MAŁE PIĘŚCI: DEKONSTRUKCJA WALKI (cz. 1)
Przed Wami pierwsza część małej tetralogii poświęconej walce stulecia. Dziś i jutro skupię się na aspektach pozasportowych, które mogą zainteresować szerszą publiczność. W sobotę przyjdzie czas na analizę stricte techniczną, przeznaczoną wyłącznie dla miłośników boksu. Dajcie z siebie wszystko podczas lektury i merytorycznej dyskusji w sekcji komentarzy. Taka walka zdarza się tylko raz w życiu.
NA MIŁOŚĆ BOSKĄ
''Wszędzie na tej ziemi zapanował nieopisany chaos. Sytuacja jest doskonała.''
Mao Tse-tung
Na początku XXI wieku Ameryka przypomina zranionego lwa. Terroryści uderzają w nią z fanatycznym rozmachem. Wkrótce potem wybucha druga wojna w Iraku, która okazuje się wielką porażką amerykańskiej polityki wobec krajów islamskich. Czarę goryczy przelewają globalny kryzys finansowy i rosnące rozwarstwienie społeczne. Mit ''American dream'' chwieje się w posadach, ale grzebanie króla dżungli sześć stóp pod ziemią byłoby przedwczesne. Zraniony drapieżnik jest najbardziej niebezpieczny. Miota się przyparty do muru. Celebruje swoją potęgę, by ukryć ból. Szuka przy tym okazji do kontrataku.
Las Vegas, maj 2015 roku.
Sceneria jest surrealistyczna. Aleja The Strip to najjaśniejsze miejsce na kuli ziemskiej, jakie widać z kosmosu. Rozsiane wzdłuż alei kasyna i hotele naśladują ikoniczne zabytki. Piramidy, Forum Romanum, Wenecję, wieżę Eiffla, Statuę Wolności. Lśniące neonami atrapy sąsiadują z ultranowoczesnymi wieżowcami. Pod nimi kryje się miejskie robactwo. W kanałach Las Vegas mieszkają tysiące ludzi, głównie nałogowych graczy, którzy stracili w kasynach cały majątek. Wulgarna brzydota mainstreamowej kultury przybiera na środku pustyni absurdalną formę. To właśnie tutaj rozegra się walka stulecia, konglomerat symboli.
Igrzyska doskonale wpisują się w charakter miasta grzechu, mekki przemysłu rozrywkowego. Przed wejściem do szmaragdowego budynku hotelu MGM Grand stoi złoty lew Leo, maskotka wytwórni filmowej Metro-Goldwyn-Meyer. W drugiej połowie XX wieku rządził nią Kirk Kerkorian, miliarder armeńskiego pochodzenia, który wraz z mafijnymi bossami stworzył legendę Las Vegas. Podczas nielicznych wywiadów lubił cytować motto MGM, ''ars gratia artis'', czyli ''sztuka dla sztuki''. Dawny slogan dziewiętnastowiecznej bohemy zyskał tym samym nowe życie. Las Vegas odcinało się za jego pomocą od moralności, nęciło przedsiębiorców o brudnej reputacji. Wśród nich byli promotorzy boksu zawodowego, najbardziej skryminalizowanego ze sportów.
Epoka tradycyjnych promotorów znajduje się w ostatniej fazie rozkładu. Zaczęła gnić już w czasach prohibicji, gdy pięściarzy wykorzystywano na wszelkie możliwe sposoby, czerpiąc z ich pracy bandyckie zyski. Jak zauważa historyk idei Jonathan Butler, ''amerykańscy politycy okryli się hańbą, akceptując władzę zorganizowanej przestępczości nad zawodowym sportem''. Mafia czuła się w bokserskim świecie jak ryba w wodzie. Żadna walka o mistrzostwo globu nie mogła się odbyć bez jej zgody. Skorumpowano i zastraszono całe środowisko, ale boks rozwijał się wyjątkowo prężnie. Tajemnicą jego popularności była kombinacja uniwersalnego piękna walki na pięści z powszechną dostępnością do starć czołowych zawodników. Telewizje hojnie transmitowały ringowe zmagania. Mistrzowie świata dorównywali często popularnością amerykańskim prezydentom. Dopiero lata sześćdziesiąte przyniosły wydarzenia, które cztery dekady później okazały się początkiem końca. W 1962 i 1963 roku utworzono dwie konkurencyjne federacje (WBA i WBC), przyznające osobne pasy mistrzowskie. Obecnie na rynku istnieje kilkadziesiąt takich organizacji, co znacząco podważa wiarygodność zawodowego pięściarstwa. Równie szkodliwy wpływ mają promotorzy, którzy wciąż kultywują przeżarty korupcją i chciwością model biznesowy. Walki najlepszych z najlepszymi są ewenementem. Poprzedzają je żmudne negocjacje i zakulisowe intrygi. Transmisje odbywają się zazwyczaj w systemie PPV, wymagającym płacenia za oglądanie programów telewizyjnych. Tego rodzaju zabiegi, choć niezwykle dochodowe, odbierają pięściarstwu widzów i uniemożliwiają ekspansję. Nadchodzi jednak radykalny przełom, zmiana paradygmatu funkcjonowania bokserskiego biznesu.
W najbliższych latach będziemy świadkami budowy nowego porządku. Jego architektem jest enigmatyczny Al Haymon, doradca i menadżer ponad dwustu zawodników z całego świata, w tym najlepszego boksera bez podziału na kategorie wagowe - Floyda Mayweathera Juniora. O Haymonie wiadomo stosunkowo niewiele, oprócz tego, że odnosił sukcesy w branży muzycznej i telewizyjnej, współpracując z czarnoskórymi gwiazdami. Promował między innymi The O’Jays, Whitney Houston i Lil Wayne’a. Zdobył reputację pioniera produkcji koncertowej, lecz pochodzenie ogromnych pieniędzy, jakie inwestuje w boks (ponad 100 milionów dolarów rocznie w ciągu ostatniej dekady) jest niejasne. Na razie tylko dziennikarze ''New York Timesa'' próbowali ustalić szczegóły jego powiązań. Zetknęli się z ''kafkowską atmosferą świętej tajemnicy'', zmową milczenia i wszechobecnym strachem. W kuluarach mówi się, że Haymon reprezentuje interesy międzynarodowych syndykatów finansowych, pojawiają się nawet wątki antysemickie. Kontrowersyjny redaktor portalu Boxing.pl, Andrzej Pastuszek nazywa Haymona ''władcą marionetek'', przebiegłym dyplomatą kierującym rewolucją z tylnego siedzenia.
Plan Haymona zakłada zmonopolizowanie profesjonalnego pięściarstwa dzięki przedsięwzięciu o nazwie Premier Boxing Champions, które zadebiutowało niecałe dwa miesiące temu. Sterylnie opakowane i poprawne politycznie gale PBC, obsadzone zawodnikami ze stajni ''władcy marionetek'', są pokazywane w otwartych kanałach amerykańskich telewizji, nawiązując do ery bokserskiego boomu. Haymon zawarł z telewizjami umowy na wyłączność. Szacuje się, że około 2020 roku może przejąć całkowitą kontrolę nad rynkiem. PBC nie będzie mu od razu przynosić olśniewających dochodów, ale z czasem uwaga widzów odwróci się od gal konkurencji. Tym bardziej, że lukratywne kontrakty z potężnym menadżerem podpisuje coraz więcej zawodników ze ścisłej czołówki. Korporacja Haymona gwarantuje im stabilizację, przynależność do najsilniejszego gangu przyszłości.
Komentator telewizji HBO, znakomity Larry Merchant ujął esencję w jednym zdaniu: ''nic nie może uratować boksu i nic nie może go zabić''. Trudno o celniejsze podsumowanie złożonej natury pięściarstwa zawodowego. Targany konfliktami boks wyprawia igrzyska stulecia w systemie PPV, symbolicznie żegnając się ze starym ładem. W obliczu śmierci zmieni się w korporacyjnego molocha, odda stery monopoliście. Podobnie postąpi zraniony lew, Ameryka XXI wieku. Wal-Mart, Exxon, Boeing, PBC, Microsoft, Apple, Google; oto najskuteczniejsze narzędzia ofensywy. Korporacje likwidują problemy poprzez dominację gospodarczą, miażdżą konkurencję nowoczesną technologią i prą do przodu.
Według nieoficjalnych doniesień, Floyd Mayweather wzbogaci się drugiego maja o 200 milionów dolarów. Manny Pacquiao otrzyma około 120 milionów. Dochody z biletów i wpływy z PPV przekroczą 350 milionów, a cena najdroższego pojedynczego biletu osiągnęła 140 tysięcy. Kiedy poznałem powyższe kwoty, stanęła mi przed oczami rzeźba Damiena Hirsta zatytułowana ''Na miłość boską'', platynowa ludzka czaszka inkrustowana diamentami. Hirst twierdził, że sprzedał czaszkę za 50 milionów funtów, co byłoby najwyższą kwotą zapłaconą kiedykolwiek za dzieło żyjącego artysty.
''Gdyby ktokolwiek inny stworzył ten kuriozalny obiekt, brzydziłaby nas jego wulgarność. Przypomina towary, które w londyńskich domach handlowych oferuje się arabskim szejkom, pozbawionym dobrego smaku i wiedzy o sztuce. To coś mogłoby również stać w salonie jakiegoś afrykańskiego dyktatora albo kolumbijskiego barona narkotykowego. Ale autorem tego czegoś jest Hirst. Jeżeli o tym wiemy, zdajemy sobie sprawę, jak brutalnie i bezpośrednio kwestionuje moralność sztuki i pieniędzy''.
W wywiadzie dla BBC Hirst nazwał zamach z 11 września ''swego rodzaju dziełem sztuki. Choć było zbrodnicze, należy zdać sobie sprawę, że zostało zaprojektowane, by wywrzeć oszałamiający efekt. Trzeba przyznać, że terroryści osiągnęli coś, o czym nikt wcześniej nawet nie pomyślał''.
Walka stulecia - ze swoimi paradoksami, ekstrawagancją i symboliką - jest cholernie hirstowska.
Wykorzystano fragment recenzji zatytułowanej ''For the love of art and money'' autorstwa Richarda Dormenta z ''The Telegraph''.
UWAGA! Nagrodę w zeszłotygodniowym konkursie ''Małych pięści'' - unikatową książkę o boksie - otrzymuje Amadeusz Rybica ze Skoczowa, który drogą mailową przesłał mi krótki, inspirujący tekst o boskim pierwiastku w boksie Manny’ego Pacquiao.
Pozdrowienia dla Pana Jakuba, w ten sposób redakcja pozyskuje zwolenników, przedstawiając teksty banowców zachowuje się jak starsza Pani z wywiadu :-)
https://www.youtube.com/watch?v=k5zcaWVkTog
i nie wyrzucajcie moich wpisów, wole być banowany niż "po cichu usuwany"