GEORGE GROVES WYGRYWA PRZED CZASEM
Po nieudanym ataku na tron federacji WBC kategorii super średniej - już z nowym trenerem, udanie przed momentem powrócił do gry George Groves (22-3, 17 KO). Pod jego ciosami w piątej rundzie ugiął się Andrea Di Luisa (18-4, 14 KO).
Włoch próbował od początku wywierać pressing, ale cofający się Anglik stopował go mocnym lewym "dyszlem". W drugiej rundzie to już on przeszedł do ataku i trzykrotnie złapał akcją lewy prosty-prawy sierp. W trzecim starciu oglądaliśmy już popis jednego aktora. Groves trafiał czym chciał i systematycznie rozbijał rywala, który mocno krwawił z ust i nosa, a także schodził do narożnika z podpuchniętym prawym okiem.
Obraz potyczki nie zmienił się również w kolejnej odsłonie. Po mocnym prawym overhandzie reprezentanta gospodarzy Di Luisa przyklęknął i dał się policzyć do ośmiu, lecz dzielnie kontynuował walkę. W połowie piątej rundy Groves po kilkunastu lewych prostych na górę uderzył mocnym prawym na dół. Włoch znów przyklęknął. Po liczeniu do ośmiu George doskoczył do zranionej ofiary, ponowił akcję na dół, ale szybko zmienił cel, poprawił prawym krzyżowym w okolice ucha i Di Luisa po raz drugi w tym starciu, a trzeci w ogóle, znalazł się na deskach. Znów powstał, jednak z jego narożnika poleciał ręcznik na znak poddania.
- Mógłbym walczyć już w przyszłym tygodniu. Chciałbym często startować i utrzymywać się w formie. Jestem gotów na kolejne wyzwania, nie boję się nikogo - powiedział tryumfator.
Odkąd Booth go zostawił, chłopak notuje cały czas regres formy.
Z zawodnika ze świetną pracą nóg i kapitalnym timingiem, przeistoczył się w zawodnika bazującego głownie na sile ciosu
nie pokonać nie w pełni sprawnego człowieka to byłby wstyd
tragedia rywal