MAŁE PIĘŚCI: ZIMNO, CZYLI NAJLEPSZY PROSPEKT W HISTORII
Pisanie o boksie powinno być sportem kontaktowym, opartym na rywalizacji. Dlatego na Waszych oczach rodzi się dżihad ''Małych pięści'', nowego cyklu artykułów, który zdominuje polską scenę. ''Małe pięści'' to głównie rzeczy doraźne, pisane z potrzeby chwili. Bardziej dopracowany, artystowski styl znajdziecie w ''Aperiodyku bokserskim'', zinie wydawanym przez wydawnictwo Ebr. Ta wojna się nigdy nie skończy.
ZIMNO
Dało mi ostatnio popalić w Jaworznie, podczas powrotu z meczu bokserskiego. Nad miastem rozciągała się czarna, bezgwiezdna noc. Szedłem ulicą i splunąłem na śnieg. Przypomniałem sobie walkę Tony’ego Ayali z Jose Luisem Baltazarem.
To brutalne starcie odbyło się w styczniu 1981 roku na terenie teksańskiej Hemisfair Arena. Bokserów anonsował legendarny Bill Merriman, trzęsący się z ekscytacji chudzielec w staromodnym smokingu. Żyły mu pęczniały, kiedy z całych sił ryczał:
- El Hijo del Pueblo, el Gran Torito... (Syn Miasta, Wspaniały Byczek…) Ayala...!!!
Ciało siedemnastoletniego Tony’ego pokrywał dziecięcy tłuszczyk. Baltazar miał zaś na karku 33 wiosny, był doświadczonym i twardym journeymanem. Różnica wieku nie istniała w ringu. Ayala konsekwentnie rozbijał nacierającego rywala. Każde z dokładnych uderzeń siało spustoszenie. Pół minuty przed końcem drugiej rundy Baltazar przyjął serię prawych prostych i wylądował na deskach. ''Torito'' opluł go z pogardą, sędzia nie zareagował. Kilkanaście sekund później było już po walce. Z narożnika Baltazara poleciał na ring biały ręcznik.
Charakterny Chicano* Tony Ayala Senior (1936 - 2014) urodził się i żył w San Antonio. Przez ponad czterdzieści lat trenował pięściarzy, od 1983 roku aż do śmierci prowadził Zarzamorra Street Gym. Spod jego surowej ręki wyszło czterech mistrzów świata (John Michael Johnson, Jesse Benavides, Gabby Canizales i Maribel Zurita), ale najbardziej znany jest z trenowania swoich czterech synów: Mike’a, Tony’ego Juniora, Sammy’ego i Pauliego. Mike Ayala walczył o mistrzostwo świata trzykrotnie, najbliżej zwycięstwa był w 1979 roku przeciwko Danny’emu ''Little Red'' Lopezowi. Przegrał z nim przez nokaut w piętnastej rundzie, walka została wybrana przez magazyn ''The Ring'' pojedynkiem roku. Przez całą karierę Mike zmagał się jednak z uzależnieniem od heroiny i zawiedziony ojciec skupił się w większym stopniu na bokserskim rozwoju Tony’ego. ''El Torito'' niemal od kołyski przejawiał ogromny talent.
Zaczął boksować w wieku pięciu lat, sparował wtedy z dziećmi dwukrotnie starszymi. Jako ośmiolatek poniósł swoją ostatnią porażkę na amatorskim ringu. Szybko zyskał reputację genialnego chłopca. Bez większych problemów wygrywał wszystkie turnieje w Stanach Zjednoczonych. Prawdziwy test jego umiejętności i psychiki przyszedł dopiero w finale wagi średniej krajowego turnieju Golden Gloves w 1979 roku. Szesnastoletni Tony zmierzył się z Lamontem Kirklandem, dużo starszym i potężnie bijącym olbrzymem, jednym z kandydatów do medalu olimpijskiego. Kirkland miał Ayalę na deskach w pierwszej rundzie, ale w drugiej był dwukrotnie liczony na stojąco po błyskawicznych kontrach lewym sierpowym. Ostatecznie na punkty zwyciężył dzieciak z San Antonio.
Rok później Tony Ayala Junior (amatorski bilans 140-8) przeszedł na zawodowstwo. W ciągu dwóch lat zdobył pozycję numeru jeden rankingu WBA wagi junior średniej. Tylko trzech spośród dwudziestu dwóch przeciwników zdołało przetrwać z Ayalą pełen dystans. Na liście pokonanych byli m.in. dwaj uczestnicy starć o mistrzostwo świata, wysoko notowani Steve Gregory i Steve Maria del Valle Herrera. Tony był wprawdzie na skraju nokautu w walce z Mario Maldonado, ale poważnie zraniony odpowiedział ze zdwojoną mocą i rozstrzygnął pojedynek przed czasem. Z walki na walkę ''El Torito'' wyglądał coraz dojrzalej. Między linami prezentował opanowanie zaprawionego w bojach weterana, lecz zdarzało mu się często poniżać rywali, jak choćby w pojedynkach z Baltazarem i Robbiem Eppsem. Zrzucano takie zachowania na karb młodości. Nad nielicznymi głosami krytyki przeważały pochwały zimnego geniuszu młodego killera.
Zdaniem wielu ''El Torito'' był najlepszym prospektem w historii boksu. Wielki Angelo Dundee, trener m.in. Muhammada Alego i Sugara Raya Leonarda uważał, że Ayala ''może zostać jednym z najwspanialszych zawodników wszech czasów. Jego talent nie ma granic''. W podobnym tonie wypowiadał się zasłużony dziennikarz pięściarski Michael Katz, członek Międzynarodowej Bokserskiej Galerii Sław. Określił on Ayalę mianem ''najlepszego młodego zawodnika, jakiego kiedykolwiek widział''. Dokładnie to samo powtarzali inni eksperci, na czele z Flashem Gordonem i Gregiem Smithem. Wtórował im promotor Ayali, Lou Duva. Do dziś ''El Torito'' otoczony jest swoistym kultem przez znawców ''sweet science'' i stanowi obiekt żywej dyskusji. Jakie są powody tak powszechnego uznania dla jego stylu?
Warto przypomnieć, że Ayala nie dysponował dobrymi warunkami fizycznymi. Mierzył około 170 centymetrów wzrostu, a jego zasięg ramion wynosił około 173, maksymalnie 175 centymetrów. Między walkami osiągał natomiast nawet 80 kilogramów wagi. Jeśli chodzi o styl, ''El Torito'' można określić jako ofensywnego, technicznego sluggera. Bił mocno i precyzyjnie z obu rąk, skuteczne były zwłaszcza lewe sierpowe na korpus i głowę. Lubił przy tym rozpoczynać akcje bezpośrednim prawym prostym. Znakomicie kontrował, potrafił wciągnąć przeciwnika w pułapkę. Dbał o szczegóły. Cierpliwie czekał na dogodny moment, nigdy nie atakował bez pomyślunku. Umiejętnie skracał ring i wyprowadzał wybuchowe kombinacje krótkich uderzeń. Wyróżniał się również dobrą defensywą. Szlifował ją w gymie Duvy pod okiem samego George’a Bentona. Jak mówił: ''jestem przede wszystkim sluggerem, ale posiadam też własny, artystyczny sposób unikania ciosów. Nie jest mnie łatwo trafić''. Wszechstronność i zimnokrwista agresja czyniły z Tony’ego prawdziwego drapieżnika. Pochylony do przodu przyklejał się do rywali, nie dawał im chwili wytchnienia, by nagle cofnąć się i zmienić tempo pojedynku. Był zjawiskiem osobnym, zawodnikami pokrewnymi wydają mi się jedynie Roberto Duran i Giennadij Gołowkin. Z pewnością nie jest to pokrewieństwo zbyt bliskie.
Słowa o drapieżnej naturze boksu Ayali brzmią niestety dwuznacznie. Tony bardzo wcześnie zaczął zdradzać objawy poważnych zaburzeń. Podsycał je heroiną i alkoholem, co wkrótce doprowadziło do tragedii. W wieku piętnastu lat napadł kobietę w kinie samochodowym na obrzeżach San Antonio. Sprawę zatuszowali promotorzy, prawdopodobnie zapłacili ofierze. Tymczasem Ayala całkowicie wymknął się spod kontroli. Wielokrotnie walczył pod wpływem narkotyków. W Sylwestra 1983 roku zgwałcił swoją sąsiadkę i udał się z powrotem do mieszkania, gdzie przyjął kolejną działkę brązowego cukru. Skazano go na trzydzieści pięć lat, odsiedział szesnaście. Kiedy wyszedł, publicznie deklarował, że stał się nowym człowiekiem. Mówił o molestowaniu seksualnym, którego miał doświadczać jako dziecko. Wciąż otaczała go duża popularność. Po nieudanym powrocie do pięściarstwa (bilans 9-2, w tym porażka przed czasem w morderczej walce z Yori Boyem Campasem) zabijał czas w towarzystwie kibiców, dilerów i prostytutek. Znowu dokarmiał bestialstwo. Na początku 2000 roku włamał się do pokoju młodej kobiety i został przez nią postrzelony. Cztery lata później naruszył warunki dozoru, co kosztowało dziesięć następnych wiosen za kratami. Wrócił na wolność rok temu, dziewięć dni po pogrzebie swojego ojca.
Greg Smith porównał Ayalę do Niccolo Paganiniego, symbolu muzycznej wirtuozerii. Obaj byli cudownymi dziećmi, które nadały swoim żywotom szczególnie mroczny wyraz. Paganini, ochrzczony przez niektórych badaczy seryjnym gwałcicielem i mordercą, zawarł mityczny pakt z Lucyferem, oddając mu duszę w zamian za nadludzkie zdolności. Cechy opowieści lucyferycznej posiada również historia Tony’ego Ayali. Czy potępiona dusza dostąpi kiedyś zbawienia?
* Amerykanin meksykańskiego pochodzenia.
Czytaj i oglądaj więcej na stronie wydawnictwa Ebr - www.boxrep.eu >>>
Niespełnione talenty to jeden z najciekawszych tematów w boksie. Brawo dla Autora za artykuł.
A pamiętasz może Valero? Byłem strasznie ciekawy jak potoczy się jego kariera w dalszym etapie. Niestety na ciekawości się skończyło.
no BA! pewnie, że pamiętam. Niesamowity puncher. Szczerze to gdyby spotkał się z Pacmanem w dywizji lekkiej to stawiałbym na niego 51:49 :P (mimo, że Pacman w lekkiej z Diazem wyglądał nieziemsko). Tak był dobry. Szkoda, wielka szkoda.
Jeszcze dodałbym też Kiecala, który przecież też odszedł przedwcześnie (mimo że zdążył się zapisać w historii boksu.)