ABRAHAM: JAK AMERYKANIE CHCĄ, TO ZAPRASZAMY DO NAS
Mistrz WBO w wadze super średniej Arthur Abraham (41-4, 28 KO) oznajmił, że nie interesuje go powrót do Stanów Zjednoczonych i walka z którymś z tamtejszych czempionów, Andre Wardem czy Anthonym Dirrellem.
Niemiec boksował w USA trzykrotnie – najpierw pokonał Edisona Mirandę, a potem przegrał z Andre Dirrellem i Wardem. Do kolejnych występów na amerykańskim ringu mu się nie spieszy. 34-latek woli się skoncentrować na walkach w Europie.
- Jestem gotowy na każdego, zwłaszcza na George’a Grovesa i Mikkela Kesslera. Występy w Stanach nie są dla mnie w tej chwili ważne, chcę walczyć w Europie. Niech Amerykanie przylecą do nas, to my jesteśmy mistrzami. Jak chcą naszych pasów, to zapraszamy. Ja jednak myślę teraz o tym, aby skrzyżować rękawice ze zwycięzcą walki Stieglitz vs Sturm. A potem z pokonanym – powiedział mistrz WBO.
Abraham kolejną walkę stoczy prawdopodobnie w styczniu.
Gdyby nasi niektórzy zawodnicy mówili wprost: chcę obijać się po lokalnych galach ku uciesze miejscowych fanów - zamiast snuć wizje zdobycia pasów kilku federacji ludzie mieliby może dla nich więcej sympatii.
Abrahama nigdy nie lubiłem, ale tą wypowiedzią mnie kupił.
Pozdrawiam,
A mnie nie kupił. Co to za atut, nie ma ambicji ale fajnie że się do tego przyznaje? To brak ogłady, mógłby choć sprawiać wrażenie, że chce szukać wyzwań za granicą, a tak się spłycił. Wiadomo jak jest w Niemczech, większość niemieckich bokserów hoduje się tam na smacznej paszy, czego przykładem był już Michalchewsky. Teraz to norma. Można też za przykład dać Anglików, ale jakież oni mają walki, te potyczki wspaniale się ogląda.