DeGALE WYPUNKTOWAŁ BUTE, ALVAREZ PRETENDENTEM DLA 'SUPERMANA'
James DeGale (22-1, 14 KO) zapowiadał deklasację, tymczasem musiał się naprawdę natrudzić, by w pierwszej obronie tytułu mistrza świata kategorii super średniej federacji IBF odprawić wciąż groźnego Luciana Bute (32-3, 25 KO).
Od początku pojedynek obfitował w ciekawe wymiany z obu stron. Jeden i drugi dał z siebie wszystko, tworząc znakomite widowisko. Anglik uderzał częściej, za to Rumun mieszkający na stałe w Kanadzie celnie i mocno ripostował. Żadnemu z nich nie udało się zyskać wyraźniejszej przewagi, a punktacja przyznająca wygraną mistrzowi olimpijskiemu z Pekinu powinna być chyba nieco "ciaśniejsza". Po ostatnim gongu sędziowie typowali przewagę DeGale'a 117:111, 117:111 i 116:112.
- Według mnie walka była równa, lecz należy uszanować decyzję sędziów. Na pewno jeszcze wrócę - powiedział Bute.
- Lucian okazał się bardzo wymagającym rywalem. Teraz chciałbym unifikacji z Badou Jackiem - stwierdził z kolei DeGale.
Wcześniej po taktycznej walce Eleider Alvarez (19-0, 10 KO) zwyciężył niewygodnego Isaaca Chilembę (24-3-2, 10 KO), zyskując tym samym status oficjalnego challengera do tronu WBC wagi półciężkiej, na którym zasiada Adonis Stevenson. Sędziowie punktowali stosunkiem głosów dwa do remisu - 114:114, 115:113 i przesadzone 118:110.
To Bute zadawał więcej ciosów, przeważnie parł do przodu, atakował. DeGale unikał jego ataków świetnie kontrując.
To Bute zadawał więcej ciosów, ale z reguły Degale brał je na gardę bądź unikać balansem i pracą nóg.
Sam kontrował, przechodził do kontrataków i wtedy trafiał mocno i celnie.
W zasadzie przez całą walkę DeGale dominował kontrolował pojedynek.
Oczywiście nie było to łatwa walka, bo przecież musiał się napracować, trochę zebrał na buzię itd.
Ale pod względem taktyki, planu, recepty na walkę, to pojedynek dla niego trudny nie był. Nie musiał kombinować, zmieniać czegoś - miał robić swoje trzymać się planu. Albo nawet nie trzymać. I tak w ringu rządził.
Gdyby DeGale pokusił się i (poniekąd) zaryzykował skończenie przed czasem, to z wielkim prawdopodobieństwem by mu się udało. Nie zaryzykował, i być może słusznie. I tak walkę miał pod kontrolą - byłoby to niepotrzebne ryzyko.