MARTINEZ I SALIDO CHCĄ TRZECIEJ WALKI
Po 24 rundach nie wszystko jest jeszcze rozstrzygnięte, w związku z czym wiele wskazuje na to, że Roman Martinez (29-2-3, 17 KO) i Orlando Salido (42-13-3, 29 KO) zmierzą się po raz trzeci.
Martinez, czempion WBO w wadze super piórkowej, w kwietniu wygrał pierwszą walkę, lecz w rewanżu, który miał miejsce w miniony weekend w Las Vegas, padł remis. - To ja wygrałem, nie mam co do tego wątpliwości. Zaliczyli nokdaun, którego nie było. Rywal wyprowadzał dużo ciosów, lecz niewiele dochodziło celu. Mogę z nim boksować po raz trzeci, gdzie tylko chcecie - powiedział zawiedziony werdyktem obrońca tytułu.
Niezadowolony jest też Salido. - Zrobiłem, co do mnie należało, uważam, że zasłużyłem na zwycięstwo. Pierwsze rundy były jeszcze wyrównane, ale potem przejąłem kontrolę. Wyprowadzałem znacznie więcej ciosów. To nie fair, że odebrano mi zwycięstwo. Jestem gotowy na trzeci pojedynek - stwierdził.
Na rozgrzewkę Ishe Smith-Vanes Martirosyan - obaj weterani, bardzo solidni, ale na najwyższym poziomie zwykle czegoś im brakuje. Czułem, że walka może być dobra, bo obaj mają charakter walczaków, a do tego obaj byli w tej walce mocno pod ścianą, po porażkach, pojedynek trochę o być albo nie być. To było widać zwłaszcza po Ishe i tych jego desperackich zrywach w końcówkach, po których dwukrotnie leżał, a te drugie deski były naprawdę poważne. Vanes odrobił najwyraźniej pracę domową z walki Ishe z Larą i pięknie go w pierwszej połowie walki obskakiwał i wyboksowywał zza jabu, potem jednak nogi trochę siadły i Ishe zaczął dochodzić do głosu. Dobra walka, dużo mocnych ciosów, wyprowadzanych jak to mówią hamerykanie 'ze złymi intencjami' ;) Punktowałem 95-93 dla Martirosyana.
Gonzalez-Oquendo - nie będę się wymądrzał, że czułem iż Oquendo zaskoczy, bo nie czułem :D Tzn. widziałem go chyba tylko raz, z Maresem i niczym szczególnym się nie wykazał, a tu zaskoczenie. Dobra walka, Gonzalez naprawdę mocno zraniony w 2. rundzie, nie myślałem, że to przetrwa, ale Oquendo nie potrafił skończyć roboty, jak gówniarz w sumie wpadał w rannego Gonzaleza zamiast złapać dystans. Potem bardzo wyrównana walka, mnie wyszedł remis 94-94, w sumie zaskoczony byłem oficjalnym wynikiem bo Oquendo to przecież anonim przy Gonzalezie, ale o wałku nie ma mowy. Gonzalez w 130 lbs ze swoją odpornością raczej kariery nie zrobi, a wracać do 126 też nie ma po co, bo za mocna to obecnie kategoria. Poza tym strasznie wolny mi się wydawał, jakiś taki nieskoordynowany wręcz momentami i paniczny, bojaźliwy w obronie. Przy atakach przeciwnika non-stop odskok bez próby skontrowania, no słabo. Oquendo też wiele nie zwojuje, bo to dość prosty slugger, może raczej robić co najwyżej za solidnego gatekeepera. Niemniej pozytywne zaskoczenie, że z takiego na papierze nijakiego zestawienia wyszło niezłe widowisko.
Następnie walka Jacka z Grovesem - jak wspominałem przed walką, opalony Szwed jest wciąż mocno niedoceniany przez wielu komentujących, a chłopak jest bardzo solidny i to zdecydowanie bardziej 'legit' mistrz niż jego poprzednik - Anthony Dirrell. Obił Anglikowi doły wprost koncertowo. Ekonomiczny, ale przy tym dokładny, znowu umiejętnie rozłożył siły i zdominował kompletnie drugą połowę walki. A przy tym chciałbym zauważyć, że Groves naprawdę zawalczył dobrze, lepiej niż w dwóch ostatnich walkach, funkcjonował elegancko jab, a że spuchł? Ano spuchł, bo raz że nie rozłożył sił tak jak Jack, a dwa że Badou jak napisałem - obijał mu schaby, że aż mnie bolało oglądając. Zasłużone zwycięstwo, bo bardzo dobrej technicznej, a przy tym twardej i okraszonej wieloma mocnymi ciosami i nokdaunem walce. Punktowałem 116-111 dla Badou Jacka.
Salido-Martinez - miała być dobra walka i była, aczkolwiek ja wolałem wcześniejsze pojedynki, bo boks jaki prezentuje na tym etapie kariery Salido jest dla mnie zbyt hmm... fizyczny? Jest akcja, jest dużo ciosów, ale zwłaszcza po pewnym czasie brakuje im dynamiki i to jest takie pchane, pięściarze się męczą, jadą na oparach, ja się męczę, ze względu na rozwiniętą empatię, eh ;) Salido nie dawał się łapać tak jak w ostatniej walce, do tego sędzia mu nie przeszkadzał, a Martinez za bardzo postawił na kicanie zamiast próbę przełamania Orlando dopóki miał jeszcze siłę i Siri nie zmasakrował mu tułowia. Tam się prosiło na moje oko, żeby stanąć twardo i wyprowadzać proste lewy-prawy plus podbródkowe na schodzącego nisko Salido, coś w stylu Gonzalez-Oquendo w pierwszej rundzie. No a tak Martinez po raz kolejny w swojej karierze dostał według mnie prezent od sędziów, ja mu dałem 3 rundy w tej walce, niezrozumiałe jest dla mnie jak wszyscy trzej sędziowie mogli dać ostatnią, dwunastą rundę Portorykańczykowi.
tl;dr - dobry matchmaking, sędziowie trochę przyświrowali momentami, ale bez tragedii.