STARCIE KRÓLÓW - MARTINEZ CHCE UKARAĆ COTTO
Już w tę sobotę na ringu w Madison Square Garden odbędzie się pojedynek, który z całą pewnością dołączy do grona tych, które uczyniły nowojorską halę legendarną. 7 czerwca naprzeciwko siebie staną mistrz świata wagi średniej Sergio Gabriel Martinez (51-2-2, 28 KO) i pretendent, który dotychczas podbił trzy niższe dywizje, popularny Miguel Cotto (38-4, 31 KO). Transmisję z tego elektryzującego widowiska przeprowadzi amerykański gigant HBO, a w naszym kraju stacja Polsat Sport.
Dla 33-letniego Cotto sobotni występ będzie debiutem w kategorii średniej i wielką szansą, aby przejść do historii jako pierwszy portorykański czempion czterech dywizji. Wcześniej „Junito” zasiadał już na tronie wagi junior półśredniej, półśredniej i junior średniej. Według argentyńskiego właściciela pasa WBC Miguel zdecydował się na starcie z nim, ponieważ uważa, że gwiazda „Maravilli” gaśnie i Sergio jest już daleko od swojej szczytowej formy, którą imponował jeszcze kilka lat temu.
- Miguel Cotto jest przekonany, że jestem już stary, wypalony i straciłem umiejętności – mówi Martinez. – Z pewnością utwierdził się w tym widząc moją ostatnią walkę z Brytyjczykiem Martinem Murrayem. Jednak wówczas trapiły mnie poważne kontuzje i mój obóz chciał odwołać pojedynek. Nie zgodziłem się na to, bo zawsze chciałem wystąpić w swojej ojczyźnie, a bilety na to wydarzenie kupiło wówczas kilkadziesiąt tysięcy moich fanów. Nie mogłem ich zawieść, więc z nim walczyłem. Mimo bólu wygrałem, chociaż zdaję sobie sprawę, że nie byłem wtedy sobą.
39-letni Sergio, który najpierw był utalentowanym piłkarzem, a następnie z powodu kontuzji kolana w wieku 24 lat rozpoczął przygodę z pięściarstwem, do światowej czołówki wdarł się w 2009 roku, tocząc świetny, ale niestety przegrany pojedynek z topowym wówczas zawodnikiem Paulem Williamsem. Mimo porażki eksperci i kibice byli pod wrażeniem umiejętności widowiskowego Argentyńczyka. Niedługo później „Maravilla” był już mistrzem świata, detronizując w świetnym stylu inną gwiazdę, Kellyego „Ducha” Pavlika. Następne występy Martineza to jedno wielkie pasmo sukcesów. Brutalny nokaut w rewanżowym pojedynku z „Punisherem”, demolka Siergieja Dzinziruka i zastopowanie dwóch twardych wyspiarzy Darrena Barkera i Matthew Macklina dopełniło obrazu mistrza niemal perfekcyjnego. W 2012 roku Sergio skrzyżował pięści z synem meksykańskiej legendy Julio Cesarem Chavezem Jr i stoczył jeden z najcięższych i najwspanialszych zarazem bojów w karierze. Będąc wyraźnie lepszym przez całą walkę, w ostatniej rundzie omal nie został znokautowany przez zdeterminowanego rywala, ostatecznie dowożąc do końca punktowy triumf. Istna perełka wśród milionów bokserskich zmagań. Po raz ostatni ten uważany za jednego z najlepszych pięściarzy wszystkich list P4P czempion, pojawił się w ringu w kwietniu zeszłego roku, ze wspomnianym wyżej Murrayem. Walcząc na wypełnionym po brzegi stadionie w Buenos Aires „Maravilla” wymęczył zwycięstwo, zaliczając po drodze wizytę na deskach. Dzisiaj już wiemy, że niższa forma argentyńskiego mistrza była spowodowana urazami kolan i ręki.
Martinez nie kryje się wcale z faktem, że szczerze nie cierpi Cotto. Nazywa go diwą i wyśmiewa jego żądania, uznając je za fochy rozpieszczonej gwiazdy. Podobno niechęć ta jest spowodowana sytuacją sprzed lat. Otóż na jednej z gali, na której występował Miguel, Sergio był komentatorem. Po walce „Junito” w niezbyt kulturalny sposób zbył chcącego zadać mu kilka pytań mało znanego Argentyńczyka. Sposób zachowania Cotto boleśnie uraził Martineza, który poprzysiągł sobie, że jeżeli będzie mu dane, to ukarze go za to w ringu. Najlepszą sposobność ku temu będzie miał w najbliższą sobotnią noc.
- Jestem ekstremalnie zmotywowany do starcia z Cotto. Nie dlatego, że uważam go za niebezpiecznego rywala, ale dlatego, aby udowodnić mu, że wciąż należę do światowej elity – odgraża się aktualny mistrz kategorii do 160 funtów.
- Miguel jest dobrym pięściarzem i przyszłym członkiem galerii sław, ale na pewno nie zostanie mistrzem wagi średniej moim kosztem. Jedyny scenariusz tego pojedynku, jaki przewiduję jest taki, że on zostanie znokautowany, i to przed upływem dziewiątej rundy.
Dla Cotto Madison Square Garden jest jak drugi dom. Portorykańska gwiazda walczyła tam już osiem razy i przegrała tylko raz. „Junito” zawsze może więc liczyć na wsparcie tysięcy swoich kibiców, którzy za każdym razem wykupywali wszystkie bilety na występy swojego idola. Jednak Martinez w ogóle się tym nie przejmuje i uważa, że w sobotę pójdzie w ślady innych sławnych argentyńskich pięściarzy, czyli Oscara Bonaveny i Carlosa Monzona, i razem z rzeszą fanatycznych fanów podbije „Wielkie Jabłko”.
- Nowojorska argentyńska społeczność jeszcze nigdy mnie nie zawiodła i dlatego oczekuje, że stworzą niesamowitą atmosferę, podobną do tej, jaka panuje na meczach futbolowych naszej reprezentacji – kończy z uśmiechem Sergio.
Zapowiada się naprawdę wspaniale. Niech więc zabrzmi pierwszy gong i niech lepszy zwycięży!
Dajcie spokój...piszcie że walczy Cotto z Martinezem.
Miguel jeszcze w ostatniej chwili gotowy zrezygnować z walki. Przecież wyraźnie mówił, że jego nazwisko maa być przed Martinezem. ;)
Z tej walki probuje sie zrobic cos, czym nie jest :)
To zadne starcie krolow, obaj sa dawno po swoim prime, oboje na rowni pochylej.
Nazwiska oczywiscie ciagle maja wielkie, ale tak naprawde tylko to.
Podobnie ludzie podniecali sie walka Bute-Pascal, jakby to byla walka na zasadzie Froch-Groves 2 :D
Walke oczywiscie ogladne, ale na pewno nie z takim zapalem jak zrobilbym to kilka lat temu.
wg was która walk w dzisiejszym boksie zasługiwała by na tak patetyczny tytuł
kiedyś pacman - money
ale dzisiaj?
hehe to samo pomyslalem :D