SZPILKA WYWAŻY DRZWI DO WIELKIEJ KARIERY?

Orange Sport, fot. Kasia Niedźwiecka

2014-01-17

Artur Szpilka (16-0, 12 KO) ma już za sobą wizowe perypetie i może walczyć z Bryantem Jenningsem (17-0, 9 KO). Polak w jaskini lwa stoczy bój o przepustkę do wielkiego świata boksu. Polak już od dawna zapewniał, że nie interesuje go nabijanie rekordu, tylko walki z najlepszymi. I słowa dotrzymał. "Szpila" podpisując kontrakt na walkę z Jenningsem, potwierdził że nie boi się dużych wyzwań.

- Dla Szpilki jest to ogromna szansa szybkiego wskoczenia do czołówki wagi ciężkiej i zaistnienia dzięki HBO w świadomości Amerykanów – mówi w rozmowie z orangesport.pl Przemysław Saleta.

- Niewątpliwie atutem Jenningsa jest wyszkolenie techniczne, przygotowanie kondycyjne i zasięg ramion. Potrafi zadawać ciosy seriami, zmieniać tempo i płynnie przechodzić z ataku do obrony i z obrony do ataku – wylicza atuty Amerykanina Saleta. - Jednak Szpilka jest szybszy od Jenningsa, mocniej bije i ma lepszą pracę nóg. Polak żeby wygrać musi boksować bardzo taktycznie, uważnie w obronie i bez żadnych przestojów – dodaje Saleta.

- Wygrana da Szpilce parę miesięcy spokoju i nieoficjalny tytuł najbardziej perspektywicznego, młodego ciężkiego - mówi Saleta. - Jeśli Polak przegra po dobrej walce, to mu ta przegrana nie zaszkodzi. Jeśli przegra przez szybki nokaut lub zostanie przez Jenningsa zdeklasowany, to mit pryśnie i Szpilka będzie potrzebował lat, żeby odbudować swoją pozycję.

Choć Szpilka koncentruje się teraz na pojedynku z Jenningsem, to z pewnością pamięta, że na polskim podwórku ma niepozałatwiane sprawy z Krzysztofem Zimnochem. Jeśli "Szpila" wygra z Amerykaninem, konfrontacja z Zimnochem – oprócz osobistych porachunków – nie będzie miała dla niego żadnej wartości. Choć znając temperament "Szpili", będzie chciał zamknąć tę sprawę.

- Jego walka z Zimnochem będzie miała sens tylko przypadku porażki w USA – mówi na zakończenie Saleta. Po ewentualnym zwycięstwie nad Jenningsem Szpilka raczej nie będzie zawracał sobie głowy Zimnochem. Wówczas będzie mógł mierzyć znacznie wyżej i na przykład po raz kolejny może wywołać do tablicy Tomasza Adamka. Nie narazi się wówczas na lawinę złośliwych komentarzy, jaka spłynęła na niego, gdy pierwszy raz zaprosił do tańca "Górala".

Opracował: Krzysztof Smajek

Cały tekst przeczytasz na Orangesport.pl >>>