ZWYCIĘSKI SZOT
Po serii pięciu kolejnych porażek w końcu zwyciężył Krzysztof Szot (18-9-1, 5 KO). W zakończonej przed momentem potyczce otwierającej galę w Białobrzegach pokonał Aleksandra Abramienkę (17-40-1, 6 KO).
Pierwsza runda była trochę rozpoznawcza, choć i ta należała nieznacznie do Polaka. Od drugiej Szot pressingiem spychał rywala do lin, a tam bił hakami na korpus i soczystymi sierpami. W trzeciej wstrząsnął Białorusinem prawym podbródkowym, lecz nie spieszył się z dokończeniem dzieła zniszczenia. Czwarta odsłona to już jedynie walka o przetrwanie Abramienki. Szesnaście sekund przed końcem Krzysiek posłał go na deski potężnym prawym sierpowym, jednak przeciwnik zdołał powstać na osiem, a za moment zabrzmiał kończący walkę. Sędziowie nie mieli problemów z oceną tego pojedynku i zgodnie punktowali 40:35.
Gdyby nie bezpieczne prowadzenie Wasyla czy Babilona to by kariery naszcych wyglądały podobnie tak jak u Snarskiego w grupie.
Zgadzam się, bezpieczne prowadzenie to jedno, ale tutaj przede wszystkim chodzi o to, że nie da się osiągać dobrych wyników jednocześnie trenując i pracując. Myślę, że gdyby więcej płacono Szotowi za walki i mógłby się skupić tylko na treningach, to naprawdę mógłby nawiązać walkę ze swoimi ostatnimi rywalami, a praktycznie przegrywał każdą rundę. Dobrze chociaż, że ma dobrą szczękę.
Zgadzam się, bezpieczne prowadzenie to jedno, ale tutaj przede wszystkim chodzi o to, że nie da się osiągać dobrych wyników jednocześnie trenując i pracując. Myślę, że gdyby więcej płacono Szotowi za walki i mógłby się skupić tylko na treningach, to naprawdę mógłby nawiązać walkę ze swoimi ostatnimi rywalami, a praktycznie przegrywał każdą rundę. Dobrze chociaż, że ma dobrą szczękę.