DANELL NICHOLSON RYWALEM GOŁOTY W POŻEGNALNEJ WALCE
46-letni, nieaktywny od ponad dekady Amerykanin Danell Nicholson (42-5, 32 KO) ma być rywalem Andrzeja Gołoty (41-9-1, 33 KO) podczas zaplanowanej na 25 października gali w Częstochowie. Polski pięściarz tym występem pożegna się z ringiem.
Gołota i Nicholson mieli już okazję spotkać się między linami. W marcu 1996 roku, na kilka miesięcy przed pierwszą walką z Riddickiem Bowe, warszawianin pokonał rywala przez techniczny nokaut po ósmej rundzie. Nicholson boksował później jeszcze przez kilka lat, aż w 2003 roku na emeryturę odesłał go Władimir Kliczko.
Tym razem konfrontacja Polaka i Amerykanina będzie miała charakter pokazowy. Nie będzie oceniana przez sędziów i prawdopodobnie zostanie zakontraktowana na sześć rund. Organizujący ją Marcin Najman zapewnia jednak, że będzie stała na wysokim poziomie, a Gołota już trenuje, aby w jak najlepszym stylu pożegnać się z kibicami.
*
*
*
*
*
Nawiązując do walki z Kliczko, to tym którzy tej walki nie widzieli, polecam zobaczyć jak wówczas walczył Władymir i jak niemiecka publiczność reagowała na klincze (przeraźliwe gwizdy!) xDD Władek natomiast ultra ofensywny, bijący masę ciosów pod różnymi kątami, podbródkowe, lewe sierpowe, większość klinczy wychodziła z inicjatywy Doca, a sam Kliczko w klinczu się szamotał i go rozrywał (!) xDD Dobre jaja.
https://www.youtube.com/watch?v=ZhoJ15BM1cw
Warszawiak!
Nikt "warszawianin" nie mówi, może jedynie nadęte inteligencki z Żoliborza.
Brak słów, co ten Andrzej wyprawia ehh...
*
*
*
*
*
Co wyprawia? Chce się pożegnać (tym razem raczej na dobre) z polskimi kibicami, walcząc w Polsce, walkę POKAZOWĄ z wyciągniętym z zamrażarki Docem, który nie walczył przez 11 lat i raczej krzywdy Gołocie nie zrobi. Na gali pokaże się kilku młodych chłopaków, dwa duże misie wyjdą w walce wieczoru poprzytulać się i posparować tak żeby nie zrobić sobie krzywdy (może Doc się położy, żeby Gołota mógł wypaść lepiej), po walce szampan, konfetti, Andrzej się trochę pojąka do mikrofonu po walce dziękując za wszystko, rzuci jakiś dowcip w swoim stylu i wszyscy się rozejdą do domów. What's the big deal? xDDD
Andrew, kaman!
mariusz3pl, ić stont...
"Tylko żeby Andrew za dobrze nie wypadł ... :D"
Nie martw się - nie wypadnie. Andrew to nie Dragon ...
Proponuje za jakieś 2 lata zrobić walkę o mistrza świata federacji Wheelchair Boxing. W czerwonym wózku Gołota, w niebieskim Bowe.
"Sportowo bez sensu." Jak dla mnie nie chodzi tu o wymiar sportowy tylko zobaczenie Gołoty ostatni raz w ringu i pożegnanie się z Gołotą oraz Gołoty z ringiem.
"Walka z Saletą była chyba najlepszym pożegnaniem i idealnym podsumowaniem kariery Andrzeja." Tutaj się zgodzę. Każdy miał co chciał - Saleta wygraną z Gołotą, Gołota pokazanie walki na wysokim poziomie.
Ogólnie, mam nadzieję że to będzie naprawdę ostatnia walka Gołoty, bo nie ma sensu robić sobie więcej krzywdy. Teraz mógłby się zabrać za promowanie boksu wśród młodzieży, tworzenie gal, itd.
A co do walki z Saletą na koksie to zakończyła się kontrowersyjnie ^^
BOKSERSKIE NOTATKI ANDRE…
Convention Center, Atlantic City
March 15th, 1996
Zupelnie przypadkowo znalazlem sie w Atlantic City na gali bokserskiej transmitowanej przez HBO, gdzie walka wieczoru byl pojedynek podopiecznego Emmanuela Stewarda, nadziei amerykanskiej nowej fali Dannella Nicholsona i polskiego “Bad Boy” Andrew Goloty. Tego drugiego znalem tylko z walki z Samsonem Po’uha, ktora stala sie slawna w kregach fanow boksu tylko i wylacznie z jedenego powodu , a mianowicie dosc niecodziennego uzycia zebow w czasie walki w wykonaniu “polskich szczek” czyli Mr. Goloty. Powiedzenie “I had to bite the motherfucker” przeszlo juz do historii boksu zawodowego …lol… Ale zacznijmy od poczatku. Znajomi moich Rodzicow, wiedzac iz bede w Atlantic City przez kilka dni, postanowili zaprosic mnie na urodziny ich corki Sharon, ktora byla zaledwie kilka lat mlodsza ode mnie i wlasnie rozpoczela studia ekonomiczne w jednym z nowojorskich uniwersytetow. Z przyjemnoscia skorzystralem z zaproszenia, gdyz w gruncie rzeczy nie mialem wowczas zadnych planow na weekend. Imprezka urodzinowa byla znakomita a moja uwage przykula piekna blondynka o imieniu Asia. Jak dowiedzialem sie pozniej z rozmowy, urodzila sie w Chicago, jej rodzice byli Polakami a ona sama studiowala wowczas prawo miedzynarodowe na Harvard. Byla to dla mnie niespodzianka, ze spotkalem kogos z Mass w Atlantic City a do tego tak seksownego i blyskotliwie inteligentnego. Pare drinkow pozniej zostalem wcisniety do starej Toyoty i wraz z Asia i jeszcze dwiema dziewczynami udalismy sie w kierunku pobliskiego Convention Center. Jak sie okazalo, mieli oni wykupione bilety na gale bokserska a jeden z ich znajomych zachorowal i nie byl w stanie sie pojawic ani na urodzinach ani na wieczornej gali. Tak wiec wszyscy, jezeli sie nie myle bylo nas wowczas wszystkich 12-14 osob, znalezlismy sie porzadnie podcieci na gali, na ktora z pewnoscia nie planowalem jechac… Nazywalo to sie bodajze “Night Of The Young Heavyweights” czy tez cos w tym stylu. Przyznam sie, ze ogladalem tylko ostatnie cztery walki wieczoru, z tym ze Michaela Granta i Coreya Sandersa pojedynek niezbyt uwaznie, gdyz bylem zajety zupelnie czyms innym. Naprawde jednak zainteresowaly mnie tylko ostatnie trzy. David Tua w spektakularny sposob znokautowal w pierwszej rundzie wspieranego przez grupe kibicow z Puerto Rico – Johna Ruiza i musze sie przyznac iz byl to zabojczy nokaut. Jednego i drugiego widzialem wowczas po raz pierwszy na zywo, aczkolwiek Ruiz byl mi znany ze wzgledu na fakt, ze trenowal w poblizu Bostonu i kilkakrotnie slyszalem jego nazwisko jako potencjalnego “latynoskiego mistrza ciezkiej”…Kolejny pojedynek, to spektakularnie zbudowany Shannon Briggs zostal zatrzymany w trzeciej rundzie walki z Darrollem Wilsonem. Jeden ze znajomych Sharon byl dosc dobrym kumplem goscia z obozu Briggsa, wiec po walce mielismy szanse zrobic sobie zdjecie z Shanonnem. Niestety Wilson byl niedostepny, ale jak historia definitywnie wskazuje, nikt dzisiaj Wilsona nie pamieta, wiec i zdjecia z nim znaczylyby z pewnoscia niewiele wiecej niz zdjecie z pierwszym lepszym przechodniem na ulicy…lol… Wreszcie walka wieczoru, przed ktora byla dosc dluga przerwa. Pare piw pozniej na ringu po raz pierwszy w zyciu zobaczylem Andrew Gotote. Asia, jego wielka fanka, juz przed walka byla tak podniecona, ze jak sie pozniej okazalo musialo sie miedzy nami skonczyc tym czym sie skonczylo, a jednoczesnie zaistnielismy jako para od tego wlasnie weekendu… Wracajac do walki wieczoru, Nicholson byl najwyrazniej faworytem HBO, gdyz cala uwaga stacji byla na nim skupiona ale Golota generowal uwage publiki, ktora spodziewala sie kolejnego “wypadku w czasie pracy”… Oczekiwania zostaly nagrodzone w jednej z pozniejszych rund, kiedy to Andrew zaplikowal Nicholsonowi zabojczy strzal z glowy, ktory omalze nie zakonczyl pojedynku. Polak te walke wygrywal bez wiekszych problemow a Steward wsciekal sie w narozniku Darnella i wyraznie wykrzykiwal cos do niego w czasie poszczegolnych rund. W osmej rundzie nastapil koniec Nicholsona, ktory byl juz kompletnie bezsilny i niezupelnie zdajacy sobie sprawe z tego co sie stalo. Golota wygladal wowczas na znakomicie przygotowanego fizycznie zawodnika, celebrowal spokojnie swoje zwyciestwo z grupa polskich i polsko-amerykasnkich fanow, w cichym szmerze bialo czerwonych flag. Pierwszy raz w zyciu widzialem wowczas na zywo entuzjazm tych, ktorych znacie z transmisji tv z pozniejszych walk Goloty… Niesamowita atmposfera stworzona przez bialo-czerwonych przypominala mi cos, co tylko moglem zaobserwowac wczesniej w czasie jedynego Super Bowl, na ktorym mialem szanse byc zanim ukonczylem trzydziestke…Bardzo chcielismy sie dopchac do Jima Lampleya by zrobic sobie jakies zdjecie z nim rowniez, ale byl taki chaos, ze zdecydowalismy sie jechac do klubu tanecznego by zakonczyc noc w dobrym stylu… Pamietam, ze pierwszymi myslami, ktore przewinely mi sie niedzielnego poranka przez umeczony alkoholem umysl, byly mysli zwiazane z Asia i… Golota… Troche smieszne, gdyz Asi juz niemalze nie pamietam, a Golota jest wciaz jedna z tych postaci bokserskich, ktore mnie fascynuja do dnia dzisiejszego… Byla to pierwsza gala bokserska, z ktorej sporzadzilem notatki dla wlasnego uzytku. Dzisiaj dziele sie nimi z wami...
Co do meritum, wolałbym już nie słuchać i nie czytać informacji o powrotach Gołoty. Kiedyś był wyjątkową postacią.. ale chyba przyszedł czas na emeryturę.
Żal mi Gołoty, bo ma niespełnione marzenie, głód, ale już nie może uprawiać sportu a ludzie to wykorzystują.
conceptofpower, ciekawe i oryginalne ujęcie tematu."
Dziekuje. Zawsze uwazalem, ze relacje fanow z ogladania bokserskich gal na zywo sa interesujacycm wzbogaceniem forumowej egzystencji.
Wstyd i hańba. Nie rozumiem po co czwarty raz kończy karierę, to zupełnie niepotrzebne"
Powiem szczerze, jest to troche przykre, gdy patrzysz na Golote w chwili obecnej. Powinien kariere zakonczyc po walce z Mollo, ale nie on pierwszy i nie ostatni ma problem z zejsciem z ringu. Nie wszyscy maja samozaparcie w stylu Lewisa.
"Powiedzenie “I had to bite the motherfucker” przeszlo juz do historii boksu zawodowego …lol… "
To w 1996 roku juz sie mowilo "lol"?
co tak na prawdę czuje Gołota to my nie wiemy. A może jest świadomy, że mając swoje słabości i tak w pewnym okresie czasu był w ścisłej czołówce HW a do tego zarobił dużo kasy w swoim zawodzie. Na pewno gryzie się z myślami dokąd mógłby zajść, gdyby nie doszło do wypadku samochodowego, który popsuł mu lewą rękę i już nigdy nie odzyskał jej sprawności sprzed wypadku. Poza tym też może zadawać sobie pytania co by było gdyby nie blokady psychiczne podczas walk. Stres czasami go tak usztywniał, że było to aż porażające. Ale z drugiej strony może się pocieszać tym, że mistrzostwo świata jest tylko dla nielicznych z grona setek bokserów a oprócz niego również wielu innym dobrym bokserom nie udała się sztuka wstąpić na tron HW. Przychodzi mi tu do głowy choćby Tua. Poza tym jeśli trenerzy Gołoty z amatorki wypowiadają się, że Andrzej zawsze miał kłopoty z psychiką a nawet miał cykora przed walkami to może należy uznać, że i tak osiągnął dużo . Oczywiście wymiernie sportowo w boksie zawodowym nie ma sukcesów ,ale niektóre jego walki czy fragmenty walk to był pokaz boksu na wysokim poziomie. Na pewno Gołocie może być żal, że nigdy tym mistrzem świata nie został gdy tymczasem taki Ruiz czy Byrd mistrzami byli a nawet RJJ na moment wskoczył do dywizji HW i pokonał Ruiza. Ja myślę, że Gołota sprzed wypadku samochodowego a więc w formie z lat 1996-1999 zdecydowanie pokonał by i Byrda i Ruiza. Zdrowy Gołota to był tylko ten z pierwszej walki o mistrzostwo świata w 1997 z Lewisem ,natomiast w walkach z Brewsterem, Byrdem, Ruizem to już był inny Gołota - podstarzały i z kiepskim lewym prostym. Co do walki pokazowej to według mnie bez sensu. Powinno być spotkanie z trenerami Gołoty, kolegami z ringu, kibicami, jakiś szampan, ciasto i na telebimie wspomnienia najlepszych fragmentów walk Gołoty. Ja i tak chcę pamiętać Andrzeja z jego najlepszych walk a nie z tych na siłę robionych po walce z Mollo. Tak na prawdę to kariera Gołoty kiedy chciał i mógł osiągnąć sukces w boksie zawodowym to zakończyła się dawno temu. A walki tylko dla pieniędzy ,bez celów sportowych jakim jest wspinanie się po drabince do walk o mistrzostwo świata , kiedy się jest dawno po swoim prime to już tylko chałtura i nabijanie konta .
To w 1996 roku juz sie mowilo "lol"?
A czy to jest najwazniejsze z tego co przeczytales?
Ale musze przyznac ze jest niekoronowanym krolem,wstydu i zenady
Powinien nosic ringowy pseudonim "Obciach"
Naprawde nie chce mi sie juz nad nim znecac,ale cos czuje,ze to to jego "pozegnanie" z ringiem,bedzie kolejnym,wielkim obciachem made in Andrew...