MALIGNAGGI: NIE WIEM, CZY WRÓCĘ
Już ponad miesiąc minął od czasu porażki Paula Malignaggiego (33-6, 7 KO) z Shawnem Porterem (24-0-1, 15 KO), która wywindowała pozycję młodszego z Amerykanów, a starszego zmusiła do myśli o zakończeniu kariery. "Magik" wrócił do wydarzeń w Waszyngtonie i przyznał, że był zaskoczony tym, co wniósł do ringu przeciwnik.
- Porter ranił mnie każdym ciosem. Myślałem, że może nie mam odpowiedniego nastawienia, dlatego próbowałem się jakoś podbudować w trakcie walki, nazywałem się w myślach c**ą. Bo prawda jest taka, że nie tak łatwo mnie zranić. Byłem wręcz wkurzony, myślałem sobie, że nic takiego nie powinno mieć miejsca – wspomina 33-latek.
Psychologia na nic się jednak zdała w konfrontacji z nieustannie napierającym Porterem. Walka zakończyła się już w czwartej rundzie, a zaraz po niej Malignaggi został przewieziony do szpitala.
- Wymiotowałem przez całą drogę do szpitala. Kiedy w końcu dotarliśmy, zaraz chciałem wracać do domu. Powiedzieli mi, że to niemożliwe, że muszą zatrzymać mnie na obserwację, bo mam krwiaka za uchem, muszą się upewnić, że nie będzie krwawić. Wtedy zrozumiałem, że to poważne. Walka trwała niespełna cztery rundy, a byłem w sytuacji, w której niemal wymagana była operacja, to było szaleństwo. Miałem też naprawdę poważne wstrząśnienie mózgu, do dzisiaj odczuwam jego skutki. Na szczęście powoli dochodzę do siebie – powiedział.
Pięściarz z Brooklynu zdradził też, że nie oglądał jeszcze pojedynku z młodszym rodakiem. Bynajmniej nie dlatego, że mógłby to być bolesny seans.
- Nie oglądałem tej walki, bo gdy ją obejrzę, pewnie znowu będę chciał boksować. A nie wiem, czy tego chcę. Muszą wszystko spokojnie przemyśleć, dam sobie trochę czasu na podjęcie decyzji – stwierdził.
ktos przegrywa walke - najpierw jest lament, placz i deklaracje ze lzami w oczach ze koniec kariery a za 2-3 miesiace glod boksu znow daje o sobie znac i sa 5 - krotne kambeki :D