KEVIN MITCHELL MÓWI DOŚĆ
Kevin Mitchell (39-4, 29 KO) odchodzi na sportową emeryturę. W wieku trzydziestu jeden lat zawiesza rękawice na kołku jako pięściarz trochę niespełniony, bo osiągnął mniej niż powinien. Teraz ma zamiar zająć się trenowaniem innych.
Jako zawodnik zdobył różne pasy regionalne, był też mistrzem Wspólnoty Brytyjskiej, pomścił Amira Khana i w bardzo dobrym stylu wypunktował po świetnej walce Breidisa Prescotta, przegrał jednak każdy z czterech ataków na tytuły światowe - dwa pełnoprawne, a dwa w wersji tymczasowej.
Nigdy nie było tajemnicą, że Mitchell nie prowadził sportowego trybu życia. Gdyby nie to, prawdopodobnie zdobyłby więcej. Do tego miał też trochę pecha...
- Trenowałem do potyczki z Edisem Tatlim, ale poczułem wtedy, że nie mam już tego czegoś. Czegoś mi brakuje, by znów dać z siebie wszystko, nawet podczas treningów. Walczę od dziewiątego roku życia, to już dwadzieścia dwa lata i mój organizm powiedział dość. Mam swoje piękne wspomnienia i chciałbym podziękować wiernym kibicom za to wszystko co dla mnie zrobili. Lubię myśleć o sobie jako bardzo efektownym zawodniku, który zawsze dawał kibicom dobrą zabawę - powiedział Mitchell.
- Praca z Kevinem przez te kilka lat to była czysta przyjemność. Na zawsze zapamiętam jego wojnę z Linaresem. Jestem przekonany, że gdyby nie kontuzja, Mitchell zostałby wtedy mistrzem świata. Miał pecha. Na pewno będzie dobrym trenerem - dodał promujący go w ostatnim czasie Eddie Hearn.