GONZALEZ BIŁ I W KOŃCU ZASTOPOWAŁ VILORIĘ
Roman Gonzalez (44-0, 38 KO) nie zwalnia tempa. Szykowany przez niektórych na nowego króla rankingu P4P artysta szermierki na pięści porozbijał i zastopował świetnego przecież Briana Vilorię (36-5, 22 KO). Tym samym obronił tytuł mistrza świata wagi muszej według federacji WBC.
Pierwsza runda toczona była jeszcze w spokojnym tempie, choć końcówkę lepiej zaakcentował pretendent. W drugiej champion trafił kombinacją lewy podbródkowy-prawy sierp. W odpowiedzi zainkasował lewy sierp od rywala.
Znakomita w wykonaniu pięściarza z Nikaragui była trzecia odsłona. Najpierw doprowadził oponenta do nokdaunu krótkim prawym sierpowym w akcji prawy na prawy. Po liczeniu do ośmiu poprawił kombinacją prawy-lewy sierp. Viloria okazał się twardzielem i ustał, nawet gdy w końcówce zebrał trzy szybkie niczym błyskawica bomby. To była akcja lewy podbródkowy-prawy sierp-lewy podbródkowy. Na czwartą rundę Gonzalez wychodził już jak po swoje, a Viloria z coraz większym szacunkiem dla mocy jego uderzeń zaczął się wycofywać. Tylko problem w tym, że gdy tylko stawał na linach, Roman wydłużał swoje akcje nawet do 7-8 ciosów.
Przewaga mistrza wzrosła jeszcze bardziej na starcie piątego starcia. Doświadczony arbiter Benjy Esteves Jr przyglądał się uważnie Vilorii, lecz ten w końcówce nawiązał już bardziej wyrównaną rywalizację. Koncert w wykonaniu championa trwał w najlepsze w szóstej i siódmej rundzie. Co prawda Brian nie składał broni i momentami ładnie odpowiadał, jednak nie dotrzymywał już kroku Gonzalezowi. Ten bił mocniej, szybciej, częściej i celniej. W ósmej nic się nie zmieniało, dlatego przed dziewiątą do narożnika pretendenta zawitał lekarz, który trzymał rękę na pulsie.
Viloria pokazywał hart ducha, uciekał po linach, starał się czasem skontrować, ale tylko zbierał dziesiątki kolejnych ciosów. Dlatego na dwanaście sekund przed zakończeniem dziewiątego starcia arbiter zlitował się nad challengerem i wkroczył do akcji.
Nie chart (rasa psa) tylko hart (jak np hartowana stal).