MAŁE PIĘŚCI: RUENROENG vs SHIMING
Oczy bokserskiego świata będą dziś zwrócone na Makau. Zobaczymy tam bohatera współczesnych Chin, Zou Shiminga w starciu z tajskim Bernardem Hopkinsem, znakomitym Amnatem Ruenroengiem. Stawka jest bardzo wysoka, szczególnie dla pewnego starego satrapy. Kiedy nadchodzą spektakle takiego kalibru, ''Małe pięści'' przedstawiają prognozy wojenne.
AMNAT RUENROENG VS ZOU SHIMING
Scenariusz sobotniego wieczoru wydaje się zaplanowany. Zwycięski Shiming ma utonąć w objęciach Freddiego Roacha i podziękować Bobowi Arumowi, który zainwestował ogromne pieniądze na rynku Państwa Środka. Dwukrotny mistrz olimpijski jest kluczowym elementem planu Aruma, magnesem przyciągającym kibiców. Dla większości z nich Ruenroeng to anonimowy zawodnik, poświęcany na ołtarzu chińskiego bożka. Tymczasem 35-letni Tajlandczyk (mistrz świata IBF wagi muszej) posiada szereg atutów, które mogą pogrzebać cały rytuał.
Przypomnijmy, że doszło już do trzech walk Ruenroenga z Shimingiem. Miały one miejsce w czasach amatorskich. Pierwszą sensacyjnie wygrał Amnat, dwie kolejne są owiane kontrowersjami. W Tajlandii panuje opinia, że ''złoty chłopak'' dostał prezenty od sędziów. Również w dzisiejszym starciu będą oni prawdopodobnie wspierać Shiminga. Jeżeli Ruenroeng nie zdoła wyraźnie wygrywać rund, trudno się spodziewać jego zwycięstwa. Ostatni rok pokazał jednak, że Amnat jest bokserem światowej klasy. Najpierw pokonał doświadczonego Rocky’ego Fuentesa i zdobył wakujący tytuł, potem wyboksował na wyjeździe faworyzowanego gwiazdora Kazuto Iokę, a na koniec odprawił byłego mistrza świata amatorów McWilliamsa Arroyo. Każde z tych zwycięstw odsłoniło inny wymiar stylu. Tajlandczyk korzysta przede wszystkim z rewelacyjnych warunków fizycznych (zasięg ramion 177 cm), dominując rywali lewym prostym i kontrującymi ciosami z obu rąk. Dysponuje bogatym arsenałem ofensywnym (m.in. długimi podbródkowymi, które zadaje nawet opierając się o liny), co w połączeniu z dobrym timingiem czyni go wyjątkowo skuteczną maszyną. W dodatku mądrze porusza się w ringu i agresywnie klinczuje w momentach zagrożenia. Przydają mu się tutaj umiejętności nabyte w pojedynkach muay thai. Właśnie ten sport uprawiał aż do 2006 roku, kiedy poszedł siedzieć za napad z bronią w ręku. Był zdesperowanym ćpunem, ale w kryminale zajął się boksem i odmienił swój los. Szybko dostrzeżono w nim talent, powołano do reprezentacji kraju. Jako amator zdobył brązowy medal mistrzostw świata w Chicago i walczył w ćwierćfinale igrzysk w Pekinie. Przegrał tam z Mongołem Serdambą, który w finale uległ Shimingowi.
Zou czuł się w boksie olimpijskim jak ryba w wodzie, jednak wciąż nie wygląda na zawodowego hegemona. W swojej ostatniej walce, przeciwko przeciętnemu Tajowi Kwanpichitowi nie pokazał odpowiedniej kondycji, refleksu w obronie i zdolności do wykończenia zranionego rywala. Mimo tych wad, poprawił technikę zadawania mocnych ciosów, która w pierwszych zawodowych pojedynkach stała na miernym poziomie. Oczywiście nie stanowi ona teraz podstawy. Chińczyk dalej bazuje głównie na pracy nóg i bardzo szybkich kombinacjach. To zapewniło mu sławę, miejsce w sercach narodu. W pojedynku z Ruenroengiem będzie musiał wznieść się na wyżyny swojego kunsztu. Walka powinna się rozegrać w dystansie, zadecydować może plan taktyczny. Shiming postawi pewnie na dużą aktywność i narzuci ostre tempo. Czy je wytrzyma? Śmiem twierdzić, że pierwsze rundy będą wyrównane, ale bardziej wielowymiarowy Amnat stopniowo zacznie przejmować kontrolę. Liczę na zwycięstwo tego niedocenianego wojownika. Wai Khru Ram Muay.
Pozdrawiam
Rekord Amnata do momentu walki o pas na prawdę nie robi wrażenia. Nie ma tam nawet znanych journeymanów. Jednak nic to, ponieważ Taj okazał się godny tego pasa, bez problemu pokonując doświadczonego Fuentesa, a potem wygrywając na wyjeździe z mocno promowanym w Japonii Kazuto Ioką (mistrzem dwóch niższych kategorii wagowych). Nie widziałem tylko pojedynku z Arroyo, w którym to mistrz miał największe problemy. Zapewne widział go jednak team Zou Shiminga i wyciągnął odpowiednie wnioski.
Też liczę na wygraną Amnata, bo to taka trochę filmowa historia z dobrym zakończeniem.
Ruenroeng potrafi naprawdę pięknie boksować i może nawet pokonać sędziów w Makau... Pytanie tylko, co pokaże Shiming. By wygrać, musi być dużo lepszy niż w dotychczasowych występach na zawodowstwie. W każdym razie walka bardzo ciekawa, moim zdaniem ciekawsza nawet niż dzisiejsze walki w Las Vegas.
Dobry tekst, gratuluje
Witamy eksperta od niskich wag. Akurat wczoraj oglądałem walkę z Arroyo i była bardzo brudna. Amnat dużo faulował, ale pokazał charakter i według mnie minimalnie wygrał. Na szczęście dla Ruenroenga Shiming boksuje zupełnie inaczej niż Arroyo i nie bije tak mocno. Kluczem będzie imo aktywność od pierwszego gongu i kontrola lewą ręką. Jeżeli Shiming skradnie pierwsze rundy, sędziowie będą mieli później pretekst. Oczywiście Shiming w najlepszej formie jest wspaniały, ale mam wrażenie, że jego styl nie do końca da się dostosować do zawodowstwa.
To chyba mieszkam w innych Chinach niz te, ktore zna redaktor... :D :D
Jeszcze nie raz wrócę do dawnych odlotów, ale teraz mieszam je z obserwacjami współczesności i technicznymi analizami. Uznałem, że jednak trzeba trzymać rękę na pulsie. Ta wojna się nigdy nie skończy.
Shiming Zou mnie ani nie przekonuje, ani nie porywa. Nie ma ciosu, nie rozbija doszczętnie i nie jest nieuchwytny. Licze, że Ruenroeng 'nie da szansy sedziom' chociaż też do wirtuozów kończenia przed czasem nie należy. Podobnie jak soulfoodboxing, walka bardziej mnie elektryzuje niż dzisiejsze LV.
Jakość nie powala. Akurat walczy Ik Yang.
Następna już główna walka tej gali.
Jeszcze dzisiaj porażka Bronera i srogi uśmiech się utrzyma :D
Ruenroeng wygrał. No i bardzo dobrze. Trudno było przypuszczać, żę wygra z sędziami i całym biznesem, jednak Ziu jest na tyle słaby (co nie jest niespodzianką), że dał się wypunktować.
Ale brawa dla sędziów, gdzie indziej by go przekręcili.
Zou tragedia. Szybki na nogach, prawda, ale musiał wręcz wbiegać w Amnata żeby jego pacnięcia miały jakąś moc, co skutkowało albo wpadaniem w liny albo szybkim klinczem. Zwarcia były brzydkie, dużo szarpania, pchania.
Gdy Ruenroeng nie ograniczał się do jaba i pojedynczego kontrowania, to moge stwierdzić,że deklasował chińczyka, który mimo,że szybki, nie potrafił wywieźć w pole przeciwnika. Gdy Ruenroeng stał niemal na wprost Zou, to albo przepuszczał atak albo gdzieś zawsze coś swojego ulokował.
Wynik bardzo cieszy. Podobała mi się historia 2014 roku dla Taja i zwycięstwo nad tą marketingową maskotką to niczym wisienka na torcie.