A HARD DAY'S NIGHT - CZYLI CHŁOPCY Z LIVERPOOLU
W ostatnim czasie Eddie Hearn przyzwyczaił nas do tego, że organizował niezłe pięściarskie eventy z walką wieczoru, która była w stanie zaciekawić pięściarski świat. Głównie za sprawą największego asa w swojej tali czyli Carla Frocha, jak również walki Crawford – Burns. Można jednak odnieść wrażenie, że najbliższa gala Matchroomu na stadionie w Liverpoolu ma w swoim założeniu nie tyle kreowanie wielkiego widowiska przez pewne wyzwania, ale jest raczej stopniowym budowaniem pozycji dwójki banitów z wagi półciężkiej czyli Nathana Cleverly'ego (27-1, 13 KO) i Tony’ego Bellew (21-2-1, 13 KO). Stevenson i Kowaliow skutecznie dali wspomnianej dwójce do zrozumienia, że w limicie do 175 funtów nie do końca będą mogli się już odnaleźć, więc teraz muszą szukać swoje miejsca w cruiserweight.
Zarówno Walijczyk jak i Anglik mają już za sobą pierwsze walki w nowej kategorii i nie można oprzeć się wrażeniu, że były to trudniejsze wyzwania niż to, co czeka ich w najbliższą sobotę. Bellew w poprzedniej walce efektownie znokautował w ostatniej rundzie Walerego Brudowa, jednak ten prezentował się bardzo kiepsko, Cleverly również ostatnio wygrał przed czasem już w drugiej rundzie z Shawnem Corbinem, ale zrobił to w „angielskim stylu”, czyli sędzia przerwał walkę na stojąco, choć nie można mieć zastrzeżeń, że było to przedwczesne. Co do bokserów z Ameryki Południowej, którzy czasem odwiedzają Europę i tym razem również będą krzyżować rękawice na starym kontynencie, to często są oni hermetycznie zamknięci w swoich krajach przez kilka lat, mają dość dobre rekordy, ale kiedy pojawiają się na wyjeździe, to mało który pozostawia po sobie naprawdę dobre wrażenie. Z kilku zestawień walk z Latynosami najmniej atrakcyjnie wygląda na papierze mistrz Argentyny Alejandro Emilio Valori (15-4, 11 KO), który rzuca wyzwanie Cleverly'emu. Co do samego Walijczyka, to pamiętam jak kilka lat wstecz Dawid Kostecki powiedział o nim, iż ma tyle dziur w obronie, że chętnie by mu wszystkie pozatykał. Właśnie wtedy Clev został mistrzem świata. Pewnie już nigdy nie dowiemy się, czy tak rzeczywiście by było, niemniej jednak można było odnieść wrażenie, że do momentu starcia z Kowaliowem Cleverly miał nad sobą pewien parasol ochronny nawet jako mistrz, więc i teraz nie wróżę mu wielkiej przyszłości w limicie 200 funtów (choć pewnie pięć minut walki z Corbinem nie jest najlepszym materiałem do analizy).
Co do rywala Bellew to Julio Cesar Dos Santos (26-2, 23 KO) miał już poważny epizod w Europie, ale przegrał gładko na punkty z Dmytro Kucherem. Teraz znowu przyjeżdża do paszczy lwa i jedynym sposobem na zwycięstwo wydaje się być znokautowanie faworyta w jego rodzinnym mieście. Anglikowi dawałbym więcej szans na sukces w nowej wadze głównie ze względu na warunki fizyczne, ale też cięższą rękę.
Mistrz olimpijski z Londynu Anthony Joshua (6-0, 6 KO ma przed sobą najtrudniejszy jak dotąd test na ringach zawodowych, bo Matt Skelton (28-8, 23 KO) powinien być pierwszym jego rywalem, który wyjdzie i nie będzie od początku pogodzony z porażką. Joshua niejako namaszczony przez Lennoxa Lewisa na przyszłego mistrza będzie chciał udowodnić Skeltonowi, że porównywanie go do Audleya Harrisona, który nie spełnił pokładanych nadziei, jest niewłaściwe. Powinno mu się to udać.
Najtrudniejszy sprawdzian w karierze czeka wysoko notowanego w kategorii super średniej Rocky’ego Fieldinga (18-0, 10 KO). Podobnie jak Bellew, on również jest z Liverpoolu, a więc przyjdzie mu boksować przed swoją publicznością z Urugwajczykiem Noe Gonzalezem Alcobą (30-3, 22 KO), któremu trzy porażki w rekordzie zapisali kolejno: Sturm, Stevenson i Groves. Prawdopodobnie Hearn chce sprawdzić swojego zawodnika i porównać go z Grovesem. Gospodarz powinien wyjść zwycięsko, ponieważ przeważnie boksuje z wykorzystaniem długich rąk i największe problemy powinni mu sprawiać rywale, którzy potrafią wejść do półdystansu, a ten najbliższy też nienajlepiej czuje się w bliższym kontakcie. Pas WBA inter-continental powinien paść łupem Fieldinga.
Pytanie tylko czy dla niektórych faworytów moment tuż po gali w Liverpoolu nie będzie - jak to śpiewali Beatlesi kojarzeni z tym miastem jak mało kto – nocą po ciężkim dniu.