JUANMA MÓWI DOŚĆ!
W nocy z czwartku na piątek Juan Manuel Lopez (34-5, 31 KO) zanotował kolejną porażkę przed czasem i jasne stało się, że to już nie jest ten sam "Juanma" co kiedyś. Teraz to nie on rzucał rywali na deski, tylko oni jego. Decyzja mogła więc być tylko jedna.
Najpierw odszedł od niego trener, zachęcając go przy okazji po przyjacielsku do zawieszenia rękawic na kołku. Portorykańczyk przemyślał tę decyzję i oficjalnie ogłosił zakończenie kariery.
- Pojechałem do szpitala, na szczęście wszystko było w porządku i szybko wróciłem do Portoryko. Spotkałem się z dziećmi. Zażartowałem do młodszego syna, że potrzebuję sześciu miesięcy na przygotowania, zaś on mi odparł "Nie chcę by mój tata jeszcze walczył". To mnie poruszyło, bo on był zawsze moim wiernym fanem. Jeśli miałem jakiekolwiek wątpliwości, to mój syn je rozwiał - przyznał Lopez, w przeszłości mistrz świata dwóch różnych kategorii.
Co jak co, ale temu wojownikowi należy się ogromny szacunek za resume.
Gość był mega kozakiem na ringu, ale niestety jeden cios wszystko zmienił.
*
*
*
Jaki tam jeden kolego Blancos:)) Upadek Lopeza jest wynikiem przyjmowania zbyt wielu mocnych ciosów na przestrzeni całej kariery, a gwoździem do trumny były dwie walki z twardym Salido, po których nigdy nie był już taki sam. Lopez był świetnym zawodnikiem, ale niestety jego dziury w defensywie, odsłanianie się przy ataku, problemy kondycyjne w późniejszych rundach i ofensywny styl szybko go wyeksploatowały. Walka z twardym Rogersem Mtagwą to jest cały Lopez w pigułce - warto sobie odświeżyć , bo działo się :) Ci którzy mają dobrą pamięć lub boksem interesują się nieco dłużej pamiętają jaki hype był swego czasu na Lopez-Gamboa i Arum mając tych dwóch bokserów w swojej stajni przeliczył się z pompowaniem balona, bo chcąc zakontraktować korespondencyjny pojedynek z Salido mocno się przeliczył. Twardy Meksyk obnażył i dotkliwie pobił Lopeza wykorzystując wszystkie jego słabości - nie było w tym przypadku.
Mówię o ciosie, który zapoczątkował niszczycielską lawinę innych.
Już myślałem, że Marquez kończy karierę. Chętnie bym zobaczył walkę Marqueza z Cotto i możliwy nawet by był nokaut na Portorykańczyku.
*
*
Żartujesz? A jak wagowo mieliby się dogadać? Cotto jest za duży, za silny.
Powinien zrobić to już wcześniej.
Z tą siłą to bym nie przesadzał :-) Marquez dopiero w wieku 40 lat odkrył, że masę i siłę można budować, więc pewnie za 2-3 lata będzie silniejszy od samego GGG :-)
Za duży? Oboje mają po 170 cm wzrostu, Cotto przez długą ilość czasu występował w welterweight, w której walczy Marquez. Marquez ostatnio też stał się bardzo silny fizycznie (myślę, że to zasługa odpowiednich wspomagaczy).
Marquez do junior średniej nie wejdzie, bo to dla niego o "jeden most za daleko", Cotto do junior średniej już raczej nie zejdzie.
Tak że, wg mnie, bez szans.