ECHA BOKSERSKIEGO WEEKENDU
O ile poprzedni weekend rozczarował (niespodziewanie marna gala w Las Vegas), to ten wypadł lepiej, niż się zapowiadał. Stoczono wiele emocjonujących walk, a gdzieniegdzie sypnęło niespodziankami.
Zaczęło się Moskwie od dwóch ciekawych pojedynków w kategorii cruiser. W walce o pas WBC Silver Rachim Czakijew (18-1, 14 KO) pokonał przez TKO w 9. rundzie Juho Haapoję. Ingusz nie pokazał fajerwerków, ale spokojny solidny boks. Chyba nasz Diablo na dobre wybił mu z głowy zapędy do szybkiego kończenia pojedynków. Znacznie bardziej efektownie wypadł Grigorij Drozd (38-1, 27 KO), który w przepiękny sposób znokautował już w 1. rundzie Jeremy'ego Ouannę, czym potwierdził, że zwycięstwo nad Mateuszem Masternakiem nie było przypadkowe. Warto podkreślić, że aspirujący do pasa EBU Francuz nigdy wcześniej nie przegrał przed czasem. Sukcesy Drozda zadziwiają tym bardziej, że przed walką z Masternakiem był on uważany raczej za pięściarza mającego najlepsze lata za sobą, a do tego niezbyt silnego, jak na wagę cruiser.
W Liverpoolu walczyło kilku bokserów z brytyjskiej czołówki. Debiutujący w wadze cruiser Tony Bellew (21-2-1, 13 KO) zaprezentował dobrą formę. Po dwóch nokdaunach, tuż przed końcem walki znokautował Walerego Brudowa. Bardzo rozbieżne są natomiast oceny występu Kella Brooka (32-0, 22 KO), który wygrał przez TKO w 8. rundzie z Alvaro Roblesem. O ile jedni komentatorzy rozpływają się w zachwytach nad umiejętnościami Brooka, o tyle inni podkreślają jego nieudolne próby znokautowania rywala i przedwczesne przerwanie walki przez sędziego ringowego. Swoje walki pewnie wygrali też Kevin Mitchell i Rocky Fielding, przy czym ten drugi nie zmieścił się w limicie wagi super średniej, co kosztowało go pas Commonwealthu.
Po drugiej stronie Atlantyku głównym wydarzeniem była gala w Bayamon (Puerto Rico). Król wagi junior półśredniej Danny Garcia (28-0, 16 KO) był zdecydowanym faworytem w pojedynku z Mauricio Herrerą o pasy WBA Super i WBC. Tymczasem w ringu wydarzenia ułożyły się całkiem odmiennie od oczekiwań. Zadziorny Herrera przez 12 rund był strona aktywniejszą, a faworyt z wielkim trudem odpierał jego ataki. Nie było widać spodziewanej przewagi techniki po stronie Garcii, podczas gdy zaznaczyła się przewaga siły fizycznej boksera z Kalifornii. Ostatecznie sędziowie orzekli zwycięstwo Garcii stosunkiem dwa do remisu, ale werdykt ten został powszechnie odebrany jako krzywdzący Herrerę, który zasłużył co najmniej na remis. Chyba jednak przymiarki do pojedynku Garcii z Floydem Mayweatherem Juniorem było zdecydowanie przedwczesne.
Nadal wielką niewiadomą dla bokserskiego świata pozostaje Deontay Wilder (31-0, 31 KO) w wadze ciężkiej. W Bayamon znokautował Malika Scotta już w 1. rundzie, ale nasuwają się wątpliwości, czy nokaut nie był sfingowany. O tym, czy Wilder to mocarz o piorunującej sile uderzenia, czy też napompowany do granic wytrzymałości propagandowy balon, przyjdzie nam ostatecznie przekonać się przy innej okazji. Wiele emocji było w pojedynku Juana Manuela Lopeza (34-3, 31 KO) i Daniela Ponce De Leona (45-6, 35 KO) w kategorii piórkowej. Wiadomo było, że będzie to starcie „na młotki” i że wygra je ten z pięściarzy, który pierwszy czysto trafi. Pierwszy trafił na początku 2. rundy Ponce De Leon, ale nokdaun na Lopezie nie przyniósł mu zwycięstwa. Rozeźlony niepomyślnym obrotem sprawy na własnym ringu Portorykańczyk tak zdecydowanie natarł na Meksykanina, że jeszcze przed końcem tej samej rundy sędzia ringowy poddał Ponce De Leona po trzech kolejnych liczeniach. Na tej samej gali efektowne zwycięstwa nad kiepskiej jakości rywalami odniosło też dwóch obiecujących reprezentantów USA, a mianowicie Daniel Jacobs (waga średnia) i Ed Paredes (waga półśrednia).
Na undercardzie gali Adamek vs Głazkow w Bethlehem doszło do ciekawej konfrontacji w kategorii półciężkiej. Isaac Chilemba (22-2-2, 9 KO) po jednostronnej walce pokonał wysoko na punkty Denisa Graczowa, deklasując go pod względem umiejętności technicznych. Dla Rosjanina jest to druga porażka z rzędu i być może sygnał, żeby dać sobie spokój z boksem i powrócić do kickboxingu, z którego się wywodzi.
Meksykańskie gale w Los Cabos i Tapachuli były przed wszystkim okazją do przetarcia się ze słabszymi rywalami bokserów zaplecza, w tym dwóch bardzo dobrze na przyszłość rokujących prospektów. O ile w Los Cabos nie było niespodzianek, a utalentowany Rey Vargas (waga super kogucia) planowo zwyciężył przed czasem solidnego Filipińczyka Silvestra Lopeza, o tyle w Tapachuli doszło do olbrzymiej sensacji. Jeden z najbardziej perspektywicznych bokserów Meksyku, niepokonany król nokautu Miguel Berchelt (waga super piórkowa) już w 1 minucie walki został znokautowany przez Kolumbijczyka Luisa Eduardo Floresa, który dotąd miał na rozkładzie tylko dwóch rywali z dodatnim bilansem walk. Dla miłośników talentu Berchelta (do których sam też należę) to prawdziwy szok, ale pozostaje nam liczyć, że ta klęska nie załamie boksera z Jukatanu.