ALGIERI SPOTKAŁ SIĘ Z PRAWDZIWYM ROCKYM
Przebywający na Filipinach Manny Pacquiao (56-5-2, 38 KO) nie mógł się stawić w czwartek na konferencji prasowej w Los Angeles, ale jego rywal Chris Algieri (20-0, 8 KO) i tak nie mógł narzekać na brak wrażeń. Amerykanin spotkał się z Rockym - Sylvestrem Stallone'em.
Tak jak wielu kibiców boksu, 30-letni Algieri wychowywał się na serii filmowej stworzonej przez słynnego aktora. O poznaniu Sly'a marzył od dawna, a przed kilkoma dniami marzenie to postanowił spełnić promujący go Bob Arum, który zaprosił Stallone’a na konferencję.
- To było kapitalne. Ten facet to dla wielu kibiców synonim boksu. Naprawdę świetnie się bawiłem – stwierdził pięściarz z Nowego Jorku.
Zobacz też: PACQUIAO: ALGIERI BĘDZIE UCIEKAŁ
Po niespodziewanym, odniesionym w czerwcu zwycięstwie nad "Syberyjskim Rockym" Rusłanem Prowodnikowem Algieri, dotąd znajdujący się w cieniu bokserskiej sceny, sam zaczął być porównywany do Rocky’ego. Stallone podkreśla, że zawodnik na to zasłużył, a historia dopełni się 22 listopada w Makau, gdzie skazywany na porażkę Amerykanin skrzyżuje rękawice z "Pacmanem".
- Zwycięstwo Algieriego nad Prowodnikowem, fakt, że pozbierał się po dwóch nokdaunach i przez jedenaście rund ogrywał rywala, to coś więcej niż niespodzianka. To było coś w stylu Rocky'ego. Jeżeli chodzi o walkę z Pacquiao, mogę ci powiedzieć tylko jedno, Chris – wielkie filmy zasługują na wielkie sequele. Nie będę zaskoczony, jeżeli napiszesz taki w Makau – powiedział 68-letni aktor.
Chyba chodziło mu o prequel a nie sequel.