WŁOSKI BOKS W ŚLEPYM ZAUŁKU
Włosi to naród o bogatych tradycjach bokserskich. Przede wszystkim wzbudzają szacunek osiągnięcia bokserów USA włoskiego pochodzenia (z niesamowitym Rockym Marciano na czele), ale pięściarze reprezentujący Italię (np. Nino Benvenuti, Bruno Arcari lub Sumbu Kalambay) także zapisali się trwale w światowej historii boksu. Na tym tle dzisiejszy włoski boks zawodowy prezentuje się mizernie i jest trapiony organizatorskim i promotorskim niedowładem.
Wczoraj na ringu w Calais jeden z najlepszych włoskich bokserów Devis Boschiero (34-2-1, 16 KO) niespodziewanie uległ niejednogłośnie na punkty (113:115, 114:115, 115:113) Francuzowi Romainowi Jacobowi (21-0, 7 KO) i stracił pas EBU w wadze super piórkowej. Jacob to niepokonany prospekt pochodzący ze znanej bokserskiej dynastii (dziadek Jacques był bumem, ale stryjowie Herve, Bruno i Stephane już całkiem dobrymi bokserami, a ojciec Thierry nawet na krótko doszedł do tytułu mistrza świata WBC w super koguciej), tym niemniej Boschiero był zdecydowanym faworytem. Pojedynek był wyrównany, a werdykt jest niezbyt sprawiedliwy, chociaż o skandalu mówić raczej nie można. W przypadku Boschiero jest to już jednak druga niezasłużona porażka, bowiem wcześniej został skrzywdzony w 2011 w Tokio w walce przeciwko Takahiro Ao, której stawką był pas WBC (również przegrana stosunkiem głosów 2:1).
Włoskie media biją na alarm, twierdząc, że Boschiero jest źle prowadzony, nie dostaje wartościowych rywali, a do Calais został "zwabiony w pułapkę" gażą w wysokości 60.000 Euro i z góry było wiadomo, że nie ma co liczyć na sprawiedliwe sędziowanie w siedzibie klanu Jacobów. Zresztą sprawa ma szersze podłoże. Włoscy bokserzy walczą głównie za sobą, często dochodząc do tytułów mistrzów Europy, ale drogę do tytułów światowych mają praktycznie zablokowaną z powodu braku przebicia (czyli układów promotorskich) w wiodących federacjach. Nie tak dawno doskonały Leonard Bundu (pochodzący ze Sierra Leone) znokautował w Rzymie Rafała Jackiewicza w walce, o której mówiono, że będzie przepustką do pojedynków o pasy mistrzowskie w najbardziej prestiżowej i najlepiej opłacanej kategorii półśredniej. Potem Bundu znokautował w Londynie Lee Purdy'ego i dalej nic. Nadal jest tylko mistrzem EBU i prawdopodobnie zakończy karierę niepokonany bez możliwości stoczenia walki z najlepszymi na świecie za miliony lub setki tysięcy dolarów.
Leonard Bundu ma już 39 lat. Inni niepokonani włoscy pięściarze, jak Emiliano Marsili i Emanuele Blandamura też są w wieku grubo po 30. i również są w analogicznej sytuacji. Podobnie Mouhamed Ali Ndiaye, który tylko raz przegrał niezasłużenie z Lolengą Mockiem. Michele Di Rocco i Mirko Larghetti w wieku 31 lat bezskutecznie czekają na swoje szanse. Wygląda na to, że Włosi zmarnowali całkiem dobre pięściarskie pokolenie. A następców nie widać.
Był też mistrz HW Francesco Damiani,ale podrzędnej i mało znaczącej wtedy organizacji WBO,na dodatek Damiani jako pierwszy walczył o ten nowo utworzony pas,który dzisiaj jednak uznawany jest jako prestiżowy i Damianiego zalicza się do mistrzów świata wagi ciężkiej.
A co do reszty to na tle Włochów u nas w Polsce wcale nie jest jeszcze,aż tak źle,jeśli chodzi o układy promotorskie.
No może nie wspaniały,bo wspaniały to był Teofilo Stevenson i Felix Savon (- obydwaj po 3 x mistrzowie olimpijscy),ale bardzo dobry był z niego amator ,w końcu mistrz olimpijski i 2-krotny mistrz świata.
Pokonał Davida Price,Glazkova i Puleva,ale z Povetkinem 3 razy przegrał.