BRAHMER I KRASNIQI NA OSTATNIEJ KONFERENCJI PRASOWEJ
Niemcy już żyją sobotnim starciem Jurgena Brahmera (45-2, 33 KO) z Robinem Krasniqi (43-3, 16 KO) o należący do tego pierwszego pas WBA wagi półciężkiej w wersji Regular.
- To będzie spotkanie mistrza z numerem jeden światowego rankingu, a przecież o to chodzi w tym sporcie, by najlepsi mierzyli się między sobą - mówił podczas dzisiejszej, a zarazem ostatniej konferencji prasowej Kalle Sauerland, promotor imprezy.
- Na samochodzie pretendenta widziałem napis "Mission World Champion". Jego problem polega na tym, że to bardziej "Mission Impossible" - dodał szef stajni Sauerland Event.
- Mój rywal to młody i bardzo ambitny zawodnik. Chce zabrać mi tytuł, jednak nie dopuszczę do tego. Pokonam go i pozostanę mistrzem świata - zaczął Brahmer, który w poprzedniej walce lewym hakiem w okolice wątroby w niespełna minutę odprawił naszego Pawła Głażewskiego, bijąc rekord jeśli chodzi o walkę mistrzowską w tym limicie.
- Czasem jeden cios decyduje o wszystkim i jeśli ktoś potrafi mocno bić, to może to być uderzenie w pierwszej, ale i ostatniej rundzie. Tak więc na tym poziomie trudno wyrokować jakiś konkretny wynik, zapewniam za to, że jeśli tylko nadarzy się cień okazji na wygraną przed czasem, to ją wykorzystał - przekonywał obrońca pasa.
- To zdecydowanie najważniejsza walka w mojej karierze. Zwycięstwo całkowicie odmieni moje życie. Pierwszy pojedynek o tytuł z Nathanem Cleverlym być może przyszedł trochę za wcześniej, ale teraz jestem już naprawdę gotowy na takie wyzwanie - ripostował oficjalny challenger z ramienia organizacji WBA.
Koval to Rusek czyli Europejczyk.
Walczyli w kanadzie ale to tylko pokazuje jaki poziom mają europejscy zawodnicy.
Koleś mógłby spiąć dupę i zawalczyć z kimś z topu. Z paroma ma szansę. Szkoda przeżyć karierę i nie wiedzieć czy było się coś wartym, z drugiej strony już Suchocki pokazał mu co to jest boks.
Z Głazem było łatwo bo głaz był bardzo mały (a Bremer sflaczały)Krasnigi jest duży ale słaby. Walka będzie zacięta.
Oczywiscie przyjmujemy to jako żart...