CHUDECKI: KARIERA W STANACH JEST WCIĄŻ REALNA
- 27 lutego, walka o mistrzostwo Nowego Jorku. Wszystko było zaklepane, ale nastały problemy, dostałem telefon, że nie mogę zawalczyć, bo w innym wypadku mogliby mnie deportować. Był dołek, ale wynagrodziło mi to jedno wydarzenie, które załatwił Jeff, mianowicie wspólne treningi z Dannym Garcią. Dlatego też wielkie ukłony dla niego, że to zorganizował - opowiada w długiej, obszernej rozmowie z Bokser.org Michał Chudecki (9-0-1, 3 KO), czołowy polski pięściarz niższych kategorii wagowych.
Zacznijmy od tematu na czasie, dla ciebie najważniejszego. Felix Lora. Gdybyśmy go nie znali, powiedzielibyśmy, że ma kilka fajnych starć za sobą, ale szerzej nic. Można by wręcz jak zwykle otworzyć boxrec i sprawdzić podstawy. Ale my znamy go nad wyraz dobrze jak na boksera, który bił się tylko dwa razy w Polsce. I opinie o nim w większości są pozytywne. Czy rzeczywiście Lora jest tak groźny jak go malują?
Jest groźny, trzeba być na pewno skoncentrowanym do samego końca, no ale to jest tylko zawodnik. Widzę, że popełnia dużo błędów, będę chciał to wykorzystać. Po obszernych ciosach chwieje się, niestabilnie stoi na nogach, będę w tym upatrywał swoje szanse. Jestem gotowy. Od dłuższego czasu Tomek Babiloński namawiał: "Może z Lorą, może z Lorą?". Teraz przyszedł taki czas, że sam zgodziłem się na Lorę i to ja go wybrałem. Fajna walka - tylko takimi można do czegoś dojść. Teraz będzie to moja jedenesta walka, będę robił pierwszą dziesiątkę, z kolei on boksował kilkakrotnie na dystansie dwunastu rund. Ciekawy przeskok, wyzwanie. Wiem doskonale, że na takie zwycięstwa stać mnie, bo mierzę bardzo wysoko, ciężko trenuje. Przyszedł na to czas.
Wielu prognozuje, że będziesz miał niezwykle ciężko, inni przekonują, że faworytem jest Lora.
Fajnie, ja się bardzo z tego cieszę, bo na mnie nie ciąży dosłownie żadna presja.
To nawet lepiej, że tak jest.
Dokładnie. Ludzie i tak będą gadać, czy Lora jest taki czy inni. Jak ja z nim wygram to powiedzą, że był nieprzygotowany, że Lora przyjechał w słabej dyspozycji. Ja mam to gdzieś! Nawet już nie czytam żadnych artykułów, mam na ten moment wszystko tak świetnie poukładane. Chyba nigdy nie miałem takich przygotowań jak teraz - takich, że nie mojej głowię są tylko treningi. Dużo spraw ogarnia moja żona, przyjaciele, ich życzliwość pomaga mi w przygotowaniach.
Nie często zdarza się, że rywal, którzy przyjeżdża do Polski na walkę, jest postrzegany jako faworyt, ewentualnie pięściarz, który może zawalczyć jak równy z równym.
Moim zdaniem jest to doceniany rywal, a unikany dlatego, bo jest groźny. Ktoś go tam na początku źle poprowadził, dlatego ma taki bilans jaki ma. Też jednak trzeba zobaczyć z kim on przegrywał, z kim toczył walki. Z drugiej strony, to wcale nie musi być dla mnie trudna walka.
Nie boicie się o wagę Lory? Bo on już kilkakrotnie przed występami - nawet w Polsce - ważył ponad umówiony limit. Innym razem ważył za dużo i nie zdobył pasa, mimo iż walkę wygrał.
Nie ma takich przesłanek, myśli, bo ja się na to nie zgodzę. W kontrakcie jest bodajże 61,5 kilograma. Jeśli będzie miał te 62 kg, to nie ma problemu. Jeśli więcej to na pewno będzie musiał zrzucać albo jedzie do domu, nie ma wyboru.
Oglądałeś walki Dominikańczyka z Szotem i Cieślakiem?
Wszystkie ogladąłem, wszystkie analizowaliśmy wspólnie z moim bratem. Tu mamy świetny sztab, każdy ma swoje zadanie. Analizujemy go od A do Z. Jest prześwietlony, rozłożony na czynniki pierwsze. Wiemy, co potrafi, jakie ma dobre a jakie słabe strony, co najlepiej mu wychodzi, a co jest jego piętą achillesową.
Dają one do myślenia?
Zdecydowanie. Oni chcieli się z nim bić. Też mogę się z nim pobić, ale w mądrzejszy sposób...
... taktycznie.
Wszystko rozłożę na swój sposób, będę realizował plan, będę słyszał swojego brata. Jego każda podpowiedź będzie miała znaczenie. On ogląda Lorę od półtora miesiąca, od kiedy wiedzieliśmy, że będziemy walczyć. Był u mnie też Krzysiek Cieślak na sparingach, nie chcę tam za dużo zdradzać, jak one wyglądały. Po prostu oni są ode mnie o głowę niżsi. Teraz postawiłem na siłę fizyczną, zrobiłem duży krok, bo wcześniej brakowało mi czasu, by zrobić siłę statyczną, wzmocnić uderzenia, kombinacje. Mam nowe ćwiczenia i już czuję to w sparingach. Cieślak i Szot dużo mniejsi ode mnie, ja będę silny w tym w pojedynku, a Lora nie będzie tak mocny, jaki się wydaje. Wyjdę pewny, nie będę się bał.
Mocna prawa ręka, zaciekłość, nieustępliwość, wytrzymałość. Kilka starć 12-rundowych za sobą. To są te zalety, którymi moim zdaniem Lora może zaskoczyć.
Jest wytrzymały i nie wiem jak on to robi, że jest dziesiąta, jedenasta runda, a on oddycha normalnie i walczy na poziomie. Myślę, że ma to związek z jego ciągłymi wyjazdami, nikt od niego nie oczekuje cudów, po prostu boksuje i stara się zwyciężyć. A że bije się z gospodarzami, musi być dwa razy lepszy od nich. Ale myślę, że jak dwie, trzy rundy się go przydusi na pressingu to zupełnie inaczej może to wyglądać. Będziemy wykorzystywać różne rozwiązania, mamy kilka planów.
Zostańmy przy Międzyzdrojach. Analizowałem, śledziłem Twoje przygotowania i - mówiąc krótko - robią wrażenie. Zakopane, Poznań, Darłówek.
Wróciłem właśnie dzisiaj z Darłówka, było świetnie, na wysokim poziomie.
Zapachniało profesjonalizmem.
Jest wszystko profeska, pojechałem na pierwsze zgrupowanie do Zakopanego wraz Wrestlerem 24 - z Arkiem Kordusem i Mateuszem Gucmanem. Zrobiliśmy w górach niesamowitą pracę, jeśli chodzi o siłę i wytrzymałość. Codziennie zapieprzaliśmy. To była taka podstawa, potem wróciłem, rozpoczęły się sesje sparingowe w Poznaniu. Rozpocząłem współpracę z RANKOR CROSSFIT, trenerzy Mikołaj Szcześniak oraz Łukasz Połuboczek ułożyli głównie plan pod mój boks, tak abym wzmocnił swoje ciało i zwiększył siłę uderzenia. Mam rozpisany dziennik treningowy, wszystko rozpisane, jak się czuję. W moim sztabie jest dietetyk oraz profesjonalny kucharz. Może to dziwne i niespotykane w Polsce, ale ja już mam wagę! Kiedyś byłem wysuszony. Teraz jem pięć posiłków dziennie, piję dużo wody. Czuję się super, zobaczycie mnie w najlepszej dyspozycji.
Opowiedz o nich więcej. Szczególnie o Darłówku, do którego pojechałeś z grupą osób od Łukasza Landowskiego. Sowity dodatek do przygotowań?
Dobry, wszystko tak jak bym sobie wymarzył. Pojechałem też dlatego, ponieważ jednym z trenerów był tam mój brat. Mega klimat, na następny obóz na pewno się zapisuję. Fajna atmosfera. Ja w Darłówku realizowałem plan naznaczony wcześniej, ustalony przez trenerów z Poznania. Dużo robiliśmy techniki, dużo tarczy, zrobiłem tam ostatnie dwa sparingi. Łukasz Landowski przygotował mi dwóch solidnych chłopaków, którzy się nie bali ze mną zmierzyć, pobić się. To były ostatnie podrygi, jeden 8-rundowy sparing i drugi 6-rundowy. Bardzo fajnie to wszystko wyszło.
O dobrą atmosferę nie musicie się martwić, w końcu pojechał tam z wami miłośnik boksu Szymon Majewski.
(śmiech) Dokładnie, było tak śmiesznie, wczoraj mój brat po trzyletnim rozbracie z ringiem, wróciłem zwycięstwem. Pokazał trochę Roya, taki 4-rundowy pojedynek, to był pokaz oczywiście, ale naprawdę oni się bili - była walka, było ciekawie. Szymon wprowadził świetną atmosferę, zrobił wielkie show. Szykujemy się na Lorę, ruszymy ze zdwojoną siłą!
Sparingi to ich nieodzowny element. Wiem, że nie wszyscy, którzy z Tobą sparowali, byli pięściarzami, trenują inne sporty walki. Jednym z nich był Michał Materla?
Nie, do Michała nie startowałem, ale zrobiliśmy wspólnie trochę techniki, bardzo mi też pomógł. Zaskoczył mnie, bo ma naprawdę pojęcie pod względem bokserskim. Świetnie się rusza. Jeszcze z gwiazd MMA to zdecydowanie również Borys Mańkowski.z którym półtora roku temu, gdy on zaczynał w tej stójce, radziłem sobie z nim dość łatwo, a teraz muszę uważać, bo jest coraz lepszy. Bardzo mi pomagał w sparingach. Był poziom. Jak przyjechał Cieślak to zrobiliśmy 6 rund, potem przyjechał Rajewski, on też związany z MMA, na sam koniec Borys, no to mnie pomęczyli trochę. Przyda mi się to. Borys Mańkowski, Łukasz Rajewski, Mateusz Gamrot. To byli ci pięściarze związani z MMA, federacją KSW, którzy mi pomagali.
Sparował z Tobą wspomniany Krzysztof Cieślak, który sam miał boksować w Międzyzdrojach. Problemy neurologiczne były jednak tak poważne, że zdecydował się odwiesić rękawice na kołek.
Krzysiek nie chce walczyć, sam też uważam, że jeśli ma tak poważne objawy, komplikacje, to powinien skończyć z boksem. To jest wojownik, lubi przyjąć, lubi oddać.
Zdrowie jest najważniejsze.
Tak jest. Trzeba się zastanowić, jakim kosztem to idzie do przodu. Albo zwyczajnie zmienić styl. Przyjechał do mnie na sparingi, jakoś dobrze to wyglądało.
Ale będzie go chyba brakować, bo walczył niezwykle efektownie, jego walki dobrze się oglądało.
Na pewno, fajne emocje, Krzysiek był zawsze od takich ciężkich bitew, ringowych wojenek. Potrafił przyjąć, oddać. Ludzie go zapamiętają.
Wspomniałeś, że jest kilka nowych twarzy w Twoim sztabie szkoleniowym, począwszy od speców zajmujących się odnową biologiczną aż do trenerów siłowych oraz stricte zajmujących się boksem.
Zaczerpnąłem to ze Stanów Zjednoczonych. Patrzę na to wszystko przez pryzmat Danny'ego Garcia. On miał siedem osób w sztabie, każdy był przy nim i każdy miał swoje zadanie, do czegoś był potrzebny. Jeden od siłowni, drugi odnowa biologiczna, trzeci był od boksu, kolejny to dietetyk. Wszystko poukładane: ład i porządek. W trudnych warunkach kształtuje się charakter, ale jak chcesz być wielkim mistrzem... Ja dużo widziałem, trenowałem i sam chciałem coś takiego zorganizować. Dzięki życzliwości wielu osób, udało się. Mam w sztabie profesjonalnego szefa kuchni Marcina Stelmaszyka, dietetyka Artura Dzierzbickiego z hotelu RODAN. Stworzyli mi super dietę, przygotowywali mi posiłki na obóz, miałem swoje jedzenie. Wszystko ładnie popakowane, kalorie obliczone. Tak jak jem, tak się też czuję. Do walki też będę miał odpowiednio przygotowane posiłki. Odnową biologiczną zajmują się Natalia Skwarek i Mareusz Brodowiak. Im też chciałbym bardzo podziękować. Sponsorom również. Wielką rolę odgrywają właśnie oni. Jeśli chodzi o moją osobę, są to firmy Green Zone, Extreme Hobby, Connector.
Zdecydowanie najlepsze przygotowania w karierze?
Był podobny obóz, ale zawsze gdzie było jakieś zamieszanie. A teraz wszystko jest od A do Z. Nie mogę nic złego powiedzieć. Tylu fajnych ludzi, tyle pozytywnej energii mi dają. Cały sztab szkoleniowy mnie wspiera.
Głównodowodzącym jest brat, Krzysztof?
Od boksu, od zagadnień związanych z pięściarstwem zdecydowanie Krzysiek. Ale jest to tak porządnie stworzone, że żaden trener w sztabie nie wchodzi sobie w drogę, każdy ma coś do powiedzenia, każdy ma swoje zadania. Plan ułożony jest wspólnie, ale każdy koordynuje swoją działkę.
Czyli tak jak u "Swifta".
(śmiech) No, powiedzmy, że tak.
Jak na polskie warunki, to zdecydowanie.
Oczywiście. Wielu pewnie sądzi, że to nie do pomyślenia, by stworzyć, zorganizować taki camp. A jednak da się. Mam od tego kilka osób. Mam ukochaną żonę, która też niezwykle mi pomaga oraz wszystkich innych, którzy mnie wspierają i się mega zaangażowali.
Brat nie myśli o wznowieniu kariery?
A widzisz, już go podpuszczam (śmiech). Widzi tutaj, że ja walczę, boksuje na zawodostwie i że wygląda to nareszcie profesjonalnie. Może coś go jeszcze skusi. Zobaczymy.
Nie jest "zazdrosny", że ty boksujesz, a on na emeryturze?
Zazdrosny nie, ale pewnie trochę przykrości jest, bo Krzysiek nie jest wypalony, wyboksowany. Ma spory talent, tylko trzeba mocno trenować.
Zahaczmy znów o camp. Nad czym najbardziej pracowaliście?
Siła. Technika swoją drogą, ale ruszyliśmy właśnie kilka rzeczy, których nigdy nie ruszałem. Mam na myśli mięśnie. Łukasz i Mikołaj z Rankora bacznie mnie obserwowali, byli na każdym treningu i instruowali mnie. Podobnie chłopaki z Wrestlera 24. Profesjonalizm. Robiliśmy dużo stabilizacji, treningi siłowe, bym wzmocnił m.in. korpus, by był bardziej stabilny. Wszystko po to, by wzmocnić siłę uderzenia. Byłem zawsze dynamiczny, pewnie wiesz, bo oglądałeś moje walki, ale zawsze brakowało kropki nad i. Brakowało wykończenia. Na sparingach potrafiłem "podłączyć" rywali, ale w ringu czasem brakowało ponowienia, jakieś mocniejszej serii na wykończenie.
Próbowaliście poszukać sposobu, jak zneutralizować prawą rękę Lory, którą niejednokrotnie nokautował?
On ma dwie ręce silne, bo lewą też widziałem, że nokautował, ale nie nastawiam się na to, choć wiadomo, że tym prawym sierpem potrafi uderzyć. Robi jednak spory zamach, że aż się przekręca. I tu dopatrywałbym się szansy dla siebie. Po odchyleniu przepuszczać jego uderzenia i ruszać z kontrą. No ale ja też jestem mańkutem. Widziałem jego jedną walkę z mańkutem, którą przegrał. Chociaż nie ukrywam, że coraz częściej na sparingach zmieniałem pozycję, właśnie na obozie "Swifta". Nauczyłem się ją zmieniać i poczułem jednak, że prawą rękę mam mocniejszą od lewej. Nawet w badaniach, które przeprowadziliśmy wyszło, że prawa jest silniejsza. Czasem, kiedy będę chciał go wyprowadzić z równowagi, może skorzystam ze zmiany pozycji.
To będzie najgroźniejszy rywal spośród wszystkich, z którymi biłeś się dotychczas w zawodowej karierze?
Na pewno jest najgroźniejszy, ale z drugiej strony to jest kolejny krok w mojej dalszej drodze, by zostać mistrzem świata. Ludzie mogą mówić swoje, ja robię dobrą robotę, świetnie się czuję, kocham to co robię, spełniam swoje marzenia.
Zmieńmy temat. Stany Zjednoczone. Miałeś kilka fajnych chwil, do których przyczynił się chyba znacząco Jeff Wojciechowski, który pomagał Ci w tamtym momencie na każdym kroku. Zajął się również organizacją walk, co nie jest łatwym zadaniem.
Bardzo dobrze to wspominam, Jeff dbał tam o mnie, sami widzieliście, że byłem wszędzie - w szafie, w lodówce (śmiech). Nie czuję żalu przez jeden nieodbyty pojedynek. 27 lutego, walka o mistrzostwo Nowego Jorku. Wszystko było zaklepane, ale nastały problemy, dostałem telefon, że nie mogę zawalczyć, bo w innym razie byłbym pewnie deportowany. Był dołek, ale wynagrodziło mi to jedno wydarzenie, które załatwił Jeff, mianowicie wspólne treningi z Dannym Garcią. Dlatego też wielkie ukłony dla niego, że to zorganizował. Dwa tygodnie super warunków, miałem wszystko opłacone - sparingi, hotel, jedzenie. Co drugi dzień z nim sparowałem. Danny i spółka traktowali mnie w należyty sposób. Więcej mi to dało, niż kilka starć z przeciętnymi zawodnikami.
Trafiłeś akurat na okres, w którym "Swift" przygotowywał się do swojego kolejnego występu o tytuł. Pod względem treningu, zaangażowania, ilości osób w sztabie - inny świat?
Może nie, może po prostu tam było wszystko lepiej poukładane. Logistycznie. Tak strasznie wielkiej różnicy nie widziałem, ale tak jak wcześniej wspominałem - trenerzy inaczej to prowadzą. Nie wszyscy na jedno kopyto, każdy ma określone zadanie, każdy wie co ma robić.
Wahałeś się nad przyjęciem oferty od Tomka Babilońskiego?
Dylematy były, za i przeciw. Natomiast z Tomkiem się bardzo długo znamy, jeszcze za czasów amatorskich przyjeżdżał na obozy, zapraszał mnie na swoje gale. Dało się odczuć, że szykuje grunt, coś szykuje, ma nadzieje, że tam do niego trafię. Zapraszał mnie na sparingi do Cieślaka, na przedwalki. Zauważałem, że chciałby, bym zasilił jego grupę, my też dogadywaliśmy się jak koledzy. Złożył mi ofertę jak byłem w Stanach u Jeffa. Przez to, że musiałem wrócić do kraju to też miałbym dłuższą przerwę, zresztą już ją miałem, pół roku. Musiałem się odkurzyć i kontrakt podpisaliśmy. Nie ukrywam jednak, że kontrakt jest zdrowy, bo zrobiliśmy tak, żeby żadna strona nie zaznała krzywdy.
Były inne?
Z polskich była ta od Tomka, ale pewnie nawet jak dostałbym propozycję od innych to raczej i tak nie chciałbym trafić do nich pod skrzydła. A jeśli mowa o USA, Jeff dostał kilka propozycji i myślimy poważnie nad jakąś współpracą, promocją.
No właśnie, kontrakt z Babilon Promotion przysługuje Ci na starty na galach nieorganizowanych przez grupę?
Dokładnie, wszędzie mogę walczyć.
Czyli kariera w Stanach jest dalej realna?
Oczywiście. Jeff jest moim menadżerem, on tam ogarnia dużo rzeczy. Nie chciałbym wybiegać zbyt daleko w przyszłość, ale są fajne plany, by po tym pojedynku we wrześniu przygotowywać się już w Stanach, sześć tygodni obozu.
Jest wciąż możliwa ta potyczka o mistrzostwo Nowego Jorku?
Być może. Mam jednego kolegę, który też mi pomaga. Może mi zorganizować walkę w każdym zakątku świata, ma też znajomych w Argentynie, nawet tam rozmawiano. Jest sporo opcji, ale wszystko na spokojnie. Najpierw Lora, a potem możemy rozmawiać o przyszłości. Ta walka dużo pokaże, zaczynamy na ostro.
Rozmawialiśmy rok temu. Wtedy zapytany przeze mnie o potencjalne starcia z rodakami, odpowiedziałeś stanowczo, że chciałbyś się sprawdzić, że nie jest to zły pomysł. Teraz trenujesz w Polsce. Podtrzymujesz swoje zdanie sprzed roku?
Jest plan, bo teraz ma się odbyć gala 8 listopada w Krakowie, Polsat Boxing Night i słyszałem, że też jestem w kręgu zainteresowań. Ale nie wiem kogo by mi dobrali. Dla mnie powiem szczerze to jest bez sensu, aczkolwiek jak wszystko się zgadza to trzeba walczyć. Nie jest to potrzebne, ale muszę pokazywać się w Polsce, mam coraz większą grupkę fanów. Promocja mojej osoby na antenie Polsatu też może mi dać sporo. Zresztą zobaczycie, 16-tego będzie głośno.
28 lat na karku. Nie jest już to najwyższy czas na wejście do rankingów?
Na pewno. Ja po to przyjąłem ofertę starcia z Lorą, by iść do przodu, walczyć o jakieś pasy i piąć się do góry. Nie chcę bić się o pietruszkę.
Dobrym przykładem jest Krzysiek Głowacki, który najpierw zdobył, a potem bronił tytułu WBO Inter-Conti, by teraz być numerem jeden w rankingu. Bo jak wiadomo, pięściarz, który zgarnie obojętnie jaki pas tej federacji, jest automatycznie potem dorzucany do "15" rankingu.
No właśnie, o to mi chodzi, żeby jak najszybciej wejść do tych rankingów, przecież ja nie będę walczył do czterdziestki. Jeszcze kilka lat, robię swoją robotę, zostaję mistrzem świata i kończę.
Rozmawiał CEZARY KOLASA
Jestem w szoku, jakim poziomem wiedzy dysponujesz, bardzo ciekawy wywiad, jeden z lepszych jakie ostatnio czytałem, szacunek.
Pozdrawiam
Bardzo ciekawa walka.
Pozdrawiam
go chudy!!!
p.s. dobre pytania Panie Kolasa