MARES WYPUNKTOWAŁ OQUENDO
Jedenaście miesięcy po pierwszej zawodowej porażce udanie na ring wrócił przed momentem Abner Mares (27-1-1, 14 KO), który okazał się lepszy od Jonathana Oquendo (24-4, 16 KO).
W pierwszych minutach kontrolę nad pojedynkiem miał Meksykanin. Boksował spokojnie jak na siebie z defensywy, przepuszczał ataki rywala, schodził z linii ciosu i swoimi kontrami ustawiał przeciwnika. Ten jednak eksplodował w czwartej rundzie, trafiając mocnym podbródkiem i kilka razy lewym sierpem, do tego rozcinając w jednej z wymian lewy łuk brwiowy dawnemu championowi trzech kategorii. W piątej odsłonie walka się wyrównała i była naprawdę trudna do punktowania na tym etapie. - Używaj częściej lewego prostego - grzmiał w narożniku Abnera Virgil Hunter.
Meksykanin wyszedł na szóstą rundę i konsekwentnie... "unikał" bicia lewym prostym, za to przynajmniej przejął inicjatywę i to on ruszył w końcu do przodu. Portorykańczyk jednak nie miał zamiaru oddawać pola i starał się odpowiadać ciosem na każdy cios z drugiej strony. Wygrał ósme starcie i połowę dziewiątego, tylko że tą drugą połówkę Mares zaakcentował mocnym prawym prostym i prawym sierpowym. Ostatnie trzy minuty to trochę chaotyczne ataki z obu stron, a po ostatnim gongu sędziowie jednogłośnie opowiedzieli się za Maresem, punktując jego przewagę 96:94 i dwukrotnie 98:93.
Sama walka do zapomnienia, odnotować rezultat i tyle. U mnie 97-93.