ŁUKASZ MACIEC: MUSZĘ BYĆ SZYBKI I DYNAMICZNY
Już pod koniec stycznia informowaliśmy Was o tym, że Łukasz Maciec (22-2-1, 5 KO) wystąpi w ośmioosobowym turnieju federacji WBC, który ma wyłonić pretendenta do tytułu mistrza świata wagi junior średniej. Początkowo impreza miała odbyć się w pierwszych dniach maja, lecz prawdopodobnie zostanie przełożona na ostatni weekend tego miesiąca.
- Jestem troszeczkę zły. Z jednej strony to dobrze, bo będę miał więcej czasu na przygotowania. Miałem wchodzić już w etap sparingowy, jednak wszystko się przesunęło w czasie i jak na razie poprawiam siłę oraz technikę. Muszę również zadbać o wydolność, by mieć kondycję na całe dziesięć rund. Oglądałem już kilka walk mojego rywala, choć nie ma ich zbyt wiele. Na pewno będę musiał uważać, bo facet ma czym uderzyć. Jest szybki, dobrze wyszkolony technicznie, będzie więc z kim boksować - stwierdził pięściarz z Lublina.
- Muszę być szybki i dynamiczny. Powinienem też zwrócić uwagę na takie elementy, które dobrze znam, a rzadko je wykorzystuję w ringu. Mam nadzieje, że zaskoczę przeciwnika czymś zupełnie nowym.
W pierwszych dniach maja Łukasz przeniesie się do stolicy, by tam rozpocząć kolejny, chyba najważniejszy etap przygotowań, czyli sparingi.
- W pierwszych dniach maja rozpocznę sparingi pod okiem Fiodora Łapina. Będę miał solidnych sparingpartnerów. Na dzień dzisiejszy nie wiem z kim będę trenował, natomiast będzie ich nie miej niż trzech - zapewnia popularny "Gruby". Pięściarz z trenerami Łapinem oraz Maciejewskim do stolicy hazardu wybiorą się na przynajmniej tydzień przed rozpoczęciem turnieju.
- Na dzień dzisiejszy nie spinam się. Jestem bardzo wyluzowany i spokojny. Zapewne dopiero gdy dotrę do Las Vegas poczuję tą całą otoczkę imprezy. Wiem, że mało kto na mnie nie stawia, lecz w głowie mam tylko jeden cel. Pojechać tam i wygrać - zakończył Maciec.
Przypomnijmy, iż każdy z zawodników otrzyma 50 tysięcy dolarów na przygotowania. Za awans do półfinału należy się 100 tysięcy, a finaliści wzbogacą się o kolejne 200 tysięcy. Tak oto za dwa zwycięstwa do kieszeni zawodnika wpłynie wielka suma 350 tysięcy dolarów!
Ale śmiesznym jest zupełnie coś innego.
Turniej nazywa się "Jose Sulaiman Cup”
Przy takiej nazwie mam odczucia podobne do tych, gdy czytam gdy robotnice w Korei Północnej swój czyn społeczny wyprodukowanie dodatkowych 100 kg ryżu nazwały „czynem Kim Dzong Ila,”
Takie nazywanie czegokolwiek nazwiskiem swoim czy swego ojca jest powszechne wśród dyktatorów traktujących organizację czy państwo jako własny folwark i gdzie władza często przekazywana jest z ojca na syna.
Trochę szkoda, że Rocchigiani gdy w 2003 roku wygrał proces z WBC i uzyskał w wyroku odszkodowanie 30 mln dolarów dał się namówić na ustępstwa .
Mógł wtedy egzekwować swoją należność co doprowadziłoby do bankructwa organizacji i na rynku byloby jednej organizacji mniej .
Sam fakt ,że miał pochodzenie arabskie [libańsko,-syryjskie] sprawia ,że nie mam do niego zaufania.
Wiele razy oskarżany o korupcję .
Praktycznie był wasalem i chłopcem na posyłki dla Don Kinga i prowadził organizację WBC tak aby Don King miał z tego największe korzyści.
Stworzyli parę trzymającą władzę.
W środowisku bokserskim USA miał przydomek „Złodziej”
Wprowadzenie go do Galerii Sław Boksu wywołało w USA wiele sprzeciwów wśród dziennikarzy i promotorów.