ZAPOMNIANY MISTRZ - MICHAEL NUNN
14 kwietnia 1963 roku, czyli dokładnie 51 lat temu, w mieście Davenport w stanie Iowa przyszedł na świat Michael Nunn (58-4, 37 KO). Utalentowany mańkut podczas swojej długiej kariery zasiadał na tronie dywizji średniej oraz super średniej i zaliczał się do ścisłej światowej czołówki. Jednak mimo iż w ringu zdobył sławę, szacunek i pieniądze, jego historia nie kończy się Happy Endem. Czarnoskóry wojownik przebywa obecnie w więzieniu, gdzie odsiaduje karę 24 lat pozbawienia wolności. Gdy zostanie wypuszczony, będzie miał 60 lat na karku, wyrzuty sumienia i niewiele więcej…
Tak jak większość dzieciaków z jego okolicy Michael nie unikał kłopotów i nie należał do prymusów. Jego wychowująca go samotnie mama Madies widząc rozsadzającą syna energię i agresję, pewnego dnia wysłała go na trening do lokalnego klubu Alvino Pena’s Davenport Boxing Club. W ten sposób chciała uchronić go od kłopotów i ocalić przed zgubnym wpływem środowiska. Szybko okazało się, że był to strzał w dziesiątkę. Nunn pokochał pięściarstwo z wzajemnością. Jako amator stoczył 176 pojedynków, z których wygrał 168, trzy razy triumfował w turnieju Iowa Golden Gloves. Niestety nie zmieścił się w kadrze USA na igrzyska w 1984 roku, a zawodnikiem, z którym przegrał wewnętrzną rywalizację został przyszły świetnie nam znany czempion Virgil Hill.
Wkrótce później Michael podpisał kontrakt zawodowy i zaczął demolować kolejnych przeciwników. Po 30 zwycięskich walkach, z których 20 zakończył przed czasem, w lipcu 1988 roku stanął przed szansą zdobycia mistrzowskiego pasa IBF wagi średniej. Jedyne co musiał zrobić pretendent z miasta Davenport, to zdetronizować niepokonanego wówczas w 23 pojedynkach groźnego czempiona z Detroit Franka Tate’a (41-5, 24 KO). Tak też się stało. Po raz pierwszy obrońca tytułu padł na deski ringu w Caesars Palace w Las Vegas pod koniec 8. rundy inkasując morderczy cios w tułów. Koniec nastąpił w następnej odsłonie, gdy czujący krew Nunn rzucił się na zranionego rywala i sędzia ringowy Mills Lane poddał go w obawie przed ciężkim nokautem.
Po tym wspaniałym i efektownym zdobyciu tronu noszący przydomek "Second To None" Michael odprawił z kwitkiem pięciu wartościowych rywali, którzy mieli chrapkę, aby go z niego zrzucić. Następnie w maju 1991 roku na wypełnionym szczelnie stadionie w swoim rodzinnym Davenport skrzyżował rękawice z niepokonanym w 26. walkach pretendentem z Grand Rapids, Jamesem Toneyem (76-9-3, 46 KO). Przyszła gwiazda wówczas dopiero zaczynała zdobywać sławę i uznanie, a zdecydowanym faworytem tamtej konfrontacji był świetny Nunn. Mistrz IBF walcząc u siebie zaprezentował doskonałą formę i z rundy na rundę powiększał swoją przewagę, jednak w 11. odsłonie, gdy Michael prowadził u wszystkich trzech sędziów punktowych, chwila nieuwagi w połączeniu ze straszliwą bombą Toneya i czempion padł bezwładnie na deski. Co prawda zdołał jeszcze stanąć na nogi, ale "Lights Out" nie wypuścił już okazji z rąk i chwilę później dokończył dzieła zniszczenia.
Po tej pierwszej porażce w karierze Nunn pozbierał się bardzo szybko, z tym, że przeszedł do wyższej kategorii super średniej. Tam już w swoim pierwszym występie zdobył pas NABF stopując Randalla Yonkera (29-6, 23 KO), a we wrześniu 1992 roku dostał szansę na wywalczenie światowego tytułu federacji WBA, który należał wówczas do Victora Cordoby (22-6-3, 16 KO). Do bitwy amerykańskiego pretendenta z panamskim mistrzem doszło w Thomas & Mack Center w Las Vegas i po zaciętych 12. starciach niejednogłośnie na punkty triumfował czarnoskóry "Second To" Nunn. Cztery miesiące później doszło do rewanżu, w którym ponownie na punkty, ale tym razem już jednogłośnie lepszym uznano Nunna.
Swój drugi mistrzowski pas w drugiej dywizji pięściarz z Davenport utracił w swojej piątej obronie. Jego drugim pogromcą okazał się niepozorny Steve Little (25-17-3, 6 KO), który w lutym 1994 roku na ringu w Londynie wspiął się na wyżyny swoich możliwości i zwyciężył faworyta na punkty, mając go nawet na deskach w pierwszej odsłonie. Jednak pochodzący z Filadelfii Little sześć miesięcy później utracił zdobyte trofeum na rzecz Frankie Lilesa (32-3, 19 KO), z którym w grudniu skrzyżował pięści Nunn. Pięściarzowi z Davenport tym razem przyszło rywalizować ze swoim rodakiem z Syracuse w odległym Ekwadorze, gdzie w mieście Quito lepszym na punkty okazał się jednak obrońca pasa WBA.
Po tej trzeciej przegranej walce w karierze Michael nadal prezentował się wyśmienicie, chociaż coraz więcej ekspertów i kibiców twierdziło, że bliżej mu już do emerytury niż kolejnych sukcesów. "Second To" Nunn nie przejmował się jednak opiniami "życzliwych" i nadal często występował, udzielając lekcji boksu dziewięciu przeciwnikom. Ta świetna passa zaowocowała przenosinami Nunna do kategorii półciężkiej i szansą na mistrzowski pas w trzeciej dywizji.
W marcu 1998 roku na ringu w Berlinie do zgarnięcia był wakujący pas federacji WBC, a drugim kandydatem ostrzącym sobie na niego zęby został świetnie nam znany Graciano Rocchigiani (41-6-1, 19 KO). Noszący przydomek "Rocky" idol niemieckiej publiczności zwyciężył Amerykanina na punkty, ale już w pierwszej obronie złożył trofeum w ręce Dariusza Michalczewskiego (48-2, 38 KO), który już po raz drugi okazał się od niego lepszym pięściarzem.
Wracając do Nunna - jego nieudana wyprawa do Berlina uzmysłowiła pięściarzowi, że kolejna szansa rywalizacji o znaczący pas raczej już nie nadejdzie. Amerykanin stoczył jeszcze sześć zwycięskich walk, w tym zastopował w 7. rundzie przyszłego mistrza świata IBF Williama Guthriego (35-4-3, 28 KO) i w styczniu 2002 roku zawiesił rękawice na kołku.
Jednak zamiast cieszyć się z zasłużonej emerytury niespokojny duch i poskromione za młodu demony Nunna dały o sobie teraz znać ze zdwojoną siłą. W sierpniu tego samego roku były czempion został aresztowany w jednym z hoteli w Davenport, gdy próbował kupić od działającego pod przebraniem agenta FBI kilogram kokainy. Następnie w maju 2003 roku uznano go winnym i skazano na 24 lata pozbawienia wolności za posiadanie i handel narkotykami. Swoją karę Michael odbywa w więzieniu federalnym w mieście Bastrop w Teksasie i wolność odzyska dopiero w 2024 roku. Smutne, ale sam zgotował sobie ten los…
Pozdrawiam