Sasun Karapetyan (8-1, 2 KO) przeżył chwile grozy w pojedynku z Krzysztofem Szotem (18-17-1, 5 KO), ale podniósł się z desek, przetrwał kryzys i wygrał jednogłośnie na punkty (57-56, 59-56, 58-55) - zdaniem wielu niesłusznie. Pięściarz z Kołobrzegu nie miał powodów do dumy, ale zdołał także znaleźć pozytywne aspekty. - To było szczęście albo serce, które mam. Nie padam często, ale jak już padam, to zawsze wstaję. Czułem rdzę, miałem za długą przerwę. Marzę o wyjazdach na sparingi za granicę, będę o tym rozmawiał z promotorem Tomkiem Babilońskim. Uwierzcie, będą tego efekty. W Sylwestra wyjeżdżam do Moskwy na 12 dni, tam są mocni zawodnicy - mówi nam Sasun.