HATTON: PO WALCE Z PACQUIAO NIE POZNAŁEM ANGELINY JOLIE
Brutalny nokaut z rąk Manny'ego Pacquiao (57-6-2, 38 KO) na długo odebrał Ricky'emu Hattonowi przytomność umysłu. Po druzgocącym ciosie "Hitman" był do tego stopnia wstrząśnięty, że nie rozpoznał najpopularniejszej pary show-biznesu.
W 2009 roku Brytyjczyk skrzyżował rękawice z "Pacmanem" w jednej z najbardziej oczekiwanych walk w świecie boksu. Jego rodacy masowo najechali na Las Vegas, spodziewając się wielkiej wymiany ognia i historycznego triumfu uwielbianego pięściarza. Skończyło się tymczasem na filipińskim blitzkriegu - szybszy i silniejszy Pacquiao zdewastował oponenta piekielnym lewym sierpowym, po którym "Hitman" przez dłuższą chwilę nie podnosił się z desek.
HATTON: FLOYD CHCIAŁ SIĘ ŚCIGAĆ ODRZUTOWCAMI, TO KU**S
Po kilku minutach Hatton zdołał w końcu się dźwignąć, ale w szatni nadal nie do końca wiedział, co się dzieje. Jak sam przyznaje, najlepiej o tym świadczy fakt, że zignorował dwoje wyjątkowych gości.
- Brad Pitt i Angelina Jolie chcieli mnie zobaczyć zaraz po walce z Pacquiao. Chcieli przyjść do szatni, żeby po prostu sprawdzić, czy wszystko ze mną w porządku. To był horrendalny nokaut, moja głowa wciąż nie była na miejscu. Pitt i Jolie stali przed szatnią i zapytali: "Hej, Ricky, wszystko gra?", a ja na to: "Tak, nie jest źle", i po prostu przeszedłem obok nich. Nawet ich nie zauważyłem. Jak mocny musiał to być cios, skoro zignorowałem Angelinę Jolie! - mówi 36-latek.
Po dotkliwej porażce Hatton długo nie mógł się pozbierać. Skoszony potężnym ciosem Filipińczyka, ze szczytu bokserskiego świata spadł prosto w otchłań depresji. Przez miesiące zmagał się z myślami samobójczymi, które podsycał alkoholem i innymi używkami. Na szczęście się nie poddał i jak na "Hitmana" przystało, uporał się z licznymi problemami. Dzisiaj spełnia się jako trener i promotor.
Ten news to chyba dla rozśmieszenia czytelników :-)
Szpilka powinien oglądać tą walkę do póki nie nauczy się zasłaniać brody barkiem lub rękawicą przy zadawaniu ciosów, tak samo stojąc na linach...
Jak nie masz kontaktu z boksem to pogadaj z amatorami. Jak dostaną podczas walki mocniej po głowie to do szatni nie mogą trafić.
Tutaj wcale nie dziwi taki efekt.
Jak się chłop przewalił, to jego organizm walczył o każdy oddech jak u karpia leżącego na brzegu jeziora, instynktowna walka o przeżycie. Pamiętam polski komentarz do walki (już nie wiem dokładnie czy to był Kostyra czy Pindera) o skończeniu kariery Hattona. Było mi autentycznie żal tego gościa.
Jakaś konkluzja?