ŚWIERZBIŃSKI NIE DAŁ RADY
Po kilku słabszych walkach na początku, ta ostatnia zrekompensowała wcześniejszą nudę kibicom oglądającym galę w Białymstoku. W głównym punkcie programu w potyczce o wakujący tytuł mistrza świata federacji WBF wagi średniej spotkali się Robert Świerzbiński (14-4, 3 KO) oraz Patrick Mendy (16-8-1, 1 KO).
To Polak wywierał presję, natomiast Anglik "z luzu" i defensywy skutecznie go kontrował. Te dwa różne style idealnie do siebie pasowały i obaj stworzyli ciekawe przedstawienie. Robert przeżywał ciężkie chwile w piątym starciu, jednak powrócił bardzo dobrym szóstym, trafiając kilka razy bezpośrednim prawym. Walka była wyrównana, lecz niestety bardziej doświadczony w takich bojach Mendy lepiej wytrzymał trudy tego boju kondycyjnie i w ostatnich minutach zyskał nieznaczną przewagę. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 118:112, 117:111 i 118:112 - wszyscy na korzyść gościa z Wielkiej Brytanii.
Bez znaczenia jak dla mnie.
Robert zupelnie nie ma ciosu, co jest jego najwiekszym problemem. Jego ciosy sa "pchane" i sygnalizaowane oraz czesto przestrzeliwuje. Co prawda walczyl ambitnie, jak tez wytrzymal 12-cie rund z atletycznym przeciwnikiem, ale kazdy podbrodkowy przeciwnika wchodzil.
Najlepiej bedzie dla niego jak skonczy kariere, bo Mendy to zaden wielki bokser, a w dodatku absolutny waciak. Przegrana z takim bokserem nie wrozy nic dobrego na przyszlosc.
Lemieux by zszedl w dol w prawo albo lewo z linii ciosu chaotyczengo Mendy, a pozniej walnal poteznym prawym albo lewym sierpiem z calego ciala, tak troszke pod "gorke" na szczeke przeciwnika, no i bardzo szybko byloby po wszystkim. Ale do tego trzeba miec cios oraz duze umiejetnosci.
gość zostaje lokalnym bokserem na lokalnych galach i nadal robi to co lubi nie narazajac zdrowia az tak bardzo