ALGIERI: PO WALCE MAGOMIEDA CHCIAŁEM KOŃCZYĆ Z BOKSEM
Chris Algieri (20-0, 8 KO) w nocy z soboty na niedzielę w Makau stoczy walkę życia z Mannym Pacquiao (56-5-2, 38 KO). Nie dalej jak rok temu był tymczasem gotowy zakończyć karierę, gdy wraz ze światem przyglądał się drugiej, czarnej stronie boksu.
Na początku listopada 2013 roku Magomied Abdusałamow stoczył w Nowym Jorku wyniszczający 10-rundowy pojedynek z Mike’em Perezem. Po walce Rosjanin trafił do szpitala, gdzie po serii komplikacji został podłączony do aparatury podtrzymującej życie. Dzisiaj niezwykle silny niegdyś 33-latek nie mówi ani nie chodzi.
- Rok temu byłem gotowy skończyć z boksem. Ten facet z Rosji prawie zginął w ringu. A mieliśmy wtedy identyczny rekord: 18-0. Był niepokonany, aż tu nadeszła jedna walka i chwilę później leżał w śpiączce. Poszedłem wtedy do mojego promotora i powiedziałem: "Słuchaj, ten facet omal nie stracił życia. Kończę z tym wszystkim" – wspomina Algieri.
Joe DeGuardia zdołał jednak namówić swojego podopiecznego na kolejną walkę. To była najlepsza rada, jaką Algieri mógł otrzymać. Nieznany jeszcze wtedy pięściarz niespodziewanie pokonał Emmanuela Taylora, później sprawił jeszcze większą niespodziankę, gdy zwyciężył Rusłana Prowodnikowa, a już w ten weekend stanie w ringu naprzeciw ikony boksu. Nie jest faworytem, ale niezależnie od wyniku zarobi co najmniej milion dolarów. To wystarczająca motywacja, aby odłożyć plan przejścia na bokserską emeryturę.
- Zobaczymy, jak długo potrwa ta moja kariera. Jestem w kwiecie wieku, chcę teraz wyciągnąć z tego wszystkiego jak najwięcej, toczyć jak najlepszy pojedynki. Czuję wielką namiętność do boksu. Gdy ją stracę, wtedy zawieszę rękawice na kołku – stwierdził.
Transmisję z gali Pacquiao-Algieri przeprowadzi Polsat Sport. Początek w nocy z soboty na niedzielę o 3:00.
Może ma dla kogo żyć, ale przecież za dobrą kasę da sobie obić ryj. Cały Adamek...