ROACH: KIEDYŚ OMAL NIE POBIŁEM SIĘ Z COTTO
Freddie Roach nadał nowy bieg karierze Miguela Cotto (40-4, 33 KO), ale ich relacje nie zawsze były tak różowe. Amerykański szkoleniowiec wspomina, że kilka lat temu, przy okazji pojedynku Pacquiao-Cotto, kiedy stał w narożniku Filipińczyka, omal nie pobił się z Portorykańczykiem.
- To było na ważeniu. Zapytał się mnie, co zrobię, a ja na to, że stoję tutaj. To było takie małe face to face, byliśmy niemalże gotowi się bić, aż w końcu ktoś nas rozdzielił - stwierdził.
Teraz obaj rozumieją się bez słów. Roach przygotowywał "Junito" do trzech ostatnich walk i w opinii samego zawodnika odmienił jego podupadającą karierę. Trener przyznaje, że kiedy odebrał pierwszy telefon od Cotto, nie brał jego propozycji poważnie.
- Zadzwonił i powiedział, że ma trzy walki do stoczenia i zapytał, czy mu pomogę. Pomyślałem sobie: "ku**a, to naprawdę on?". Sądziłem, że ktoś mnie wkręca, ale się zgodziłem. Najłatwiejsze, co mogłem zrobić, to wziąć te wszystkie elementy, dzięki którym pokonał go Pacquiao, i je obrócić, sprawić, żeby Miguel więcej boksował, lepiej się poruszał - powiedział.
Największy sprawdzian dla Roacha i Cotto nadejdzie już w nocy, kiedy Portorykańczyk skrzyżuje rękawice w hitowej walce z Saulem Alvarezem (45-1-1, 32 KO). Transmisja z gali w Las Vegas od 3:00 w Polsacie Sport.
Roach robi chyba za takiego dziadka, co siada z laską na zapiecku i bierze mu się na wspominki. A że stary jest, to i te opowieści taki... z dupy :D
Skoro Michalczewski mógł walczyć z prezydentem
Tak czy siak Cotto pobił się z kamerzystą i nie podal tam komus ręki, Pozdro BAK ;)
To była największa porażka Roacha jaką widziałem .