LUTUJ JĘDRUŚ!

Tytuł tego krótkiego felietonu był popularnym okrzykiem kibiców, którzy dwadzieścia lat temu zagrzewali do boju polskiego pięściarza, rozpoczynającego podbój amerykańskich ringów i zdobywającego w szybkim tempie miejsce w czołówce wagi ciężkiej. Ten pięściarz był bohaterem Polaków po obu stronach Oceanu, mieszkał w najbardziej polskim mieście w USA, czyli Chicago i miał na imię Andrzej. Po prawie dwudziestu latach polscy kibice znów mają idola z Chicago o tym samym imieniu, który bije się z najlepszymi na świecie pod flagą biało-czerwoną. O kogo chodzi, wyjaśniać nie trzeba – Andrzej Gołota i Andrzej Fonfara, jak dwie klamry spinające ćwierćwiecze polskiego boksu zawodowego.

Analogie nasuwają się same. Obaj warszawiacy, po emigracji do Stanów związani z Wietrznym Miastem i mający nawet tego samego trenera – Sama Collonę (Gołota przez pewien czas). Gołota wspierał młodszego o dwadzieścia lat rodaka, gdy ten stawiał pierwsze kroki w Nowym Świecie i nadal przychodzi na jego walki. Te początki nie były zresztą łatwe i w 2008 roku nic nie zapowiadało, że Fonfara wyrośnie na pięściarza światowego formatu. Jednak ciężka praca, fundament Ameryki, przyniosła owoce, którymi tak dzisiaj cieszymy się jako kibice. I tu znów trudno nie dostrzec pewnych analogii. Gołocie drzwi na światowy szczyt otworzyły przegrane niestety na własne życzenie walki z Riddickiem Bowe, którego Polak bił jak nikt inny przed nim. Fonfara, choć błysnął zwycięstwem nad starym mistrzem Johnsonem i znokautował po trudnej walce Campillo, drzwi do naprawdę wielkich walk otworzył sobie podobnie jak Gołota, po przegranym pojedynku. Ale jak jego starszy poprzednik, przegrał walkę, w której pokazał wielkie serce do boksu. W kolejnej, w miniony weekend, zszokował bokserski świat, rozbijając w pył pupila pięściarskich salonów. Miejmy nadzieję, że na tym etapie analogie między dwoma Andrzejami nie będą już tak bliskie, gdyż wiemy, że kariera Gołoty na szczytach światowego boksu, z różnych powodów nie ułożyła się tak, jak powinna. Choć przecież zbyt niesprawiedliwie oceniają ją niektórzy kibice, postrzegający ringową epopeję Gołoty wyłącznie z perspektywy wpadek z Lewisem, Grantem i Brewsterem, czy też kontrowersyjnej potyczki z Tysonem. Fonfara w tym względzie to jeszcze niezapisana karta, na której dodano dopiero pierwsze zdania tworzące jego wielką mam nadzieję historię. Przede wszystkim Fonfara posiada jednak to, czego tak bardzo zabrakło jego starszemu imiennikowi w drodze do sukcesu – sztab zaufanych, kompetentnych ludzi, z bratem Markiem na czele.

Dwadzieścia lat temu zarywaliśmy noce, aby kibicować Andrzejowi Gołocie. Młodsi kibice nie są nawet w stanie wyobrazić sobie tych emocji. Dziesięć lat później bokserska Polska nie spała z powodu Tomasza Adamka. Minęło kolejnych dziesięć lat i w tej sztafecie pokoleń polskich pięściarzy podbijających Mekkę światowego boksu mamy nowego idola – Andrzeja Fonfarę. Jeśli choćby tylko dorówna osiągnięciom poprzedników, czeka nas wiele wspaniałych, emocjonujących i nieprzespanych nocy. Ci kibice, którzy kręcili nosem po niełatwych dla Fonfary walkach z Karpencym i Campillo, widząc jego wielkie serce wojownika w ciężkim boju ze Stevensonem oraz dojrzały boks w starciu z Chavezem Jr., powinni poczuć się usatysfakcjonowani. A przy tym mamy do czynienia z sympatycznym oraz inteligentnym człowiekiem, który może być naprawdę ambasadorem polskiego sportu. W trudnym dla polskiego boksu okresie, gdy kończą się kariery dawnych, pokonanych już mistrzów, a przed prospektami jeszcze daleka droga do wielkich walk, Andrzej Fonfara jest jak światło morskiej latarni, rozpraszającej mroki nocy. Oby jak najdłużej i z jak najlepszym skutkiem. Lutuj Jędruś!

Dodaj do:    Dodaj do Facebook.com Dodaj do Google+ Dodaj do Twitter.com Translate to English

Historyk sztuki, adiunkt na UAM w Poznaniu. Boks stał się jego pasją w latach 80. ubiegłego wieku, gdy Mike Tyson zmiatał z ringu kolejnych rywali, filmowy Rocky bił się w Moskwie z Ivanem Drago, a pięściarze z kadry prowadzonej przez Andrzeja Gmitruka przywieźli z Igrzysk Olimpijskich w Seulu cztery brązowe medale. Autor felietonów oraz opracowań historycznych poświęconych pięściarstwu, które poznał również w praktyce, 20 lat temu pod okiem trenera Grzegorza Swadowskiego.

KOMENTARZE CZYTELNIKÓW
 Autor komentarza: zniszcze
Data: 21-04-2015 18:21:45 
Szukając podobienstw mozna ten lewy prosty dodac , ktorym efektywnie spokojnie obija rywali ;]
 Autor komentarza: Imperator
Data: 21-04-2015 19:05:50 
Szukając różnic to na pewno na korzyść Fonfary przemawia silna psychika.

Marzy mi się walka z Frochem, który nie ma szczelnej gardy. Z drugiej strony nie wiem czy nie za wcześnie jeszcze na walkę z Anglikiem i rewanż z Kanadyjczykiem. Może Bute, Dawson? Znane nazwiska, łatwa robota a i kasa wpadnie.
 Autor komentarza: roycer
Data: 21-04-2015 19:54:08 
https://www.youtube.com/watch?v=rU2UvbiJ6ao

O Andrzeju :)
 Autor komentarza: wojtyla85
Data: 21-04-2015 20:05:32 
Roznica jest jedna ale najwazniejsza smiem twierdzic! Fonfara ma jaja jak kokosy i to z tytanu, a Golota to mial dwie jagodki i do tego nadpsute :) Chavez juz na wazeniu jak zobaczyl pewny wzrok Andrzeja to byl jakis taki nieswoj. Mozna miec umiejetnosci i talent, ale bez wiary w swoje mozliwosci i pewnej zadziornosci nigdy ale to nigdy nie zajdzie sie a sama gore.
 Autor komentarza: szansepromotions
Data: 21-04-2015 20:19:38 
Trochę dziegciu trzeba .
Mimo , że jako jeden z niewielu na tym forum od początku doceniałem Fonfarę , to chce zauważyć kolosalny mankament .
To już kolejna walka Andrzeja , w której ten mając rywala na widelcu nie potrafi go skończyć.
Bez tego nie będzie miał szans z najlepszymi.
Na małego Chaveza miał 1:50 do skończenia , a zamiast tego zaplątał się w klinczach
 Autor komentarza: szansepromotions
Data: 21-04-2015 20:21:50 
Goły tak mocno bił Bowe , że aż się poddał .
To była wojna , a nie jednostronny oklep, przestańcie pisać bzdety
 Autor komentarza: szansepromotions
Data: 21-04-2015 20:24:18 
poza tym co tu niesprawiedliwego w ocenie kariery Gołoty?
Sportowca ocenia się po wynikach, a prawda jedyna jest taka, że takiego wstydu jak Gołota nie zrobił żaden inny sportowiec.
W dzisiejszych czasach internet by go zjadł.
Powinien palić codziennie świeczkę , że udało mu się walczyć po upadku komuny, gdzie polacy pragnęli herosa made in jułesej
 Autor komentarza: MrAdam
Data: 21-04-2015 20:35:15 
Na Chaveza nie miał 50 sekund ? Mniejsza z tym, w tym przypadku to i tak byłaby kwestia rundy czy dwóch i byłoby TKO. Junior nie zagrażał w żaden sposób. Co innego w walce choćby z Adonisem. Moze trzeba było postawić wszystko na jedna karte.
 Autor komentarza: titleshotthe
Data: 21-04-2015 22:50:50 
Zostawcie Gołote w spokoju . To co on dostał po głowie z Bowe w ringu 95% z nas by poprostu nie przeżyło . Pużniej to tylko rozbity piesciarz z wielkim nazwiskiem ,który wchodził do ringu po wypłate . Z Andrzejem G. zgubiła nas nasza nadzieja i nikt nie widział faktów . A faktem było że Andrzej stracił całe zdrowie w tych wojnach z Bowe. Moim zdaniem do dziś jest on najlepszym polskim ciężkim w historii. I jak czytam:
"Sportowca ocenia się po wynikach, a prawda jedyna jest taka, że takiego wstydu jak Gołota nie zrobił żaden inny sportowiec"
Andrzej nie ma sie czego wstydzić :
http://www.cda.pl/video/65194db/Andrzej-Golota-vs-Corey-Sanders-2-runda
 Autor komentarza: wojtyla85
Data: 21-04-2015 23:16:58 
titleshotthe
Golota ze sportowego punktu widzenia mial papiery na mistrza swiata i to w takiej erze jak lata 90! Nie byl rozbity po walkach z Bowem, bajki opowiadasz i tyle! Jedynym problemem byla psychika i nawet psycholog sportowy by nie pomogl. Pozniej doszly jeszcze problemy zdrowotne po wypadku samochodowym i Golota stal sie wrakiem... ale dlatego ze mogl byc jednym z najlepszych jest taki zal bo gbyby mial psychike Adamka lub Fonfary to by przed nim spierdalali z ringu, a tak on sam spierdalal i nie tlumacz go bo wstyd przyniosl i to kilkukrotnie.
 Autor komentarza: GROiLLORT
Data: 21-04-2015 23:21:06 
titleshottheData: 21-04-2015 22:50:50

no tak, Gołota pokonał na punkty journeymana Corey'a Sandersa. Dlaczego akurat to zwycięstwo (mimo, że trochę krwi się polało) miałoby być powodem, ze względu na który Andrzej się nie ma czego wstydzić?
 Autor komentarza: Clevland
Data: 21-04-2015 23:28:33 
Darzę Andrzeja Fonfarę wielkim szacunkiem
Za wiarę w siebie i stawianie sobie najwyższych celów.
Fonfara to nie jest wielki talent bokserski. Za czasów amatorskich nie bardzo sobie radził.
Parł jednak do przodu, walczył z przeciwieństwami i stał się wielkim bokserem.
Zawdzięcza to ciężkiej pracy.
Napewno miał chwile zwątpienia ale osiągnął niesamowity sukces.
Tomasz Adamek, Andrzej Gołota to w porównaniu do Fonfary bardzo utalentowani polscy bokserzy.
Udowadnia że w sporcie 5% to talent a 95% to ciężka praca.
 Autor komentarza: Clevland
Data: 21-04-2015 23:38:57 
Gołota niepotrzebnie porywał się na Tysona czy Lewisa.
Niestety nie miał na nich argumentów.
Trafić tyle razy Sandersa i nie zrobić mu większej krzywdy...
Sławne sierpy Gołoty bite z samych rąk...

Tu macie sparing Tysona z Sandersem:
https://www.youtube.com/watch?v=k4PPyGNZThk
40letni Tyson prawie posadził 31 letniego Sandersa.
 Autor komentarza: Clevland
Data: 21-04-2015 23:41:34 
6:09 jak ładnie Sanders zadańczył...
 Autor komentarza: Kadej
Data: 22-04-2015 00:23:19 
Gołota jet legandą boksu jednak z perspektywy czasu trochę przeceniany. 10 lat temu ludzie jeszcze się śmiali, że Małysz dłużej leci niż Gołota walczy.
 
Aby móc komentować, musisz być zarejestrowanym i zalogowanym użytkownikiem serwisu.