HOPKINS: CEL PROSTY, W TYM ROKU CHCĘ ZUNIFIKOWAĆ WSZYSTKIE PASY
Bernard Hopkins (54-6-2, 32 KO) w połowie stycznia skończył 49 lat, a mimo wszystko wciąż zasiada na tronie federacji IBF wagi półciężkiej. Już 19 kwietnia skrzyżuje rękawice z championem według organizacji WBA - Beibutem Szumenowem (14-1, 9 KO) i zdaniem wielu zunifikuje dwa pasy pomimo dwóch dekad różnicy pomiędzy zawodnikami. Legendarny pięściarz z Filadelfii zapewnia jednak, że nie zamierza lekceważyć wciąż mało znanego za oceanem Kazacha.
- Nie patrzę na jego rekord i na pewno go nie lekceważę. Patrzę za to na niego jako kogoś, kto chce zostać absolutnym mistrzem tego limitu. On ma coś, czego ja chcę, ale i ja mam coś, co on chętnie by mi odebrał. Ktoś polegnie tej nocy, lecz nie zamierzam być właśnie na tej straconej pozycji. Mój cel jest prosty, zunifikowanie wszystkich tytułów kategorii półciężkiej do końca 2014 roku. Tym samym byłbym dopiero drugim pięściarzem w historii, który zunifikowałby w ten sposób pasy w dwóch różnych wagach - nie ukrywa "Kat".
- Szumenow wspomina o tym, że będzie miał naprzeciw siebie legendę, dlatego też spodziewam się, iż będzie bardzo dobrze przygotowany. Mówi o mnie jak o legendzie, więc zamierzam udowodnić, że na to zasługuję - zakończył Hopkins.
holyfield?chyba. nie wiem.
Jaja sobie robisz?
Raczej tak.
Floyd bije każdego na łeb na szyję a Hopkinsowi miejsce w szeregu pokazał boleśnie Downson.
Hopek jest mistrzem dzięki mnogości kategorii. Jest to zajebisty bokser ale nie jest najlepszy w tej wadze.
Osobiście po tej unifikacji na jego miejscu walczył bym z Bramherem którego by pokonał i Frochem na którym by naprawdę zarobił pare groszy a i nie był bez szans.
Uczciwie Hoop przegrywa 9 z 10 walk z Downsonem.
Data: 24-03-2014 17:24:39
Kapralwiaderny
Jaja sobie robisz?
Raczej tak.
Zdecydowanie nie. Podajesz przykład Dawsona a zapominasz o tym że Floyd przez ostatnie lata wręcz uciekał przed Packmanem, to tak jakby mieć pas HW i unikać przy tym Kliczki :)
Po pierwsze, Hopkins był kontuzjowany w drugiej walce z Dawsonem. To nie tłumaczy samej porażki, bo przecież Hopkins o tym głośno nie mówi, ale można na tej podstawie wyciągać wnioski o poziomie zawodników w kontekście tej walki. Z kolei w pierwszej walce Dawson powinien przegrać przez dyskwalifikację za bezczelny faul. Podnoszenie rywala i celowe rzucenie nim to chamstwo nie mające nic wspólnego z boksem. O klasie obu pięściarzy dobitnie świadczą ich dalsze poczynania. B-Hop ma dwa zwycięstwa, jest w drodze po trzecie - i drugi tytuł mistrzowski. Dawson przegrał przed czasem, zostając ośmieszonym z pojedynku z Wardem, a potem w 1 rundzie ze Stevensonem.
Mnogość kategorii jest raczej cechą takich bokserów jak Mayweather czy Pacquiao. To oni zwią siebie mistrzami w sześciu czy siedmiu różnych wagach. Hopkins zdobył tytuł mistrza świata w wadze średniej, odebrał pozostałe tytuły innym pięściarzom, przeszedł do półciężkiej by zawalczyć z człowiekiem, który w tamtych czasach był postrzegany za niesamowitego, gdyż jako pierwszy pokonał i ciężko znokautował Roya Jonesa - mowa o Antonio Tarverze. I jest w tej wadze do dziś. W super średniej też by sobie poradził. Mówisz, że nie byłby bez szans z Frochem. Z Abrahamem tym bardziej. Z Wardem obustronna przyjaźń i szacunek - nie chcą walczyć ze sobą.
Hopkins zrobił wszystko co się dało. A nawet jeszcze więcej. Mayweather też jest legendą. Nie ma wątpliwości co do tego, że Floyd jest jednym z najlepszych pięściarzy w historii. Nawet pomimo cyrków z Pacquiao. Hopkins jest jednak jedyny w swoim rodzaju.
Facet mimo swojej legendy ma też porażki i te porażki mówią nawet w jego early prime, że może zostać pokonany; pokonany przez pięściarzy gorszych ówcześnie od Stevensona. Nie oszukujmy się, zaliczył niejedne deski z chaotycznym i także gorszym Pascalem, został obnażony nieporadnością z Dawsonem. Stevenson jest o pół szczebla wyżej od niego i o szczeble wyżej od innych w LHW.
Alias supermena nie jest z dupy wzięty.
Hopkins nie zaliczył desek z Jeanem Pascalem. To był błąd sędziego, że liczył po wyraźnych ciosach w tył głowy. Ile Amerykanin spędził na tych deskach? Ze dwie sekundy? Remis w pierwszej walce był skandalem. Tak samo jak remis z Segundo Mercado. Nie rozumiem jak można było punktować te walki w ten sposób.
A wspominanie o porażce z Clintonem Mitchellem byłoby bez sensu. Niejednogłośna decyzja w debiucie o niczym nie świadczy. Gdyby Hopkins nie miał pecha do werdyktów (takiego pecha nie ma np. Floyd - patrz Castillo), to rekord B-Hopa wyglądałby tak: (60-2, 32 KO). Tylko porażki z Royem Jonesem (1993) i Chadem Dawsonem (2012) można uznać za bezdyskusyjne. Pamiętając o kontuzji w starciu z Dawsonem. No i Joe Calzaghego też można oczywiście zaakceptować, ale (59-3, 32 KO) też wygląda bardzo dobrze.
Takie techiczne rozważania. Mimo iż wiemy, że rekord nie świadczy o klasie boksera.
Tak czy siak Hopkins to żywa legenda. Mega osiągnięcia. Non stop walki z czołówką. Typowy ringowy profesor. Pozostaje tylko ukłonić się przed jego dokonaniami. Niesamowity resume.
Uff bo już myślałem że ty z tym Floydem to na poważnie ale pozbawiłeś mnie złudzeń swoim rozumieniem boksu i życia.
Masz zdecydowaną rację Ze Floyd ucieka przez Pacmanem przecież Manny nie raz o tym mówił.
A w sumie to że Hopek miał kontuzję w walce z Downsonem o której wiesz tylko ty i on to faktycznie argument nie do pobicia. Fakt że Downson faulował w pierwszej walce to oczywista oczywistość B-Hoop nigdy by nie uciekł się do faulu to nie godne mistrza.
A tak z ciekawości pracujesz może w dzile PR PiSu???
Nigdy nie twierdziłem, że Calzaghe to wałek - a tak wynika z Twojej wypowiedzi. Można było jednak to punktować w obie strony. Knockdown w pierwszej rundzie i cały początek walki (kolejne rundy, np. druga) dały Amerykaninowi kilkupunktową przewagę. Dopiero ostatnie starcia wyrównały karty punktowe, Hopkins boksował zbyt asekuracyjnie, był przekonany o swoim sukcesie. Walijczyk zaś nie - czego symbolem było to iż cieszył się po werdykcie jak dziecko.
Taylor to oczywisty wałek, nie ma sensu głębiej rozwijać tematu. Zastąpienie starego mistrza, młodym i niepokonanym prospektem. Wyszło tak, że Pavlik (ośmieszony później przez Hopkinsa), Froch i Abraham kolejno nokautowali Taylora.
Pascal? Naprawdę można bronić tu werdyktu remisowego? Hopkins wygrał 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 11 i być może 12 rundę. Po dwóch niesłusznych liczeniach nie oddał już żadnej rundy. Zadawał zdecydowanie więcej celnych ciosów, kontrolował tempo walki, robił z Kanadyjczykiem co chciał - czego chcieć więcej by wypunktować te rundy dla niego? Werdykt nie może być inny niż 115:111, ewentualnie 114:112 dla Hopkinsa.
Zgadzam się, że Hopkins miał wiele walk, które mogły iść w obie strony. Warto tylko zwrócić uwagę, że w KAŻDEJ z tych "wielu walk", ostateczny werdykt szedł na korzyść jego przeciwnika:
- 6 z 8 remisów/porażek Hopkinsa to MD/SD.
- 0 z 32 zwycięstw Hopkinsa to MD/SD.
Drogie dziecko, obrażając nieznajomych w internecie nie staniesz się lepszym "ekspertem" od boksu. Nie wiem na jakiej zasadzie punktujesz, ale prawdopodobnie popełniasz ten sam błąd co wielu innych: w boksie zawodowym liczą się ciosy, a nie dotknięcia. Siła ma znaczenie. Precyzja ma znaczenie. Narzucenie swojego stylu walki ma znaczenie. Obrona ma znaczenie. Wszystkie te elementy dawały przewagę Hopkinsowi. Calzaghe robił tylko wiatrak. Mało groźny, mało precyzyjny, skuteczny jedynie w elemencie statystyk ciosów po walce.
Wypunktowanie zwycięstwa Calzaghego nie jest błędem. Ignorancja jest jednak głupotą.
I naprawdę sporo tu negatywnych, niepotrzebnych emocji.
Kovaliowa może wypykać, Szumenova także.
Stevensona jednak w tym momencie nie ruszy nikt w wadze. Jest w takim prime, że już bardziej w prime sie chyba nie da być :P
Stylowo to bardziej Hopkins był "Mayweatherem", a Calzaghe "De La Hoyą". Już po dwóch rundach było 20-17 dla Hopkinsa, który położył "Dumę Walii" na deskach. Zgadzam się, że w ostatnich kilku rundach Calzaghe zaczął odrabiać straty. Głównie poprzez nadmierną pewność siebie Amerykanina, który czuł że ma wystarczającą przewagę w tym pojedynku i nie podejmował ryzyka. Zresztą oboje zawodnicy to przeczuwali. Świadczą o tym ich reakcje po walce. Nie można jednak mówić o czyjejś wyraźnej przewadze na kartach punktowych. Gdyby tak było to Calzaghe musiałby wygrać co najmniej 9 z 10 ostatnich rund, a na pewno tak nie było.
Nie ma co się irytować. Ta walka miała miejsce sześć lat temu. Na dzień dzisiejszy na nikogo z nich nie wpływa. Walijczyk jest na emeryturze, Hopkins poszedł dalej. Przy wyrównanych walkach zawsze będą mniejsze lub większe kontrowersje. A ta walka właśnie należała do takich.