POTWORNA WOJNA DLA KIRKLANDA!
Niesamowicie krwawa jatka i zdecydowanie jedna z najpoważniejszych kandydatur do miana walki roku - tak przedstawiała się straszna zadyma pomiędzy Jamesem Kirklandem (32-1, 28 KO) a niepokonanym dotąd Glenem Tapią (20-1, 12 KO) w kategorii junior średniej. Ostatecznie wygrał Kirkland, lecz przede wszystkim boks!
Panowie nie bawili się w zbędne podchody i natychmiast zaczęli prawdziwe bombardowanie. Tapia wziął się na sposób i zamiast sierpami zaczął bić bezpośrednim prawym. Praktycznie każda taka akcja wchodziła na głowę i po pierwszej rundzie Kirkland siadał na stołku z zapuchniętym lewym okiem. Nieoczekiwanie lewy sierpowy w drugim starciu wstrząsnął Tapią i teraz trwała pełna dominacja Jamesa. Ale klasyką okazała się pierwsza połowa trzeciego starcia. To było prawdziwe szaleństwo. Szalone tempo, w powietrzu świstały potężne bomby, a nokaut wisiał w każdej sekundzie tej wojny na wyniszczenie. W ostatnich sekundach Glen jakby trochę opadł z sił, a rozpędzony Kirkland spychał go coraz mocniej do odwrotu. Czwarte starcie było już bardzo jednostronne. Kirkland skracał dystans i lewym podbródkowym dziurawił gardę rywala, któremu głowa co chwilę odskakiwała do tyłu. W przerwie Tapię dokładnie oglądał lekarz, ale Steve Smoger nie zwykł w ten sposób przerywać takich walk.
Dopuścił Glena do piątego starcia, a ten "zrewanżował się" mu dobrym początkiem. Dwukrotnie wstrząsnął Kirklandem lewym sierpowym, tylko że ten niczym w transie nacierał i strasznym pressingiem znów zepchnął go do totalnego odwrotu w końcówce. Poczuł krew i już nie odpuści. Po czterdziestu sekundach demolki w szóstej rundzie Smoger w końcu zlitował się nad wiszącym bezwładnie na linach Tapią i zastopował pojedynek. Co za wojna...
W koncu Tapia dostal straszne bicie, bo nawet jak mial przewage wczesniej w walce, to nie ma dostatecznie silnego ciosu, aby zrozbic Kirkland krzywde.