MARES TŁUMACZY SŁABĄ POSTAWĘ CHOROBĄ
Abner Mares (29-1-1, 15 KO) zanotował w weekend kolejne zwycięstwo, ale na tle przeciętnego Arturo Santosa Reyesa (18-5, 5 KO) nie błyszczał. Były mistrz trzech kategorii wagowych wyjaśnił, że do walki przystępował mocno osłabiony chorobą.
- Czułem się źle już rano. Mój sztab myślał nawet, żeby odwołać walkę, ale to w ogóle nie wchodziło w grę. Boksowałem, choć w ringu nie byłem sobą. Pomiędzy rundami odczuwałem duże zmęczenie, a kiedy ono się pojawia, wyprowadzanie ciosów przychodzi z ogromnym trudem - powiedział.
Meksykanin ma nadzieję, że w kolejnym pojedynku będzie mógł już zaprezentować pełnię swoich umiejętności. Niewykluczone, że jego rywalem będzie czempion WBC w wadze super koguciej Leo Santa Cruz (29-0-1, 17 KO).
- Będę teraz odpoczywać przez dwa tygodnie, a w czerwcu lub lipcu chciałbym zaboksować z Santa Cruzem. Potem z chęcią stanę naprzeciwko zwycięzcy pojedynku pomiędzy Jhonnym Gonzalezem a Garym Russellem Jr - oświadczył.
chyba chciałes napisac przed przegraną z gonzalezem
Jednak jest coś prawdy w tym, że bokser po pierwszej porażce już nie jest tym samym bokserem (zwłaszcza KO).
Dla mnie najlepszym przykładem jest Cotto po porażce z Margarito.
Niby przeżywa drugą młodość, ale Martinez ani tym bardziej Rodriguez nie są wyznacznikami.
Mam nadzieję, że GGG nie skończy tak po pierwszej porażce ( o ile ktoś mu ją zada).
Jeśli o mnie chozi, to akurat ni zdziwiłem się, że ta walka była zacięta, i Mares miał problemy.