POZNAJCIE NAJLEPSZEGO BOKSERA, KTÓREGO NIGDY NIE WIDZIELIŚCIE
Już w najbliższą sobotę 16 maja w kalifornijskim mieście Inglewood utalentowany czempion trzech kategorii Roman Gonzalez (42-0, 36 KO) przystąpi do kolejnej obrony swojego pasa WBC wagi muszej. Rywalem 27-letniego "Chocolatito" będzie starszy o osiem lat twardziel z Meksyku Edgar Sosa (51-8, 30 KO). W oczekiwaniu na tę świetnie zapowiadającą się bitwę poznajmy bliżej wojowniczego i wciąż mało znanego szerszej publiczności mistrza z Nikaragui.
- Opowiedz o swoim dzieciństwie i dorastaniu w stolicy twojego kraju, mieście Managua.
Roman Gonzalez: Ludzie w moim kraju są bardzo gościnni i mili. Nawet jak nie byłem jeszcze mistrzem świata, tylko jako ośmiolatek sprzedawałem z moim tatą środki czystości pukając od drzwi do drzwi, ludzie zawsze byli dla nas sympatyczni i szanowali nas. Oczywiście najtrudniej dorasta się w Managua pochodząc z takiego środowiska jak ja. Często musisz balansować na granicy prawa i polować w dżungli, aby przeżyć. Od dziecka dużo grałem w piłkę i czasami zdarzało się, że inne dzieciaki zabierały nam piłkę i musieliśmy z nimi walczyć. Tak samo było, kiedy inna grupa chłopaków próbowała nas wygonić z ulicy, na której graliśmy. Moja rodzina była zawsze bardzo biedna, ale rodzice zawsze znajdowali sposób, aby nas nakarmić, a to było wówczas najważniejsze.
- Jaki miałeś rekord jako amator?
RG: Mój rekord amatorski to 88 zwycięstw i żadnej porażki. Gdy mój idol pięściarski Alexis Arguello został burmistrzem Managuy, w mieście zaczęto organizować mnóstwo zawodów bokserskich dla dzieci, gdzie nagrodą był kosz pełen jedzenia. To była dla mnie i moich rówieśników olbrzymia motywacja. Za każdym razem, gdy walczyłem, wyobrażałem sobie, jak szczęśliwa będzie moja rodzina, gdy przyniosę im to jedzenie. To mnie ogromnie motywowało. Ta świadomość, że poprzez boks mogę pomagać mojej rodzinie.
- Skąd wziął się twój przydomek "Chocolatito"?
RG: Mój dziadek Fracois Gonzalez był znanym bokserem w Nikaragui. Mój wujek Cali Gonzalez także był świetnym pięściarzem, podobnie mój tata Luis Gonzalez. Z powodu jego ciemnej karnacji wszyscy nazywali go "Czekolada", dlatego kiedy ja zacząłem walczyć, ludzie szybko nazwali mnie "Mała Czekoladka", co w naszym języku oznacza właśnie "Chocolatito".
- Alexis Arguello trenował cię na początku twojej kariery. Jakich najważniejszych rzeczy się od niego nauczyłeś?
RG: Najważniejszą rzeczą, jaką mnie nauczył było to, żeby zawsze mieć w sobie pokorę. Nieważne jak wiele masz zwycięstw, albo jak wiele światowych tytułów zdobędziesz, zawsze musisz do pewnych rzeczy podchodzić tak samo. Zawsze mi powtarzał, że zanim zostanę mistrzem, muszę się najpierw nauczyć pokory. Kolejną rzeczą, którą mnie nauczył było to, że najważniejszy jest trening i jeżeli trenujesz, to rób to ze wszystkich sił, na sto procent i nie oszczędzaj się, bo twoim najgorszym przeciwnikiem jesteś ty sam. Uważał, że przyswojenie sobie od małego dyscypliny jest dla mnie niezbędne, bo sprawi, że będę traktował boks poważnie. Nigdy się nie spóźniłem na trening czy sparingi.
- Po wywalczeniu pasa WBA wagi słomkowej i junior muszej, teraz zasiadasz na tronie WBC dywizji muszej. Stałeś się czempionem trzech wag, tak jak twój idol Arguello. Zapewne jesteś z tego bardzo dumny?
RG: To niesamowite uczucie. Nigdy nie przypuszczałem, że tyle osiągnę w czasie mojej kariery, dlatego jestem bardzo szczęśliwy. Zawsze dziękuję Bogu za to, co mnie spotkało, bo to dzięki niemu mam siłę trenować, jestem zdrowy i nadal zwyciężam.
- Czy uważasz, że zwycięstwo nad Akirą Yaegashim było twoim najcenniejszym triumfem?
RG: Tak, ponieważ dzięki temu stałem się mistrzem świata trzech kategorii i uważam go za mojego najtwardszego przeciwnika. On bije bardzo mocno i ma serce lwa. Na początku naszej walki myślałem, że się szybko zmęczy i podda, ale on nigdy nie rezygnuje. Zawsze znajdywał w sobie jakieś ukryte pokłady energii i zaskakiwał mnie potężnymi bombami. Na szczęście zastopowałem go w dziewiątej rundzie (wrzesień 2014 roku, Tokio).
- Od jakiegoś czasu pojawiają się głosy odnośnie twojego rewanżu z byłym dwukrotnym mistrzem świata wagi muszej Juanem Francisco Estradą. Czy myślisz, że od czasu, gdy pokonałeś go na punkty w 2012 roku, udoskonalił swój styl i czy byłbyś za takim pojedynkiem?
RG: Tak, myślę, że jest teraz lepszym bokserem. To mistrz świata i ma w sobie tę pewność siebie, która jest w naszym sporcie bardzo ważna. Estrada jest teraz u szczytu swoich możliwości i na pewno to już nie ten sam pięściarz, którego pokonałem. Bardzo chciałbym tego rewanżu, ponieważ wiem, ilu kibiców o nim rozmawia i go pragnie. Jestem przekonany, że stworzylibyśmy doskonałe widowisko dla fanów na całym świecie.
- Pomimo twoich niebanalnych osiągnięć poza Nikaraguą i Japonią nie jesteś zbyt popularny. Czy to cię nie denerwuje?
RG: Raczej nie. Bóg ma dla wszystkich swoje plany i pewnego dnia sprawi, że stanę się znany na całym świecie. Ja nie zaprzątam sobie głowy sławą, tylko robię to, co do mnie należy. Od popularności ważniejszy jest dla mnie Bóg.
- Czy nie uważasz, że powinieneś przybrać na wadze i przeskoczyć do wyższych dywizji, aby zyskać sławę w Ameryce? Czy myślałeś o tym, aby podbić kiedyś amerykański rynek?
RG: Na pewno w przyszłości pójdę w górę z moją wagą, bo będę chciał wywalczyć mistrzowski pas w kolejnej kategorii. Kocham boks i wiem, że moje ciało jest zdolne do wielkiego poświęcenia, ale zrobię to nie dla zaistnienia w Ameryce, tylko dla siebie.
- Jak dużo mógłbyś przybrać na wadze i nie stracić swoich atutów? Myśląc realnie wyobrażasz sobie siebie walczącego w wadze super muszej albo wyżej?
RG: Myślę, że super musza to maksimum, gdzie mogę występować.
- Jednym z twoich niezaprzeczalnych argumentów jest siła ciosu i 85 procentowy wskaźnik wygranych przez nokaut. Czy nie obawiasz się, ze idąc w górę utracisz moc?
RG: Myślę, że zdołam zachować siłę uderzenia, bo na niej w dużej mierze opieram swoje sukcesy. Jeżeli w wyższej kategorii będę mógł nadal nokautować, to nie będzie dla mnie rzeczy niemożliwych. Mam nadzieję, że Bóg pozwoli mi zachować dynamit w pięściach.
- Co chciałbyś jeszcze osiągnąć w boksie, zanim zawiesisz rękawice na kołku? Czy uważasz, że dorównasz kiedyś swojemu idolowi Arguello?
RG: Uważam, że już sporo osiągnąłem. Najważniejsze, że pomogłem mojej rodzinie. Nie zamierzam też konkurować z Arguello, bo to mój idol i dla mnie jest najlepszym pięściarzem, jaki kiedykolwiek walczył. Zrobię też wszystko, aby oglądając mnie z nieba był ze mnie dumny, bo wiem, że on stamtąd patrzy i opiekuje się mną. Jestem z tego powodu niezmiernie szczęśliwy.
Sobotni pojedynek Romana Gonzaleza (42-0, 36 KO) z Edgarem Sosą (51-8, 30 KO) o mistrzostwo świata WBC wagi muszej poprzedzi główną walkę wieczoru, w której zmierzą się mistrz świata wagi średniej WBA Super Giennadij Gołowkin (32-0, 29 KO) i Willie Monroe Jr (19-1, 6 KO). Transmisję z tego wydarzenia przeprowadzi stacja Canal+ Sport.
Za 2 lata na ring powróci Dawid Kostecki, który przez ten czas opracuje nową diete i zrobi nową kompletnie zaskakującą forme i zdobedzie mistrzowsta w kategoriach wagowych od super muszej aż do ciężkiej.
Oczwyiście warto pamiętać, że będą to tylko pojedynki 15 rundowe, bo 8, 10 i 12 nie wchodzi w gre i nie ma co bumów obijać.
Także pożyjemy zobaczymy.
http://boxrec.com/list_bouts.php?human_id=521&cat=boxer
Raczej pobije..Tylko kwestia jest taka ,czy pozniej nie zdazy mu sie jakis wypadek przy pracy.Albo druga wersja: Czy na starosc nie zechce rozmieniac sie na drobne ;)
Data: 14-05-2015 16:37:31
Nie mylmy pojęć. Wynik Marciano to co najwyżej osiągnięcie, nie żaden rekord. Zdarzali się w historii boksu zawodnicy, którzy wygrywali więcej walk i też kończyli kariery niepokonani. Rozpowszechnianie mitu o "nieśmiertelnym rekordzie Marciano" wynika z braku wiedzy rzekomych ekspertów...
http://boxrec.com/list_bouts.php?human_id=521&cat=boxer
a mi sie wydaje ze z braku wojej wiedzy na ten temat albo niedokladnego czytania:)
znowu trzeba tlumaczyc heh , ale chodzi o nieskazitelny rekord wygrane-0-0 a lopez jak i inni maja remisy.
Wiem ze marciano to osiagniecie bo on bil chlopow spod budki z piwem
Uważam, że Gonzalez jeszcze długo powinien zostać w muszej, tutaj są ciekawsze walki do zorganizowania. Sosa to w tej chwili już mocno wyeksploatowany zawodnik, ale wciąż duże nazwisko, które przyciąga meksykańską widownię, więc rozumiem ten wybór. Ale mam nadzieję, że to tylko przystawka przed wielkim rewanżem z Estradą, który pierwszą walkę przegrał nieznacznie, a od tego czasu poczynił jeszcze postępy. Na taką walkę wstałbym w nocy nawet jakby żona miała się śmiertelnie obrazić za budzenie o 4 rano w niedzielę ;)
Swoją drogą, kto nie widział, MUSI zobaczyć walkę Gonzalez-Estrada. Klasyk ostatnich lat, palce lizać.