ZAPOMNIANE BITWY: SUGAR RAY ROBINSON vs ROCKY GRAZIANO
16 kwietnia 1952 roku na wypełnionym po brzegi stadionie w Chicago fantastyczny czempion Sugar Ray Robinson (173-19-6, 108 KO) znokautował już w trzeciej rundzie słynnego Rocky'ego Graziano (67-10-6, 52 KO). Określany przez zdecydowaną większość ekspertów jako bezapelacyjny król wagi półśredniej i średniej w historii „Słodki” skruszył swoim morderczym prawym sierpowym noszącego wymowny przydomek „The Rock” nowojorczyka.
Niesamowicie utalentowany pięściarsko Robinson tamtego dnia miał 32 lata i legitymował się szokującym dzisiaj rekordem: 130 zwycięstw, w tym 84 przed czasem, 2 porażek (słownie: dwóch!) i 2 remisów. Na swoim koncie ten urodzony w Detroit czarodziej pięści miał już tytuł mistrza wagi półśredniej, który należał do niego nieprzerwanie od roku 1946, aż do 1951. Natomiast królem dywizji średniej został dwie walki przed starciem z Graziano, kiedy we wrześniu 1951 roku zastopował w rewanżowej walce ówczesnego czempiona Randy Turpina.
Rekord Graziano był mniej imponujący od czarnoskórego króla, jednak i on nie miał się czego wstydzić. „The Rock” 16 kwietnia 1952 roku miał na koncie 67 zwycięstw, z czego 52 przez KO, 8 porażek i 6 remisów. Ten niezłomny i prący do przodu jak czołg bokser, wielką sławę i uznanie kibiców zdobył m.in. trzema ringowymi thrillerami z inną gwiazdą tamtych czasów, straszliwym punczerem i mistrzem wagi średniej Tonym Zale. Nowojorczyk dwa razy padał na deski ustrzelony siejącymi pogrom i zniszczenie bombami syna polskich emigrantów, raz jednak zdołał odpłacić mu tym samym.
Gdy tylko zabrzmiał pierwszy gong w ringu w Chicago rozpoczęła się mordercza rozgrywka. Dominował wyższy i silniejszy fizycznie czarnoskóry czempion, ale i pretendent miewał świetne momenty. Graziano szybko przekonał się na własnej skórze, że pogłoski o refleksie i fenomenalnej precyzji Robinsona nie były przesadzone. „Słodki” lokował na szczęce pretendenta doskonałe uderzenia, jakby od niechcenia, miały jednak one swoją niszczycielską siłę i wstrząsały „Skałą”. Rocky nie byłby jednak sobą gdyby nie starał się odpłacić mu z nawiązką. Skuteczne okazywały się jego mocarne sierpy, w zwarciu ogarnięty bitewnym szałem bił nawet w tył głowy, za co upomniał go sędzia. Ta postawa obydwu godnych siebie pięściarzy zaowocowała porywającym i trzymającym w napięciu spektaklem.
Druga odsłona była spokojniejsza. Atakował pretendent, a mistrz wspaniale kontrował i stopował. W połowie tego starcia po celnej kombinacji Graziano był bliski pierwszej wizyty na deskach, ale uratowały go liny i szybko przeszedł do kontrataku. Równo z gongiem trafił Robinsona lewym sierpowym i uniósł w górę rękawicę w zwycięskim geście.
W ostatniej, trzeciej rundzie tego historycznego meczu Ray postanowił w końcu wrzucić wyższy bieg. Ruszył do ataku i coraz częściej trafiał Rocky'ego uderzeniami z obydwu rąk. Jednak podczas jednej z kombinacji zraniony challenger wystrzelił potężnym prawym sierpowym, trafiając przedramieniem w głowę faworyta. Ten przyklęknął na kolano, ale sędzia ringowy uznał to za potknięcie. Chwilę później rozsierdzony poczynaniami Graziano Robinson dopadł rywala przy linach i po serii zakończonej krótkim, ale piekielnie mocnym prawym sierpowym, który eksplodował na szczęce wyrywając z niej ochraniacz na usta, „Skała” została ostatecznie skruszona i znalazła się na deskach. Rocky próbował jeszcze wstać i w końcu mu się udało, ale zrobił to zbyt późno i arbiter pan Tommy Gilmore nie zezwolił mu na dalsze zmagania.
Tak oto wyglądała druga obrona tytułu mistrzowskiego wagi średniej jednego z najlepszych pięściarzy w dziejach tego sportu. Co ciekawe dwa miesiące po tym wydarzeniu Robinson sam doznał goryczy porażki, gdy próbował zdetronizować zasiadającego na tronie dywizji półciężkiej Joeya Maxima. Straszliwy upał, jaki wówczas panował w Nowym Jorku sprawił, że obydwaj zawodnicy znaleźli się na skraju wyczerpania. O warunkach, jakie wtedy panowały może świadczyć fakt, że w 10 odsłonie zmieniono sędziego ringowego, który nie był w stanie kontynuować swojej pracy. Ten brutalny bój lepiej zniósł obrońca trofeum, w przeciwieństwie do Robinsona, który ledwie żywy i skrajnie wycieńczony pozostał na swoim stołku po zakończeniu 13 rundy. Niedługo później w grudniu czarnoskóry wojownik ogłosił zakończenie kariery.
Na emeryturze wytrwał trzy lata powracając między liny w 1955 roku. „Słodki” jeszcze trzykrotnie zdobywał i tracił tytuł mistrzowski wagi średniej tocząc wspaniałe bitwy z ówczesną światową czołówką. Jednak wraz z upływem lat jego gwiazda bladła i zapewne gdyby nie problemy finansowe Ray zawiesiłby swoje rękawice na kołku w odpowiednim czasie. Jednak efekt był taki, że dawny król P4P tak jak wielu wielkich mistrzów przed nim i po nim zaczął miewać problemy z gorszymi o kilka klas młodzikami i coraz częściej przegrywać. Ostatecznie na dobre dał sobie spokój z zawodowymi występami w listopadzie 1965 roku mając 44 lata, a na koncie ponad 200 pojedynków. Robinson, który podczas swojej kariery pokonał 18 byłych, aktualnych, lub przyszłych mistrzów świata, jest oczywiście członkiem International Hall of Fame i World Hall of Fame. Gdy wiele lat później do Raya zaczęto porównywać innego wspaniałego pięściarza Sugara Raya Leonarda, ta wielka gwiazda lat 80-tych stwierdziła: „Uwierzcie mi, nie ma co porównywać. Robinson był najlepszy”. Wirtuoz pięści zmarł 12 kwietnia 1989 roku w Los Angeles, mając 67 lat.
Jeżeli chodzi natomiast o jego wielkiego rywala Graziano, to „The Rock” po laniu z rąk Robinsona walczył jeszcze tylko raz. We wrześniu tego samego roku zmierzył się z niepokonanym wówczas w 34 pojedynkach Chuckiem Daveyem i przegrał wyraźnie na punkty. Zaraz potem ogłosił przejście na emeryturę i otworzył popularną restaurację „Rocky Graziano Pizza Ring”. Wielką sławę przyniósł mu także film „Między linami ringu”, uhonorowany trzema Oscarami, w którym wspaniale zagrał go Paul Newman. Ten jeden z najgroźniejszych bombardierów kategorii średniej dożył 71 lat. Zmarł 22 maja 1990 roku na skutek udaru.
Dobry tekst!
robinson vs hearns to bylo by cos :)
ps. miedzy linami ringu jeden z lepszych filmow (pisalem juz o tym filmie jako "somebody up there likes me") genialne dialogi (pierwotnym filmowym rywalem mial byc......grajacy samego siebie tony zalewski ale zbyt mocno obijal paula newmana podczas ujec wiec zrezygnowano z jego uslug :D - tak chyba bylo.......)