyło - zapowiada Robert Helenius (22-0, 13 KO), w przeszłości dwukrotny mistrz Europy wagi ciężkiej, który w najbliższą sobotę skrzyżuje rękawice z Johannem Duhaupasem (33-3, 20 KO), zeszłorocznym pretendentem do pasa WBC.
Byli tacy, którzy po walce z Wilderem chwalili Francuza. Zupełnie inaczej widział to wszystko dwumetrowy Fin.
- Nie pokazał się wtedy z dobrej strony. Chcąc być najlepszym musisz pokonać wszystkich rywali. Każdy kolejny występ to jednak zupełnie inna, nowa walka, dlatego muszę zachować pełną koncentrację - stwierdził Helenius, który po wygranej nad Dereckiem Chisorą pod koniec 2011 roku popadł w konflikt z promującą go grupą Sauerland Event. Boksował rzadko, aż w końcu rozwiązał kontrakt i występuje teraz w swojej ojczyźnie. Ale nie bez problemów.
- Źle mnie trenowali i byłem w złej kondycji. Cierpiałem, połamałem sobie chyba wszystko co mogłem połamać. Wychodząc do walki z Chisorą miałem poważnie kontuzjowany prawy bark, łokieć oraz dłoń. Miałem też problemy z kręgami szyjnymi, ale byłem szantażowany przez nich ekonomicznie i finansowo, dlatego musiałem wtedy zaboksować. Straciłem wówczas niemal wszystko. Kariera zawisła na włosku, a bark musiałem operować. Rehabilitacja była długa i bardzo bolesna. Wróciłem jako wolny agent, a oni wciąż próbowali zrujnować mi życie różnymi pozwami i nadal to próbują robić. Na szczęście urodziłem się prawdziwym wikingiem, urodzonym do walki, więc nigdy się nie poddam. Jestem już blisko ataku na tron mistrza świata, choć najpierw muszę wygrać najbliższy pojedynek - dodał Fin.