JUAN DIAZ: INNI ZAWODNICY WAGI LEKKIEJ POWINNI SIĘ OBAWIAĆ
Juan Diaz (41-4, 20 KO) nie wraca dla pieniędzy. Ma już swoją dobrze prosperującą firm przewozową, tak więc boksuje teraz dla sławy i uwielbienia kibiców. Jego celem jest odzyskanie korony w wadze lekkiej, w której swego czasu siał terror i zunifikował aż trzy z czterech najważniejszych tytułów.
Dziś nad ranem Juan pokonał przed czasem Fernando Garcię (30-8-2, 19 KO).
- Może byłem troszkę zardzewiały przez wzgląd na długą przerwę, ale generalnie czułem się dobrze. W skali szkolnej dałbym sobie czwórkę z plusem. Gdyby nie kilka siniaków na twarzy wieczorem, oceniłbym swój występ jeszcze wyżej. Jestem gotowy na większe wyzwania i ponowne zdobycie pasów mistrzowskich. Nadal mam to coś i będę jeszcze championem. Wciąż potrafię przyjąć cios i oddać jeszcze mocniej swoim, więc pozostali zawodnicy w moim limicie powinni się już obawiać - powiedział popularny "Baby Bull", który powrócił ze sportowej emerytury trzy lata temu, odprawił pięciu kolejnych rywali i gdy miał już podpisany kontrakt na pojedynek o mistrzostwo świata, odnowiła się stara kontuzja. Wszystko przepadło, lecz teraz, po półtorarocznej przerwie, wciąż młody, 32-letni Amerykanin, znów liczy na swoją szansę.
- Wkrótce porozmawiam z przedstawicielami grupy Top Rank na temat kolejnego ruchu związanego z moją osobą. Jeśli tylko zechcą wstawić mnie do walki o mistrzostwo świata, jestem więcej niż gotowy - dodał Diaz.