AUDLEY HARRISON KOŃCZY KARIERĘ!
Pomimo jeszcze niedawnych zapowiedzi o powrocie, 43-letni Audley Harrison (31-7, 23 KO) w końcu pogodził się z faktem, że nie osiągnie już wielkich sukcesów i oficjalnie ogłosił zakończenie kariery.
Blisko dwumetrowy mańkut z Londynu wstrząsnął światem w 2000 roku, gdy podczas igrzysk w Sydney odprawił wszystkich i nieoczekiwanie sięgnął po złoto olimpijskie w wadze super ciężkiej. Potem podpisał zawodowy kontrakt oraz umowę z państwową stacją za wielkie pieniądze, jednak zawodził od początku kariery zawodowej.
Już Tomek Bonin napędził mu sporo strachu w 2004 roku. Gorzej było na przełomie lat 2005/06, gdy zanotował dwie porażki z rzędu. Co prawda zrewanżował się potem Danny'emu Williamsowi, ale lewy sierp Michaela Sprotta znów zahamował jego karierę. Zawstydził go również pewien dziarski taksówkarz Martin Rogan i gdy wydawało się, że to już koniec, Harrison zrewanżował się im obu, wygrał turniej Prizefighter i sięgnął - notabene kosztem Sprotta, po mistrzostwo Europy. Pod koniec 2010 roku w końcu doczekał się walki o mistrzostwo świata, lecz boksował bojaźliwie i Dawid Haye zastopował go w trzecim starciu. Potem były jeszcze poniżające przegrane przez nokaut w mniej niż pół rundy z Davidem Price'em i Deontay Wilderem. I właśnie porażka z "Brązowym Bombardierem" dwadzieścia trzy miesiące temu była ostatnim występem Harrisona między linami.
- Moja kariera właśnie dobiega końca. Nie jestem już zawodowym pięściarzem. Byłem wystarczająco utalentowany by zostać mistrzem wszechwag, ale nie wyszło i traktuję to jako naukę życiową - powiedział na koniec.
Po pierwsze - był naprawdę niezłym bokserem, to trochę taki zmarnowany talent, osiągnąć mógł dużo więcej. A po drugie - to całkiem inteligentny businessman - pod koniec kariery w ringu nawet nie starał się udawać (za wyjątkiem Prizefightera), że mu na czymkolwiek zależy, a i tak swoje zarobił i walki dostawał... W każdym razie - już kiedyś podobną deklarację z jego strony słyszeliśmy:-)
To najlepsze co mógł zrobić dla kibiców.
Prawie bo Olimpiada jednak...