BREWSTER, LAMONT - BIOGRAFIA
Symbol bokserskich wojen i klęski Andrzeja Gołoty. Barwna, ciekawa postać czasów bezkrólewia "królewskiej" kategorii" - Lamon Brewster (35-6, 30 KO).
Na świat przyszedł 5 czerwca 1973 w Indianapolis i jest jednym z najpopularniejszych przedsatawicieli stanu Indiana, zaraz po Michaelu Jacksonie i Janet Jackson. Nim przeszedł na zawodowstwo nie miał za sobą wielkiej i długiej kariery amatorskiej, wspomnieć trzeba jednak o wywalczeniu srebrnego medalu mistrzostw panamerykańskich w 1995 roku, gdzie w finale poległ ze znakomitym amatorem Felixem Savonem, wcześniej eliminując Shane'a Hintona i Moisesa Rolona. W tym samym turnieju rywalizowali również inni znani później zawodowcy jak Antonio Tarver, Acelino Freitas, czy Jose Miguel Cotto. Również w roku 1995 został amatorskim mistrzem Stanów Zjednoczonych w wadze ciężkiej. Karierę amatorską zakończył z bilansem 70-10.
Na zawodowych ringach debiutował w roku 1996 pojedynkiem z anonimowym Mosesem Harrisem. Trenując pod okiem Billa Slaytona, Brewster pokonywał kolejnych rywali przed czasem, by w roku 2000 doczekać się pierwszej poważnej walki z wymagającym rywalem, a takim bez wątpienia był wówczas kontrowersyjny Clifford Etienne.
Ich starcie w Mellon Arenie w stanie Pennsylvania miało dramatyczny i niesamowity przebieg. Brewster pokazał w tej walce to, z czego słynął przez całą swoją karierę. Serce do walki, odporność na ciosy, charakter i siłę - nie wystarczyło to jednak do pokonania świetnie dysponowanego i niezwykle agresywnego tamtej nocy Etienne'a. Pierwsza runda tej walki to prawdziwy majstersztyk. Brewster podczas dziesięciu odsłon tego pojedynku zainkasował niezliczoną ilość silnych ciosów, lecz dzięki niezłomnej postawie dotrwał do ostatniego gongu samemu również starając się być aktywnym i godnym uczestnikiem tej pamiętnej wojny.
Mimo ambitnej postawy Lamon uległ na punkty, ponosząc pierwszą zawodową porażkę. Nieco ponad 5 miesięcy później Brewster przegrał po raz drugi w karierze ulegając Charlesowi Shuffordowi, lecz kolejne lata to pasmo zwycięstw i największych sukcesów Lamona, ze zdobyciem pasa mistrza świata na czele.
Po pokonaniu Tommy'ego Martina w roku 2002 i zdobyciu pasa WBO NABO, Brewster awansował w rankingu tejże federacji. Rok 2003 to tylko jedna walka z udziałem "Bezlitosnego". Rok później Lamon dostał jednak życiową szansę wywalczenia pasa mistrza świata wagi ciężkiej, co zawsze było jego wielkim marzeniem. Walka o wakujący pas WBO z Władimirem Kliczko odbyła się w Mandalay Bay Resort w Las Vegas 10 kwietnia 2004 roku.
Mimo dużej różnicy w warunkach fizycznych Amerykanin wyszedł do Ukraińca bez żadnego respektu i z wiarą w zwycięstwo, choć w pierwszych rundach to Ukrainiec dominował w ringu. Lamon wyczekiwał swojej szansy, a ta nadeszła w starciu numer pięć - dwa silne sierpy mocno naruszyły Władimira, którego przed nokautem uratował gong. Potem Kliczko został poddany, a sędzia Robert Byrd ogłosił światu nadejście nowego championa.
Po walce Kliczko został zabrany do szpitala na prześwietlenie głowy. Była to ostatnia porażka Ukraińca. W pierwszej obronie swojego pasa Brewster pokonał po kontrowersyjnym werdykcie Kaliego Meehana. 21 maja 2005 roku zamach na pas należący do Amerykanina postanowił przeprowadzić nasz Andrzej Gołota. W wypełnionej Polakami hali United Center doszło do jednej z najkrótszych walk o mistrzostwo świata wagi ciężkiej w historii. Strasznie usztywniony i słabiutko dysponowany Gołota dał się trzykrotnie rzucić na deski i w kompromitującym stylu po 53. sekundach uległ mistrzowi. Lamon zaczął bardzo agresywnie, rzucając się na Gołotę od początku walki i silnymi sierpami próbował położyć Polaka jak najszybciej, co mu się udało.
- Byłem dziś jak F16 i po prostu go zestrzeliłem. Byłem w stanie boksować w taki sposób, przez 12 rund - mówił po walce Amerykanin. Opromieniony błyskawicznym odprawieniem Gołoty Brewster nie zamierzał rozstawać się z mistrzowskim pasem i pewny swego pojechał do Niemiec, gdzie w Hamburgu zmierzyć się miał z Luanem Krasniqim, który w eliminatorze pokonał przed czasem Lance'a Whitakera. Ta walka to kolejna pamiętna bijatyka z udziałem Lamona, gdzie nie brakowało wielu silnych i celnych ciosów. Mimo dzielnej postawy pretendenta, Brewster zaprezentował kolejną czasówkę i w 9. rundzie sędzia poddał bezradnego reprezentanta Kosowa, który deski zaliczył również w rundzie ósmej.
1 kwietnia 2006 roku - ta data na zawsze pozostanie w mojej bokserskiej świadomości. Powody są dwa :
- ostatnia obrona pasa twardego zabijaki z Indiany
- jedna z najlepszych i najbardziej dramatycznych wojen wagi ciężkiej, jaką widziałem
Naprzeciw Brewstera stawał wówczas twardy Siergiej Liachhowicz. Pokaz siły, odporności i serca do walki z obydwu stron - tak zapamiętałem ten pojedynek. Rundy 5, 6, 7 i 9 to coś niesamowitego. Szaleńcze wymiany, zwroty akcji i niezwykła dramaturgia. Wszystko zmieniało się jak w kalejdoskopie, a po 12 wyczerpujących rundach sędziowie jednogłośnie przyznali wygraną Białorusinowi, który w 6. rundzie był liczony.
Niedługo po walce zdiagnozowano u Brewstera oderwanie siatkówki w lewym oku i musiał się on poddać operacji. Podczas sparingów przed tym pojedynkiem Lamon doznał złamania nosa. Jak sam wspominał, była to dla niego bardzo bolesna noc. - Już w pierwszej rundzie przestałem widzieć na jedno oko, nie mogłem również swobodnie oddychać z powodu kontuzji nosa. Nie chciałem się poddać, ciśnienie na walkę było zbyt duże.
Walkę z Liachowiczem Brewster uważa za najtrudniejszą w swojej karierze. Już po zakończeniu kariery bardzo żałował, że nigdy nie doszło do rewanżu. Na jego słabszą dyspozycję w tej walce miało się złożyć kilka czynników:
- Miałem złamany nos, nie chciałem walczyć, czułem, że nie jestem gotowy, lecz organizatorzy walki nie chcieli o tym słyszeć. Był to dla mnie szczególnie nerwowy okres, moja żona była w ciąży. Potrzebowała opieki, a ja ciągle przesiadywałem w gymie. Wiem, że w normalnej dyspozycji Liachowicz by ze mną nie wygrał.
Po bolesnej porażce z Władimirem Kliczko w pojedynku rewanżowym (7 lipiec 2007 w Kolonii), którego stawką był pas IBF, Lamon nie był już tym samym pięściarzem. Wprawdzie pokonał później jeszcze Danny'ego Batcheldera i Michaela Sprotta, lecz był daleki od dawnej dyspozycji. W walce z tym drugim debiutował pod banderą grupy promotorskiej Sauerlanda. Nękany kontuzjami Amerykanin doznał porażek w dwóch kolejnych i ostatnich dla siebie walkach kolejno - z Gbengą Oloukunem i Robertem Heleniusem.
W walce z Finem odnowiła mu się kontuzja operowanego wcześniej oka. Rok po tej walce będąc po czterech operacjach mających na celu uratować mu wzrok, postanowił zakończyć karierę. Już na emeryturze Brewster skarżył się w mediach na współpracę z niemieckim promotorem. Narzekał na brak zainteteresowania jego osobą i pomocy w dochodzeniu do zdrowia. W jednym z wywiadów po zakończeniu przygody z boksem wspominał swoją karierę takimi słowami :
- Zawsze dawałem z siebie wszystko. Widzieliście kiedyś nudną walkę Lamona Brewstera? Moi przeciwnicy nie zawsze chcieli dać widowisko, ale dla mnie zawsze celem było zadowolenie fanów. Walczyłem tak, by nikt po wyjściu z hali nie stwierdził, że żałuje pieniędzy wydanych na bilet.
Prywatnie Lamon ma trójkę dzieci, w tym jedno z poprzedniego związku. Jego bokserskim idolem jest Orlando Canizales. Do najsilniej bijących ludzi, z którymi stał w ringu zalicza Lennoxa Lewisa, Fransa Bothę i Michaela Moorera - co ciekawe, z całą trojką mierzył się tylko podczas sparingów. Brewster prywatnie jest kuzynem innego byłego championa wagi ciężkiej - Chrisa Byrda. Po zakończeniu kariery Lamon miał zająć się rozwojem portalu internetowego, na którym chciał skupiać dyskusje między szeroko pojętym środowiskiem bokserskim. Posiada również własną szkółkę bokserską. Każdego z nowych podopiecznych szybko uświadamia, na czym polega przynależność do jego szkoły:
- Mówię im, że jeśli chcą żyć ulicą, to nie jest miejsce dla nich. Wymagam pracy, zaangażowania i wiary w siebie. Jeśli to posiadasz, jesteś jednym z nas. Jeśli szanujesz kolegów z sali, mnie i pozostałych nauczycieli, to wówczas zawsze ci pomożemy. Najważniejsza jest jedność.
Lamon Brewster to dla mnie symbol charakteru, siły, serca do walki. Udowodnił, że nie trzeba być mistrzem techniki i wirtuozem boksu, by spełniać swoje marzenia w tym biznesie. Do dziś chętnie odświeżam jego walki z Meehanem, Liachowiczem, Krasniqim, co polecam również Wam. Osobiście liczę na pojawienie się w obecnej wadze ciężkiej takiego efektownego zabijaki z potężnym ciosem i twardą głową.
Opracowanie: Krystian Sander
Korekta: Leszek Dudek
Bez przesady. Brewster to półka niżej. Podobny poziom co Ruiz i Byrd.
obejrze sobie brewster etienne
fajny sympatyczny gosciu....przyjmnie slucha sie jego wywiadow
kosovo tak samo jak i czeczenia to sztuczne nielegalne stwory....
cytuję:"...dwa silne sierpy mocno naruszyły Władimira, którego przed nokautem uratował gong. Potem Kliczko został poddany..."
Ja tam poddania nie widziałem,to sędzia przerwał walkę po wyliczeniu Władka,którego przed nokautem gong właśnie nie uratował.
dokladnie :)
pozdrawiam
Ja nawet na telefonie korzystam z pełnej wersji serwisu.
@LegiaPany
Ogólnie to walki Brewstera z Liachowiczem i Etienne, to jedne z moich ulubionych w HW ever.
Porównanie Wildera do Lamona dosyć odważne, ale na pewno nie głupie. Jeśli Deontay, podobnie jak Brewster, dysponuje dobrą odpornością na ciosy to kto wie...
Jak myślicie - jak potoczyłaby się walka z Gołotą, gdyby nie skończyła się tak szybko? Brewster lubił zacząć agresywnie, ale wielu potrafiło to przetrwać. Etienne miał w pierwszych sekundach duże kłopoty, ale wytrwał i jeszcze w tej samej odsłonie stłukł Lamona boleśnie. W momencie walki z Andrzejem Lamon nie był już tak dobry jak w swoich najlepszych czasach. Szkoda tej walki...
nie dysponuje
Ja akurat w tamtym momencie miałem 10 lat i to było dla mnie wielkie przeżycie i pamiętam jaki bezwzględny,ostry w swych poczynaniach Brewster.Andrzej nie wyszedł z szatni.Zaraz po pierwszych sekundach komentator mówił,że Andrzej bardzo wolno wchodzi w walki i jet bardzo spięty.:D
Ja akurat wyżej cenię Byrda i Ruiza z tych słabszych czasów dla HW.
Dzieki temu fajnie sie go ogladalo,ale szybko sie skonczyl
Co do Goloty,to Brewster byl dla niego wtedy najgorszym wyborem
Andrew nie mial ciosu,nog ani jaj zeby powstrzymac Lamona.Walke i tak by przegral,bo na mistrzowskim poziomie mogl walczyc jak rowny z rownym tylko z waciakami jak Byrd czy Ruiz
Po bombie od Tysona Andrew wstawal- po bomach od Bowe walczyl dalej- tutaj zawsze problemem byla tylko ta nieszczesna psychika. Chyba tylko Lewis go tak naprawde znokautowal- ze niezaleznie od psychiki Andrzej by tu nie mogl walczyc dalej
- dla mnie nic w tej walce dziwnego nie było - Kliczko za bardzo się zmachał, stracił siły Brewster to wykorzystał - no i właśnie wtedy "okładał" no może wyprowadził parę ciosów i Władzia mógł jedynie sędzia odholować do narożnika
Również podczas tej walki miałem 10 lat i przed pierwszymi deskami Kostyra powiedział "Andrzej jest tak silny, że mógłby góry do Mahometa przenosić". Na koniec powiedział, że "to koniec Andrzeja Gołoty, kolejnej szansy nie będzie". Jak widać powrotów było wiele.
Sander
Moim zdaniem najgorszy z nich był Ruiz, po za klinczowaniem i psychiką nie miał atutów.
rafaltheo
Gołota w wieku 35 lat już nie miał takiej odporności.
Widze, ze jestesmy tym samym rocznikiem :)
Co do Brewstera to po jego walce z Heleniusem bylo glosno o nieprawidlowych rekawicaicach fina. Lamontowi popekaly powieki, to podobno nie jest normalne. Nie jest czasami tak, ze stracil wzrok w jednym oku??
żadna wielka szkoda, że Gołota dostał wp....dol. Czytałem wywiad z Brewsterem jak to Gołota przed walką był niegrzeczny , próbował zastraszyć Brewstera, ponoć właził do jego pokoju w hotelu itd i Brewster tak się naładował psychicznie, żeby dać nauczkę Andrzejowi w ringu. I niezapomniane spojrzenie, te oczy pytające " to już koniec, po wszystkim, jak to trenerze" . A w duszy pewnie radocha, że szmal się duży zainkasowało, nie musiał wykonać pracy w ringu a kibiców zrobiło się w balona. Wydali na bilety, przylecieli czy przyjechali z daleka a tu kpina 53 sek i do domciu. Jak ja wtedy byłem wściekły na Gołotę za to, że z niego kawał chłopa a jałopa.W tej walce/ walce?/ a raczej asyście Gołota zupełnie zapomniał po co wchodzi do ringu i jakie zadanie ma do wykonania. Zapomniał, że też ma dwie grabie i do czego one służą. Według mnie Goły dostał cykora, ten strach w oczach było widać.Sztywny jak kołek, wyczekiwał jak zwykle na początku walki co pokaże przeciwnik zamiast kuźwa samemu zaskoczyć przeciwnika i przeprowadzić atak. A może myślał, że Brewster będzie się bawił w macanki, pykanie, szermierkę na pięści ? No to gratuluję , wspaniale team Gołoty rozpracował taktycznie Brewstera. Według mnie to najbardziej kompromitująca walka w karierze Gołoty. Dlaczego zrobił sobie aż 2 lata urlopu po tej walce ? Tak długo musiał leczyć rany po 53 sek? Musiał odczekać,aż kibice zapomną i przestaną wylewać pomyje i swoje złości a poza tym kasę przytulił za 53 sek to do czego się spieszyć ? Ot cały Endrju i jego miłość do boksu. A zresztą sam gadał, że tak na prawdę to on boksu nie lubił. I przejaw tej pozorowanej miłości do boksu był aż nadto widoczny w kilku jego walkach.