JAK CHRIS BYRD ZAŻARTOWAŁ Z NIEMCÓW
Z początku wydawać by się mogło, że był to primaaprilisowy żart, ale fakt jest taki, że właśnie 1 kwietnia 2000 roku niepokonany wówczas w 27 walkach Witalij Kliczko (45-2, 41 KO) przegrał po raz pierwszy w karierze. Ukraiński mistrz świata wszechwag utracił także swoje cenne trofeum w postaci pasa federacji WBO. Przegrana była tym boleśniejsza, że powstała w wyniku pechowej kontuzji barku „Doktora Stalowa Pięść”. Oczywiście był też ktoś, kto skwapliwie uchwycił ten podarunek od losu. To sympatyczny i dobrze nam znany mańkut Chris Byrd (41-5-1, 22 KO).
Czternaście lat temu Kliczko był już gwiazdą wagi ciężkiej. Wszystkie swoje dotychczasowe pojedynki wygrał przed czasem siejąc popłoch i zniszczenie. To miała być jego trzecia obrona pasa WBO, który zdobył w 1999 roku nokautując w Londynie Herbie Hide’a. Początkowo jego rywalem na ringu w Berlinie miał być Donovan Ruddock, ale mieszkającego w Kanadzie Jamajczyka siedem dni przed zaplanowaną bitwą wyeliminowało zatrucie pokarmowe. W taki oto sposób noszącego przydomek „Brzytwa” Ruddocka, zastąpił w ostatniej chwili filigranowy jak na wagę ciężką, ale szybki i zwinny jak kot, Chris Byrd.
Mierzący ponad dwa metry wzrostu i silny jak tur ukraiński czempion zdecydowanie przeważał nad mającym nieco ponad 180 cm wzrostu czarnoskórym pretendentem z miasta Flint. Warto przypomnieć, że w 1992 roku podczas Igrzysk Olimpijskich w Barcelonie, gdzie Chris zdobył srebrny medal, występował jeszcze w wadze średniej.
O budzącym przestrach ówczesnym rekordzie Witalija była mowa powyżej, natomiast Chris również nie miał powodów do wstydu. Miał na koncie 30 zwycięstw, w tym 17 przed czasem i tylko jedną porażkę, którą zafundował mu niebezpieczny Nigeryjczyk Ike Ibeabuchi w 1999 roku.
Dla obrońcy tytułu był to debiut na wszechwładnej antenie telewizji HBO, dlatego z pewnością chciał odnieść przekonujące i widowiskowe zwycięstwo. Amerykanin liczył na swoje umiejętności i szczęście, głośno zapowiadając, że zwycięży faworyzowanego olbrzyma. Nikt jednak nie traktował go poważnie.
W ringu wszystko potoczyło się zgodnie z przypuszczeniami ekspertów i bukmacherów. Przeważał Kliczko, ale daleko mu było do całkowitego zdominowania szalenie niewygodnego i zwrotnego pretendenta. Ten momentami robił co mógł, aby przetrwać i gdy nadarzała się okazja próbował się odgryzać. Na punkty prowadził jednak pewnie mistrz z Kijowa i gdy wydawało się, że trzecia obrona tytułu stanie się faktem, niespodziewanie doznał poważnej kontuzji barku i po dziewiątej rundzie przerwano rywalizację. Do tego momentu starszy z braci Kliczko u wszystkich sędziów prowadził 89-82 i dwukrotnie 88-83.
Równie zaskoczony, co sześć tysięcy zgromadzonych wokół ringu w Estrel Convention Center w Berlinie kibiców, był sam Byrd. Nowy mistrz świata WBO na konferencji prasowej po walce stwierdził, że wiedział doskonale iż przegrywa. Nie spodziewał się, że olbrzymi Ukrainiec będzie w stanie go trafiać i sprawi mu tyle kłopotów. Decyzję Witalija o rezygnacji z dalszych zmagań przyjął z niedowierzaniem.
- Przez dłuższą chwilę nie wiedziałem co się stało, ale gdy zrozumiałem, że złapał kontuzję i nie chce walczyć dotarło do mnie, że to ja jestem nowym mistrzem!
Kłopoty z barkiem sprawiły, że Witalij pauzował przez następnych siedem miesięcy. Wielu fanów i ekspertów zarzucało mu brak serca do walki i uważało, że gdyby był twardy dotrwałby do końca. Oliwy do ognia dolał jego ówczesny trener Fritz Sdunek, który w jednym z wywiadów stwierdził, że próbował go wtedy namówić do kontynuacji, ale Witalij powiedział, że ból był zbyt silny i nie chciał. „Doktor Stalowa Pięść” miłość kibiców i uznanie fachowców odzyskał dopiero trzy lata później, po kapitalnej chociaż znowu przegranej z powodu kontuzji wojnie, ze wspaniałym Lennoxem Lewisem.
W przypadku Chrisa Byrda sprawdziło się przysłowie, mówiące o tym, że co łatwo przyszło, równie łatwo poszło. Z mistrzowskiego pasa WBO Amerykanin cieszył się zaledwie sześć miesięcy, tracąc go już w pierwszej obronie. Zdetronizował go, mszcząc się za brata, Władimir Kliczko.
Fajny wywiad,bo były trzy pytania,a Chris się rozkręcił.Amerykanie to mają.Ten bagaż doświadczeń,które zyskał pozwolił mu z taką pasją wypowiadać się na temat boksu.Fajna energia z niego bije.
Pamiętam też jak dzieciak Byrda gratulował Władkowi który własnie pokonał jego Ojca..Niezapomniane..
2.Werdyktu Andrzej Byrd - czepiają się tylko Polacy - walka równa, trudna do punktowania, nikt nie zaznaczył przewagi. Remis był tu jak najbardziej na miejscu!!a jeśli szukać na siłę wygranego to dla mnie raczej to byłby Byrd.
golota na pewno nie wygral :( niestety
Moim zdaniem Gołota wygrał z Byrdem, tylko że on Andrzejowi pasował stylowo.
Wielu osobom miłość do Andrzeja przysłania czasem fakty. Ja bardzo lubię Gołotę i uważam go za legendę Polskiego boksu zawodowego ale trzeba być obiektywnym w ocenie. Nawet z Ruizem Andrzej nie potrafił zrobić czegoś więcej. Walka była jak pamiętam nudna trochę zapaśnicza. Andrzej miał Portorykańczyka na widelcu, leżał był półprzytomny przez chwilę. To też wina Gołoty że nie został wtedy mistrzem. Ci co mówią że Andrzej nie potrafił znokautować naruszonego już przeciwnika mają rację niestety :/
Swoją drogą podziwiam Ruiza że potrafił przetrwać cięzkie momenty. Ten jego nudny niewygodny styl był dosyć skuteczny. Facet walczył z samymi legendami wagi ciężkiej. Za to należy mu się szacunek. A że Ruiz był nieprzyjemny do oglądania to druga sprawa :/
Byrd to co innego szybki świetny technik dosyć widowiskowy. Kiedyś jak RJJ zdobył pas na Ruizie marzyłem żeby stoczył jeszcze jedną walkę w ciężkiej własnie z Byrdem. Uważam że super walka by z tego wyszła. Byrd nie górował nad Royem aż tak warunkami fizycznymi.
Mimo sympatii do Andrzeja Gołoty - to z Ruizem dał dupy okrutnie większy, silniejszy, szybszy , lepszy technicznie, miał Ruiza na widelcu ale w końcu to nie podał się nie uciekł z ringu i narzucił swój brudny styl boksowania, Andrzej jak zobaczył boksera co się nie poddaje jak zwykle spiął dupę!
Faktycznie licząc dechy Ruiza wyszło by minimalnie dla Gołoty - można powiedzieć że werdykt był naciągany ale do skandalu typu Oscar Trinidad czy Lennox Holy 1 to bardzoo daleko
PS
Gołoty nikt nie oszukał. Polska jednak lubi świętować piękne porażki i zrzucać winę na innych. Tak jest od końca XVIII wieku.