PÓŁ WIEKU TEMU ALI ZNOKAUTOWAŁ PATTERSONA
Dziś mija dokładnie pół wieku od pierwszej walki Muhammada Alego z Floydem Pattersonem, stoczonej 22 listopada 1965 roku na ringu w Convention Center w Las Vegas. Była to druga obrona tytułu mistrza świata wagi ciężkiej, zdobytego przez Alego prawie dwa lata wcześniej na Sonnym Listonie. W pierwszej obronie, będącej zarazem rewanżem i zakończonej słynnym "widmowym ciosem" Ali odprawił Listona, by pół roku później stanąć do walki ze swoim idolem z okresu nastoletniego, złotym medalistą olimpijskim w boksie oraz byłym zawodowym mistrzem świata, Floydem Pattersonem.
Patterson choć stracił tytuł mistrzowski kilka lat wcześniej, będąc zdemolowanym już w pierwszej rundzie przez wspomnianego wyżej Listona, podobnie zresztą jak w ich rewanżowym starciu, wciąż traktowany był w świecie boksu jako postać wyjątkowa. Został najmłodszym mistrzem świata wagi ciężkiej w historii i także jako pierwszy pięściarz w historii odzyskał ten tytuł, po porażce z Ingemarem Johanssonem pokonując go w rewanżu. Choć jego gwiazda w okresie walki z Alim zdecydowanie już przyblakła, miał za sobą od czasu sromotnych porażek z Listonem pasmo pięciu kolejnych wygranych walk z solidnymi rywalami. W Ameryce pogrążonej w narastającym konflikcie między białą i czarną społecznością, Patterson, sam będący działaczem ruchu praw człowieka, krytykujący jednocześnie zaangażowanie Alego po stronie radykalnych środowisk walczących przeciw segregacji rasowej w Ameryce, zdobył uznanie wśród białych kibiców, którzy w przeważającej liczbie wypełnili Convention Center. Alego wkraczającego do ringu, tłum przywitał buczeniem.
Ali w swoim stylu starał się jeszcze przed walką upokorzyć rywala. Nazywał go "królikiem" i odwiedzał na obozie treningowym z torbą wypełnioną marchewkami. Jeszcze gorszym określeniem było nazwanie Pattersona "Wujem Tomem" - ten pogardliwy zwrot stosowano w odniesieniu do czarnych zachowujących się uniżenie w stosunku do białych i było traktowane jako synonim niewolnika. W trakcie walki Ali pokrzykiwał natomiast - "chodź tu biały Amerykaninie!". Patterson nie pozostawał mu jednak dłużny i konsekwentnie odmawiał używania w stosunku do Alego jego nowego muzułmańskiego imienia, nazywając go cały czas Cassiusem Clayem. Niewielu kibiców zdaje sobie sprawę, że większość tych działań było zagraniem pod publiczkę, obliczonym na wygenerowanie jak największego zainteresowania walką, a co za tym idzie odpowiednio wysokich honorariów dla obu pięściarzy, którzy prywatnie darzyli się sympatią. Naturalnie dzielące ich różnice polityczne były prawdziwe, jednak w ich przekonaniu nie na tyle istotne, aby owocowały wzajemną nienawiścią.
W opisach walki często można przeczytać o tym, że Ali starał się upokorzyć Pattersona, dlatego rozbijał go metodycznie przez kolejne rundy, nie dążąc do nokautu, który wisiał w powietrzu i dopiero sędzia ringowy Harold Krause przerwał tę egzekucję w dwunastym starciu. Jednak od dawna wiadomo, że Patterson walczył podwójnie obciążony - stratą trenera, który zmarł krótko przed tym pojedynkiem, oraz kontuzją, której nabawił się w trakcie przygotowań. Na ostateczny przebieg walki i tak nie miało to większego wpływu, gdyż Patterson nie miał szans w starciu z Alim, jednak z pewnością nie oddziałało pozytywnie na dyspozycję pretendenta. Jednak gdyby Ali naprawdę chciał go upokorzyć, zrobiłby to samo, co w pierwszej walce z Listonem. Tymczasem on kilka razy ewidentnie dawał dojść do siebie naruszonemu przeciwnikowi, a po walce stwierdził, że liczył na jej wcześniejsze przerwanie przez sędziego. Natomiast Patterson przyznał, że nigdy w swojej karierze nie przyjął tylu silnych ciosów.
Obaj spotkali się ponownie w ringu siedem lat później, w słynnej nowojorskiej Madison Square Garden. Ali odbudowywał się wtedy po porażce z Joe Frazierem, natomiast kariera Pattersona dobiegała końca. Jak się okazało, to właśnie Ali był tym, który ją zakończył definitywnie. Podobnie jak w ich pierwszej walce, rozbijał rywala przez sześć rund, aż wreszcie pojedynek został zatrzymany z powodu porozbijanych mocno łuków Pattersona.
Warto przypomnieć przy okazji, że dziś przypada także inna, bardzo ważna bokserska rocznica. 29 lat temu, 22 listopada 1986 roku w hotelu Hilton w Las Vegas, Mike Tyson zdemolował w ciągu niespełna dwóch rund Trevora Berbicka, zostając najmłodszym w historii mistrzem świata wagi ciężkiej. Miał zaledwie dwadzieścia lat i był młodszy od dotychczasowego rekordzisty w tym względzie, Floyda Pattersona właśnie, który zdobywając ten tytuł w 1956 roku miał 21 lat i 10 miesięcy. Jednak więcej o tej słynnej walce napiszemy za rok, przy okazji jej jubileuszu, a także jubileuszu Tysona, któremu w przyszłym roku stuknie pięćdziesiątka.
Tyson to fizyczny fenomen, nie umniejszałbym mu osiagniec, umiejetnosci i klasy. Timming, unikalna technika, szybkosc, balans, sila ciosu, pressing, defensywa, zawodnik wybitny.
Dobry to jest np. Povietkin, jesli juz mowimy o dluzszej perspektywie czasu.
Ali to kwintesencja Sweet science, geniusz, ale nie asekuracyjny, genialna defensywa w polaczeniu z doskonalymi umiejetnosciami ofensywnymi, jak na tamte czasy swietne warunki fizyczne, do tego niesamowicie medialny, unikat.
Tyson był fizycznym i psychicznym fenomenem w swoim PRIME.
Nie tylko nokautujący, niszczycielski cios, ale również defensywa!
Istna "MASZYNA".
Gdyby nie prowadzil takiego zycia pozaringowego to nikt, nikt nie mialby prawa sie z nim rownac i jego kariera trwala by jeszcze dluzej.
Czytalem ostatnio jego biografie i zrobila na mnie spore wrazenie. Bardzo polecam wszystkim przeczytac napewno sie spodoba.
'Bokser z Aushiwtz' - rowniez polecam
Miło jest poczytać, a i młodsza część forum zapewne dowie się wielu nowych rzeczy z historii boksu (starsza też oczywiście)