52. URODZINY PERNELLA WHITAKERA
Przedwczoraj, czyli 2 stycznia, swoje 52. urodziny obchodził jeden z najlepszych pięściarzy ostatnich lat, niesamowity Pernell Whitaker (40-4-1, 17 KO). Pierwszą porażkę w karierze ten utalentowany czarnoskóry mańkut poniósł dopiero w spotkaniu ze wschodzącą gwiazdą Oscarem De La Hoya w 1997 roku w kategorii półśredniej. Oczywiście w papierach miał już plamę w postaci niejednogłośnej przegranej z Jose Luisem Ramirezem w 1988 w Paryżu. Trzeba jednak wyraźnie zaznaczyć, że tamtą zdecydowaną dominację Whitakera nad Meksykaninem widzieli wówczas wszyscy, tylko nie sędziowie punktowi.
W taki oto sposób noszący przydomek "Sweat Pea" bokser z Norfolk w Virginii nie zdobył pierwszego w swojej karierze tytułu mistrzowskiego WBC dywizji lekkiej. Na szczęście niepowodzenie to powetował sobie już rok później, detronizując championa IBF Grega Haugena. Kilka miesięcy później odpłacił także pięknym za nadobne Ramirezowi, wyrównując tym samym stare rachunki i dorzucając przy okazji pas WBC.
Niezasłużona porażka z Ramirezem nie była jedyną, jaką miał w swoim bokserskim CV Whitaker rywalizując z Meksykanami o tron WBC. W 1993 roku na ringu w San Antonio zmierzył się z popularnym Julio Cesarem Chavezem i po dwunastu rundach orzeczono remis, który do dzisiaj wzbudza gorące dyskusje.
To, że Pernell był doskonałym pięściarzem, potwierdza także lista jego ofiar. Ten czempion czterech kategorii wagowych stoczył wspaniałe bitwy między innymi z Rogerem Mayweatherem, rzucając go dwa razy na deski, Azumah Nelsonem, którego odprawił w wielkim stylu w Las Vegas, czy unifikacyjną egzekucję (pasy WBC, WBA i IBF) na Juanie Nazario znokautowanym przez "Sweat Pea" w niespełna rundę.
Ofensywny styl walki i siła uderzenia nie były jednak znakiem rozpoznawczym tego pięściarskiego diamentu. Whitaker to najwyższej klasy technik z wrodzonym talentem do walki. Eksperci i kibice do dzisiaj nie mogą się nadziwić, jakim cudem unikał bomb przeciwników, niwelował ich atuty, samemu przeprowadzając błyskawiczne akcje odwetowe wyprowadzane z nieprawdopodobnych płaszczyzn.
Już jako amator Pernell błyszczał na tle innych zawodników, czego ukoronowaniem był złoty medal olimpijski zdobyty w 1984 roku w Los Angeles. Oprócz tego w jego gablocie znajduje się także na przykład srebro z mistrzostw świata z 1982 roku, gdy w finale uległ dwukrotnemu mistrzowi olimpijskiemu Angelowi Herrera Verze. Dodajmy jednak, że Amerykanin zrewanżował się za to Kubańczykowi czterokrotnie, po raz ostatni triumfując nad nim w finale Igrzysk Panamerykańskich w 1983 roku. W sumie oficjalnie Whitaker stoczył 214 pojedynków, zwyciężając 201, w tym 91 przed czasem.
Powyższe sukcesy oczywiście nie wystarczyły Pernellowi, który niedługo po wielkim sukcesie olimpijskim podpisał kontrakt zawodowy. Tan ambitny wirtuoz pięści zamierzał nie tylko wywalczyć zawodowy czempionat, ale dokonać tego w jak największej ilości kategorii wagowych i w jak najlepszym stylu. Po zdobyciu pasa wagi lekkiej i trzech udanych obronach, szybko przeskoczył do kategorii junior półśredniej, gdzie zdetronizował Rafaela Pinedę, odbierając mu tytuł IBF. Tam także nie zagrzał zbyt długo miejsca. W 1993 roku był już przedstawicielem wagi półśredniej i pokonując Jamesa McGirta zawładnął tronem WBC. Tego prestiżowego pasa nie zdołał mu odebrać wspomniany powyżej Julio Cesar Chavez, ani McGirt, który ponownie musiał uznać wyższość rywala. W 1995 roku Whitaker zaatakował wieloletniego mistrza Julio Cesara Vasqueza i należący do niego pas WBA wagi junior średniej. Szturm ten zakończył się jednogłośnym dwunastorundowym sukcesem i mający wówczas doskonały rekord Argentyńczyk, 53 zwycięstwa i tylko 1 porażka, musiał po walce dopisać sobie drugą.
Po tym kolejnym triumfie i serii zwycięstw w dywizji półśredniej w 1997 roku Pernell skrzyżował rękawice z Oscarem De La Hoyą. Mańkut z Norfolk przegrał to starcie zasłużenie, ale na pewno nie w takich rozmiarach, jak widzieli to sędziowie punktowi (111-115, 110-116, 110-116). To był już zmierzch tego wielkiego pięściarskiego szermierza. Kilka miesięcy później po zwycięskiej walce z Andriejem Pestrajewem wykryto u niego kokainę i werdykt unieważniono.
Po długiej przerwie, w 1999 roku "Sweat Pea" próbował jeszcze wrócić do gry walką z Felixem Trinidadem, ale świetny Portorykańczyk był dla niego za duży, za silny, za dobry i zwyciężył zdecydowanie. Posiadający wówczas pas IBF "Tito" był w zasadzie pierwszym przeciwnikiem, wobec którego Whitaker okazał się momentami bezradny. W tamtym występie ten król defensywy udowodnił jednak, że może przyjąć potężne bomby i z dumą walczyć do końca, mimo braku cienia szansy na końcowe zwycięstwo.
Jedyną porażkę przed czasem Whitaker poniósł dopiero w swoim ostatnim pojedynku w 2001 roku, kiedy w walce z Carlosem Bojorquezem musiał się poddać z powodu kontuzji złamanego obojczyka.
Aktualnie ten utytułowany profesor pięści ma się całkiem dobrze i zajmuje się trenowaniem młodych zawodowców w swoim rodzinnym Norfolk.
"Sweat Pea" podczas całej swojej kariery wyznawał jedną filozofię walki, która opierała się na zasadzie ukazania piękna boksu nie tylko w zadawaniu uderzeń, ale w tym, aby samemu trafiać, nie będąc trafianym.
*
*
*
Z tym zasłużenie to można MOCNO polemizować. Ja sam miałem walkę minimalnie dla Whitakera. Zdania podzielone są również wśród ekspertów, z których większość opowiedziała się za zwycięstwem Sweet Pea.
"According to a Las Vegas Review-Journal poll of writers who covered the fight, 14 scored it for Whitaker, 11 for De La Hoya, and one scored it a draw."