DROGA PRZEZ MĘKĘ MATTHYSSE
Bardzo trudne chwile przeżywał Lucas Martin Matthysse (35-3, 33 KO), ale wszystko skończyło się po jego myśli i pokonał ostatecznie Johna Molinę (27-4, 22 KO).
Kibice otworzyli szerzej oczy ze zdziwienia w drugiej rundzie, gdy skazywany na porażkę Molina przewrócił faworyzowanego Argentyńczyka. Ten chciał jak najszybciej się odgryźć, jednak gdy już wydawało się, że przejmuje inicjatywę, w piątej odsłonie cios za ucho doprowadził go do drugiego nokdaunu. Do tego bił się z pękniętą powieką.
Matthysse znów zachwiał się w szóstym starciu, lecz nieustanie parł do przodu i w końcu przełamał rywala w ósmej rundzie. To był początek końca Moliny. Lucas bił z całą siłą w okolice tułowia i na górę, a Molina w dziesiątej odsłonie był liczony do ośmiu po raz drugi. Wyratował go jeszcze gong, ale w rundzie jedenastej było po wszystkim...
No ten rywal potrafi przyłożyć. Dużo wyższy od Lucasa też był przez co ten nie mógł dobrze zdystansować. Lucasowi się chyba wydawało że to będzie spacerek po parku, wpadnie, trzaśnie i sobie pójdzie. Dopiero od połowy wziął się do roboty. Molina zaskoczył na ogromny plus. To na pewno jest jego kategoria.
Jak tu nie lubić Lucasa? Oczywiście wielkie brawa dla Moliny bo dal kapitalna walkę.
Cenne zwyciestwo Lucas!