GABRIEL CAMPILLO ZAKOŃCZYŁ KARIERĘ
Gabriel Campillo (25-8-1, 12 KO), były mistrz świata wagi półciężkiej i jeden z najbardziej krzywdzonych zawodników we współczesnym boksie, w wieku trzydziestu siedmiu lat postanowił zakończyć karierę.
Hiszpan nie bał się podróży na teren rywali. Przynajmniej kilka razy padł ofiarą sędziowskich przekrętów, a mimo tego jeździł na wyjazdy i często wracał z nich zwycięsko. W ostatnich dziesięciu startach wygrał jednak tylko czterokrotnie, raz zremisował i poniósł pięć porażek, w tym cztery przed czasem. Ta ostatnia w połowie września była szczególnie bolesna, bo poniesiona w niespełna minutę.
- To była naprawdę trudna decyzja, bo przecież boksowałem przez całe życie i to jedyne co tak naprawdę umiem. Przegrałem jednak z Beterbijewem przez nokaut. Takie rzeczy się czasem zdarzają, mówisz sobie "miałem słaby dzień". Ale kiedy to dzieje się drugi raz z rzędu, tym bardziej w moim wieku, to człowiek zaczyna się zastanawiać, czy to nie jest groźne dla twojego zdrowia? Uznałem więc, że najlepsze dla mnie będzie zakończenie kariery. Nigdy nie unikałem trudnych wyzwań i jestem dumny z tego, że rywalizowałem z najlepszymi - wspomina pięściarz z Madrytu. Pytany o największe zwycięstwo, wskazuje na walkę... z Tavorisem Cloudem (wtedy 23-0), ówczesnym championem organizacji IBF. Co prawda sędziowie stosunkiem głosów dwa do jednego wskazali na Clouda, ale niemal wszyscy obserwatorzy tamtych wydarzeń byli przekonani, że powinien zwyciężyć Campillo.
- W tym pojedynku pokazałem cały swój talent. Kiedy obrabowano mnie z Szumenowem i odebrano tytuł, pomyślałem sobie "OK, odzyskam go". I gdy zabrzmiał ostatni gong starcia z Cloudem byłem pewien, że pas znów będzie mój. A przecież wtedy Amerykanin jawił się jako bestia - dodał Campillo. Poniżej przypominamy ten pojedynek.