CRAWFORD ZDOMINOWAŁ BURNSA
Zgodnie z przewidywaniami Terence Crawford (23-0, 16 KO) pokonał Ricky'ego Burnsa (36-3-1, 11 KO) na gali w Glasgow odbierając Szkotowi tytuł WBO wagi lekkiej. Sędziowie wypunktowali przewagę Amerykanina w stosunku 116-112, 117-111, 116-112, jednak wyniki z kart nie odzwierciedlają przebiegu pojedynku.
Szkot wszedł w walkę zmotywowany i starał się ustawiać walkę szybkim lewym prostym, jednak utalentowany Crawford regularnie go kontrował. Tłum bardzo wspierał swojego faworyta i reagował żywiołowo przy każdej akcji mistrza. Crawford był jednak nie do zatrzymania - w czwartej złapał Burnsa na linach i zasypał go gradem ciosów. Amerykanin cały czas wywierał presję na rywalu, która zaczęła przynosić wyraźny skutek około siódmej rundy, w której mistrz starał się jeszcze nawiązać walkę. W ósmej "Łowca" dorwał w końcu swoją ofiarę i zepchnął Szkota do głębokiej defensywy. Do samego końca obraz walki się nie zmienił. Burns zdał sobie sprawę z jakiej klasy rywalem znajduje się w ringu i wyraźnie stracił ochotę do walki. Amerykanin szukał jeszcze możliwości rozstrzygnięcia pojedynku przed czasem w finałowej rundzie, jednak nie zdołał wykończyć mistrza. Tym samym Crawford zdobył pierwszy tytuł mistrzowski w swojej karierze.
Burns w końcu oddał pas który nie należał mu się już od dawna. W dodatku pierwszy raz widziałem, jak Burns unika wymian. To była odpowiednia walka na odejście.
Crawford troche mnie zawiódł postawą, ale Burn to w końcu mistrz, napewno nie stawia łatwych warunków.
Dzisiaj zabraklo tego z czego Burns jest znany, a więc tego wielkiego serca do walki i woli zwycięstwa. Walczyl kompletnie bez wiary i dal sobie narzucić styl Crawforda. Oczywiście latwo wszystko pisać, a ciężej zrobić, ale jednak mimo wszystko Burns zaprezentowal się poniżej oczekiwań.
Wiem, że zalamanie szczęki to poważna kontuzja i zostawia w glowie trwaly ślad. Spodziewalem się po prostu Rickiego w najlepszym wydaniu. Prawdziwego walczaka!