ZAPOMNIANY MISTRZ JAMES 'BUSTER' DOUGLAS
Wczoraj, czyli 7 kwietnia 1960 roku w mieście Columbus w stanie Ohio, mijała rocznica urodzin Jamesa „Bustera” Douglasa (38-6-1, 25 KO). Człowieka, który 30 lat później zaszokował świat nokautując niepokonanego wówczas Mike’a Tysona i zostając mistrzem świata wszechwag.
Ojcem Jamesa był niegdyś zaliczany do czołówki wagi średniej i półciężkiej, były dwukrotny pretendent do tytułów, William „Dynamite” Douglas. To zapewne za jego sprawą syn, który początkowo był utalentowanym koszykarzem, rozpoczął treningi pięściarskie i w maju 1981 roku stoczył swoją pierwszą walkę zawodową. Po pięciu zwycięstwach młodziutki zawodnik doznał jednak nieoczekiwanej porażki przed czasem, a jej autorem został anonimowy debiutant z Filadelfii David Bey, który cztery lata później walczył już o pas IBF z Larrym Holmesem (przegrywając przez TKO w 10 rundzie). Po kolejnych sześciu udanych występach w trzynastym, pechowym zapewne pojedynku, Douglas zanotował kolejny zgrzyt, jakim był remis z przyszłym mistrzem Starego Kontynentu, Norwegiem Steffenem Tangstadem. Co ciekawe również i on miał zaszczyt w niedalekiej przyszłości stanąć do rywalizacji z jednym z czempionów wszechwag. W 1986 roku pięściarz z Tonsberga przegrał jednak w czwartej odsłonie z Michaelem Spinksem, posiadającym pas IBF. Oprócz tego określany przez ekspertów i dziennikarzy, jako utalentowany, ale leniwy Douglas, padł łupem Mike’a White w 1983 i Jesse Fergusona w 1985. Mimo tego po przekonującym zwycięstwie nad Gregiem Pagem kilka miesięcy później, jego kariera znowu nabrała rozpędu.
Zanotowawszy dwie kolejne wygrane nad łatwymi rywalami, w maju 1987 roku „Buster” stanął po raz pierwszy przed szansą na wywalczenie czempionatu w królewskiej dywizji. Na ringu w hotelu Hilton w Las Vegas do zgarnięcia był wówczas wakujący pas federacji IBF, a drugim mającym chrapkę na to trofeum został niepokonany w 33 walkach groźny bombardier Tony Tucker. Douglas oblał egzamin, a słynący z potężnego uderzenia i noszący wymowny przydomek „TNT” Tucker, zastopował go w dziesiątej rundzie. Na tej samej gali nieco wcześniej niejaki Mike Tyson zdemolował szybko Pinklona Thomasa. Kto by wtedy przypuszczał, że za kilka lat losy obydwu pięściarzy znowu się skrzyżują z tak niespodziewanym efektem.
Po porażce z rąk Tuckera Douglas szybko się odbudował i jego kariera ponownie wskoczyła na właściwe tory. Po czterech szybkich wygranych przed czasem w 1989 roku „Buster” dorzucił do swojego rekordu dwa cenne skalpy. Pierwszym był ceniony były mistrz świata WBC Trevor Berbick, a drugim dobrze znany polskim pięściarzom „Atomowy Byk” Oliver McCall. Te dwie wiktorie, doprowadziły boksera z Columbus do ringu w Tokio w odległej Japonii, gdzie 11 lutego 1990 roku naprzeciwko niego stanął straszliwy król nokautu Mike „Bestia” Tyson.
Niepokonany w 37 pojedynkach Tyson miał w swojej kolekcji trzy najważniejsze pasy wagi ciężkiej federacji WBC, WBA i IBF. Niszczyciel z Brooklynu rozjechał całą ówczesną czołówkę jak czołg, zostawiając po sobie wyłącznie zgliszcza. Szansę Douglasa niektórzy bukmacherzy oceniali jak 1:42, a sam Mike zaplanował już na 18 czerwca pojedynek z inną sławą Evanderem Holyfieldem, co tylko podkreślało jak mało obawiał się pretendenta z Columbus.
Mimo to, skazywany na sromotną klęskę i brutalne unicestwienie James wspiął się tego dnia na wyżyny swoich umiejętności, tocząc najlepszą walkę swojego życia. Pewna siebie i wyraźnie niedotrenowana „Bestia”, którą już na sparingach posłał na deski Greg Page, zlekceważyła rywala i zapłaciła za to wysoką cenę. Challenger od pierwszego gongu nawiązał z najmłodszym czempionem wagi ciężkiej w historii wyrównaną bitwę. Ku zaskoczeniu wszystkich okazało się, że nie tylko nie ustępuje Tysonowi, ale w wielu aspektach góruje nad nim. Mimo tego, gdy w ósmej rundzie Mike w końcu posłał na deski Douglasa swoim firmowym lewym podbródkowym, wszyscy sądzili, że jest już po wszystkim i „Buster” tylko nastraszył „Bestię”. James jednak z trudem, ale stanął na nogach, a po chwili zabrzmiał zbawienny dla niego gong. Później zarówno Tyson, jak i jego obóz utrzymywali, iż sędzia ringowy Octavio Meyran zbyt długo liczył Douglasa, jednak wtedy historia potoczyła się dalej. Po przerwie bokser z Columbus odzyskał kontrolę nad wydarzeniami w ringu, a w dziesiątej sam ustrzelił rywala wspaniałym prawym podbródkowym. Do tej bomby dołożył błyskawicznie serie lewy, prawy, lewy i zraniona „Bestia” po raz pierwszy w karierze padła na deski. Tam poważnie zranioną i oszołomioną wyliczył do dziesięciu sędzia. Tak oto James „Buster” Douglas stał się sprawcą największej niespodzianki w historii boksu zawodowego.
Niestety piękny triumf Douglas bardzo szybko zamienił w sromotną klęskę. Osiem miesięcy później strasznie otyły i daleki od formy, łatwiutko stracił trzy mistrzowskie pasy padając znokautowany w trzeciej rundzie przez niesamowitego Evandera Holyfielda. Po tym wstydliwym występie, pozbawiony dalszej motywacji James zakończył karierę. Na emeryturze „Buster” przeraźliwie się roztył i zachorował na cukrzycę. Na szczęście po sześciu latach bezczynności i zgubnego lenistwa wziął się w garść i powrócił na salę treningową. Ostro trenując zrzucił szybko kilkadziesiąt kilogramów i w 1996 roku był gotowy na kolejne bitwy.
Były mistrz świata stoczył cztery wygrane pojedynki, ale w 1997 roku został pechowo znokautowany przez Louisa Monaco sekundy po gongu kończącym pierwsze starcie. Rok później tak samo, tyle, że już w regulaminowym czasie pierwszej odsłony, zdemolował go Lou Savarese. Te dwie brutalne porażki były końcem kariery Douglasa. Co prawda pojawił się jeszcze w ringu dwukrotnie wygrywając przed czasem, ale ostatecznie w 1999 roku dał sobie spokój z boksem. Mający aktualnie 54 lata pierwszy pogromca Mike’a Tysona, przebywając na sportowej emeryturze m.in. zagrał w filmie- komedii Artiego Knappa „Pluto’s Plight”, a jego postać posłużyła do stworzenia gry komputerowej „James Buster Douglas Knockout Boxing”.