NADCHODZI BOKSERSKI PIĄTEK
Na szczęście kwiecień obfituje w interesujące i wyczekiwane przez kibiców boksu zawodowego pojedynki. Emocje zaczynają się już właściwie od samego początku, bo w najbliższy piątek. Szczególnie uwagę przykuwa gala w Liacouras Center w Filadelfii, gdzie zobaczymy starcie dobrze nam znanego Steve’a Cunninghama (26-6, 12 KO) z niebezpiecznym Amirem Mansourem (20-0, 15 KO) w wadze ciężkiej. Przypomni o sobie również mocno bijący i efektownie walczący pięściarz dywizji średniej Curtis Stevens (26-4, 19 KO), który spróbuje zdemolować niepokonanego Tureano Johnsona (14-0, 10 KO). Natomiast w Północnej Irlandii w swoim rodzinnym Belfaście utalentowany Carl Frampton (17-0, 12 KO) skrzyżuje pięści z byłym czempionem dwóch dywizji Hugo Fidelem Cazaresem (40-7-2, 27 KO) w oficjalnym eliminatorze federacji WBC kategorii super koguciej.
Dla mającego już 37 lat Cunninghama konfrontacja ze starszym o cztery lata Mansourem będzie już piątym występem w królewskiej kategorii. Dotychczas były czempion dywizji junior ciężkiej dwie walki wygrał (na punkty z Jasonem Gavernem i Manuelem Quezadą), a dwie przegrał (na punkty z Tomaszem Adamkiem i przez nokaut z Tysonem Furym). Bilans więc nie jest imponujący, ale dobry technicznie i wciąż szybki „USS” walcząc w swojej rodzinnej Filadelfii na pewno wzniesie się na wyżyny swoich umiejętności. Innego wyjścia nie ma, jeżeli zamierza pokonać noszącego nie bez powodu przydomek „Hardcore” Mansoura.
Ten bokser z Wilmington zapowiadał się na naprawdę świetnego zawodnika, jednak jego obiecującą karierę zahamował długoletni pobyt w więzieniu. Chociaż wydaje się, że najlepsze lata Amir zmarnował za kratami, to jednak on sam jest przekonany, iż wciąż stać go na zdobycie upragnionego mistrzostwa świata. Ma mu w tym pomóc niezaprzeczalny atut, jakim jest ogromna siła ciosu, o której przekonał się ostatnio chociażby Kelvin Price. Mimo sporej siły i agresji, Cunningham będzie dla niego poważnym testem i bardzo możliwe, że będąc od początku do końca skoncentrowany i uważny, wypunktuje groźnego osiłka.
Jeżeli chodzi o Curtisa Stevensa, to nam Polakom kojarzy się przede wszystkim z bezlitosnym porozbijaniem Piotra Wilczewskiego w lipcu 2009 roku i Przemysława Majewskiego trzy miesiące temu. Oprócz tego 29-letni „Showtime” w listopadzie 2013 roku próbował zdetronizować króla WBA wagi średniej Giennadija Gołowkina, ale było to zdecydowanie ponad możliwości Amerykanina. Posiadający dynamit w pięściach Kazach pokazał mu miejsce w szeregu i wykończył w ósmej rundzie. Mimo to Stevensa nie można skreślać, bo chłopak wciąż ma ambicje i umiejętności, aby namieszać w czołówce. Ogląda się go z przyjemnością i fajerwerki w starciu z pochodzącym z Bahamów Johnsonem są raczej pewne.
Frampton to duma irlandzkich kibiców. Ten 27-letni pięściarz ma już na koncie mistrzostwo Wielkiej Brytanii i Wspólnoty Brytyjskiej, Mistrzostwo Europy EBU i rankingowy pas IBF Inter-Continental. W piątek spróbuje zrobić kolejny krok w kierunku wywalczenia pierwszego światowego tytułu. Na przeszkodzie „Szakalowi” stanie 36-letni były mistrz kategorii junior muszej WBO i super muszej WBA Cazares. Wojowniczy Meksykanin jest bardzo doświadczony i w niższych dywizjach zaliczał się do najlepszych. Ciekawe, co pokaże w rywalizacji z młodym i głodnym sukcesów irlandzkim wilkiem?
A Curtis zda sobie sprawę że nie potrzebnie tyle gadał przed walką:)